[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To ¿aden problem dla "najwiêkszego ptaszka" na terenie Francji.- Dlaczego pan nazywa tê maszynê ptaszkiem? - spyta³ Latham.- Gdy¿ "potrafi wzlatywaæ w przestwór bezkresnej pamiêci".- Aha.Przepraszam,¿e zapyta³em.- To mi znacznie u³atwi pracê, pani de Vries.Zacznê ju¿ programowaæ komputer,tak ¿e gdy tylko zjawi siê Joel, bêdziemy mogli otworzyæ dostêp do archiwalnychdanych i natychmiast rozpocz¹æ widowisko.- Widowisko?- Przecie¿ mamy do czynienia z obrazami na ekranie, pu³kowniku.Zaledwie Rowewprowadzi³ swoje has³o i zacz¹³ wpisywaæ dane do komputera, uchyli³y siê ciê¿kiestalowe drzwi podziemnego kompleksu i wszed³ drugi technik, nieco starszy,trzydziestoparoletni.Wyró¿nia³ siê d³ug¹ kitk¹ w³osów z ty³u g³owy, staranniezebran¹ w koñski ogon i przewi¹zan¹ w¹sk¹ niebiesk¹ tasiemk¹.- Czeœæ! - zawo³a³ od wejœcia.- Nazywam siê Joel Greenberg i jestemg³Ã³wnodowodz¹cym w tym bunkrze.Jak leci, Jack?- Czekaliœmy na ciebie, geniuszu drugi.- Hej! Nie zapominaj, ¿e jestem Numero Uno!- By³em tu pierwszy, wiêc musia³em ciê zast¹piæ - odpar³ Rowe, nie podnosz¹cg³owy znad klawiatury.- Pan musi byæ tym wszechw³adnym pu³kownikiem Witkowskim - rzek³ Greenberg,wyci¹gaj¹c na powitanie d³oñ do szefa s³u¿b ochrony ambasady.Pu³kownik zmierzy³go surowym spojrzeniem, wyraŸnie niezadowolony z ubioru mê¿czyzny, na którysk³ada³y siê powycierane d¿insy i b³êkitna, flanelowa, rozche³stana pod szyj¹koszula, nie mówi¹c ju¿ o kitce w³osów spadaj¹cych na kark.- To wielki zaszczyt poznaæ pana osobiœcie - doda³ technik.- Proszê mi wierzyæ.- No có¿, przynajmniej jest pan trzeŸwy - mrukn¹³ opryskliwie pu³kownik.- Zd¹¿y³em wytrzeŸwieæ w czasie podró¿y.A jeszcze wczoraj wieczorem tañczy³emflamenco.Natomiast pani musi byæ bez w¹tpienia pani¹ de Vries.Przyznajê, ¿ekr¹¿¹ce o pani plotki nie s¹ prawdziwe.Jest pani naprawdê zachwycaj¹ca, madame.- Proszê nie zapominaæ, ¿e jestem tak¿e wysokim oficerem wœród personeluambasady, panie Greenberg.- Mogê siê za³o¿yæ, ¿e jestem wy¿szy od pani stopniem, ale kto dba o takiedrobiazgi.Proszê wybaczyæ, madame, nie mia³em najmniejszego zamiaru paniuraziæ.Po prostu taki ju¿ jestem, zawsze mówiê szczerze.Nie gniewa siê pani?- Nie - odpar³a Karin i zachichota³a.- W takim razie pan musi byæ naszym goœciem z Wydzia³u Operacji Konsularnych -rzek³ Greenberg, witaj¹c siê z Lathamem.Spowa¿nia³ nagle.