[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czas szybko up³ywa³ m³odym podró¿nikom na rozmowie o zwyczajach Papuasów.Tymczasem w wiosce gwar z wolna przycicha³.Kobiety i dzieci gromadzi³y siê na uboczu, mê¿czyŸni przysiadali wokó³ ognisk p³on¹cych w pobli¿u domów.Palenie tytoniu b¹dŸ ¿ucie betelu nale¿a³y do najwiêkszych przyjemnoœci krajowców.Tote¿ jedni, niemal w uroczystym skupieniu, podawali sobie z r¹k do r¹k grube, bambusowe faje, drudzy natomiast ¿uli betel.Niektórzy po prostu k³adli do ust œwie¿e liœcie pieprzu betelowego, posypane popio³em, inni zaœ w bardziej udoskonalony sposób przygotowywali swe prymki.Mianowicie z banki, zrobionej z wydr¹¿onej dyni, wydobywali drewnian¹ ³opatk¹ wapieñ ze sproszkowanych muszelek, którym posypywali liœcie betelu, po czym zawijali w nie pokrojone w plasterki orzechy palmy areki, dodaj¹c szczyptê tytoniu.Zwolenników ¿ucia betelu zawsze z ³atwoœci¹ poznawa³o siê po czerwonobrunatnych zêbach i ustach jakby ociekaj¹cych krwi¹.Biali podró¿nicy przerwali pogawêdkê.Z okolicznej d¿ungli p³yn¹³ przenikliwy krzyk cykad.Ciemne sylwetki chat wzniesionych ponad ziemi¹, odblask ognisk pe³zaj¹cy po nagich, br¹zowych cia³ach milcz¹cych krajowców i jasne, zimne niebo migocz¹ce gwiazdami tworzy³y wprost urzekaj¹cy obraz.Naraz ktoœ przy ognisku nieœmia³o zanuci³ jak¹œ pieœñ.Po kilku pierwszych tonach coraz to nowe g³osy stopniowo zaczê³y siê przy³¹czaæ do samotnego œpiewaka.Wkrótce ca³a wieœ nuci³a melancholijn¹ piosenkê.- Jak piêknie œpiewaj¹.- szepnê³a do przyjació³ wzruszona Natasza.- Nawet pan Wilmowski i pan Bentley przerwali pracê, ¿eby pos³uchaæ tej smutnej pieœni - doda³a Sally.W tej w³aœnie chwili Smuga przybli¿y³ siê do grupki zas³uchanej m³odzie¿y.- Kto by pomyœla³, ¿e ci prymitywni ludzie posiadaj¹ tak romantyczne usposobienie - zagadn¹³.- To pieœñ mi³osna, jak twierdzi Ain’u’Ku.- Faktycznie, nigdy bym ich o to nie podejrzewa³ - odpar³ Nowicki.- W dzieñ orz¹ tymi swoimi czarnymi œlicznotkami niczym mu³ami, a wieczorem œpiewaj¹ im o mi³oœci!- Co kraj to obyczaj, kapitanie - odezwa³ siê Wilmowski, który razem z Bentleyem przystan¹³ przy ognisku.- Wypytywaliœmy naszych gospodarzy o ich dziwne dla nas zwyczaje.Oni tak¿e zadali nam kilka pytañ.Na przyk³ad ciekawi³o ich, ile u nas trzeba zap³aciæ rodzicom za tak¹ ¿onê jak panna Natasza lub Sally.Odpowiedzia³em, ¿e my nie p³acimy za ¿ony.Na to ze zrozumieniem potaknêli g³owami, a jeden z wojowników odpar³: s³usznie, bia³e kobiety do niczego, trzeba im pomagaæ w pracy.- Tak, tak, moje panie! Papuaski wykonuj¹ wszystkie ciê¿kie roboty, tote¿ za ¿onê p³aci siê tutaj jedn¹ lub nawet dwie œwinie - weso³o doda³ Bentley.Dziewczêta wybuchnê³y œmiechem, lecz rozmowa zaraz urwa³a siê, poniewa¿ krajowcy rozpoczêli przygotowania do tañców.Na œrodku placu ukaza³o siê trzech Papuasów z pod³u¿nymi bêbnami o korpusach rezonansowych zwê¿aj¹cych siê ku œrodkowi, dziêki czemu przypomina³y staro¿ytne klepsydry, jakich u¿ywano do mierzenia czasu.Wkrótce zahucza³y bêbny.Mieszkañcy wioski razem z tragarzami bia³ych podró¿ników ruszyli w tan.