- Proszê przyj¹æ odemnie wyrazy wspó³czucia.Kiedy umiera któreœ z rodziców, cz³owiek jest mniejwiêcej na to przygotowany.Rozumie pan, co mam na myœli? Ale pan straci³brata.Owszem, ja i Jack znamy okolicznoœci tej tragedii.Tym bardziejporuszy³a nas jego œmieræ.Co móg³bym jeszcze powiedzieæ? - Nie trzeba, towystarczy.Czy jeszcze ktoœ z pracowników ambasady zna szczegó³y tamtychwydarzeñ?- Nikt, tylko Rowe i ja.Mamy tu podwójne zabezpieczenia.Jack zna jedno has³o,ja drugie, nikt poza nami nie ma dostêpu do naszego "ptaszka".Gdyby któryœ znas zgin¹³ w wypadku albo zmar³ na atak serca, trzeba by œci¹gaæ zmiennika a¿ zkwatery g³Ã³wnej NATO.- Nigdy przedtem nie widzia³em pana w ambasadzie - rzek³Witkowski.- A jestem pewien, ¿e zapamiêta³bym takiego cz³owieka, gdybym go choæraz ujrza³.- Nie wolno nam zawieraæ bli¿szych znajomoœci, pu³kowniku.Mamy oddzielnewejœcie i zje¿d¿amy do piwnic wydzielon¹ wind¹.- To doœæ kosztowne rozwi¹zanie.- Proszê wzi¹æ pod uwagê, ¿e pracujemy z "matczynym ptaszkiem".Przechodzimyostr¹ selekcjê, wybiera siê jedynie m³odych mê¿czyzn z dyplomem, kawalerów.Mo¿ei jest to przyk³ad dyskryminacji p³ci, ale chyba tak byæ musi.- Jesteœcie uzbrojeni? - wtr¹ci³ Latham.- Pytam z czystej ciekawoœci.- Owszem, ka¿dy z nas ma po dwa pistolety, oba typu Smith & Wesson, kaliberdziewiêæ milimetrów.Jeden nosimy w kaburze pod pach¹, drugi schowany na udzie.Przeszliœmy te¿ odpowiednie szkolenie strzeleckie, jeœli ju¿ o tym mowa.- Mo¿e przyst¹pimy do pracy - zaproponowa³a Karin.Mam nadziejê, ¿e pañskikolega wprowadzi³ ju¿ do komputera niezbêdne dane.- I tak bêdê musia³ wpisaæ je po raz drugi - odpar³ Greenberg, zajmuj¹c miejsceprzy drugiej klawiaturze, po lewej stronie szerokiego pulpitu.Wprowadzi³ has³ootwieraj¹ce dostêp do pamiêci komputera, po czym zwróci³ siê do Jacka: - B¹dŸtak dobry i przeœlij mi te dane, które ju¿ wstuka³eœ.- Idzie transmisja - odpar³ Rowe.- Masz ju¿ wszystko u siebie.Jak przepiszeszte dane, nie zapomnij uruchomiæ drukarki.- Zrobi siê.- Joel Greenberg wychyli³siê z obrotowego fotelika w stronê trójki goœci i oznajmi³: - Kiedy tylkowprowadzê dane wyniki poszukiwañ pójd¹ na tê drukarkê stoj¹c¹ pod centralnynmonitorem, ¿ebyœmy nie musieli zatrzymywaæ kadrów filmu.- Jakiego filmu?- Tego, który bêdzie siê pojawia³ na ekranie, pu³kowniku odpar³ Jack Rowe.Zdrukarki zaczê³a siê b³yskawicznie wysuwaæ wstêga zadrukowanego papieru.Karinoderwa³a kilka pierwszych kartek i zaczê³a je uwa¿nie przegl¹daæ.Minê³odwadzieœcia minut.Kiedy wydruk dobieg³ koñca, de Vries ponownie siêgnê³a popierwsze strony i tym razem jê³a zakreœlaæ na czerwono interesuj¹ce j¹ pozycjena liœcie.Wreszcie, z pewnym oci¹ganiem, powiedzia³a cicho:- Znalaz³am
[ Pobierz całość w formacie PDF ]