- Czas na spoczynek - odezwa³ siê Smuga.- Tañce na pewno przeci¹gn¹ siê do póŸnej nocy, a tymczasem jutro musimy dotrzeæ do Popole.Ranek by³ mglisty i wilgotny.Tragarze mimo nie przespanej nocy raŸno przygotowali siê do drogi.Oczekiwali jedynie na powrót kobiet, które uda³y siê do odleg³ego strumienia po wodê zdatn¹ do picia.Smuga z¿yma³ siê na nieprzewidziane opóŸnienie.Wioska le¿a³a niemal na brzegu wartko p³yn¹cego strumienia, lecz krajowcy twierdzili, ¿e jest on nawiedzany przez z³e duchy i ka¿dy, kto by siê odwa¿y³ piæ z niego wodê, móg³by ulec jakiemuœ nieszczêœciu.Dlatego te¿ codziennie o œwicie kobiety wêdrowa³y do odleg³ego strumienia, by w bambusowych rurach przynieœæ odpowiedni zapas wody uznanej przez czarowników za nadaj¹c¹ siê do picia.Smuga niecierpliwi³ siê opóŸnieniem wymarszu, ale mimo to nie pozwoli³ nawet w³asnym towarzyszom czerpaæ wody z pobliskiego strumienia.- Czy musimy ulegaæ œmiesznym zabobonom tych prymitywnych ludzi? - oburzy³ siê James Balmore.- Moglibyœmy oœmieszyæ czarowników pij¹c tê wodê, przecie¿ na pewno nie bêd¹ próchnia³y nam po niej zêby ani te¿ nie wykrzywi nam twarzy, jak twierdz¹ ci szarlatani - doda³ Zbyszek.- Doœæ gadania, moi panowie! - zgromi³ ich Smuga.- Jesteœcie nowicjuszami na tego rodzaju wyprawie! Jeszcze wiele musicie siê nauczyæ.Œmieszny na pozór przes¹d mo¿e przecie¿ mieæ jakieœ logiczne uzasadnienie.- Czy pan naprawdê tak s¹dzi? - zdumia³a siê Natasza.- Oczywiœcie, proszê pani - odpar³ Smuga.- Czy nie przysz³o wam do g³owy, ¿e woda w tym strumieniu mo¿e zawieraæ jakieœ szkodliwe roztwory mineralne?- A mo¿e te¿ jakieœ gnij¹ce w niej roœliny czyni¹ j¹ niezdrow¹ dla cz³owieka? - doda³ Tomek.- Zauwa¿y³em, ¿e krajowcy wrzucaj¹ do strumienia swoje odchody i wszelkie odpadki.- Nam równie¿ radzili tak czyniæ - wtr¹ci³ Wilmowski.- Wed³ug tutejszych przes¹dów, czarownik chc¹c rzuciæ urok na kogoœ, musi posi¹œæ jakikolwiek przedmiot, który nale¿a³ do ofiary lub mia³ coœ z ni¹ wspólnego.Krajowcy wierz¹, ¿e ka¿dy przedmiot wrzucony do wody staje siê nieosi¹galny dla czarowników oraz z³ych duchów.- Ten œmieszny przes¹d nikomu nie wyrz¹dza krzywdy, a kto wie, czy woda w strumieniu naprawdê nie jest szkodliwa - powiedzia³ Smuga.- G³upot¹, wiêc by³oby psuæ dobre stosunki z krajowcami z powodu takiego drobiazgu.- Oto ju¿ po k³opocie! Nadchodz¹ nosiwody - zawo³a³ Nowicki.D³ugi szereg kobiet w³aœnie wkracza³ do wioski.Sz³y parami, a ka¿da z nich nios³a na ramionach dwie rury bambusowe zatkane na koñcach jakby korkami z pachn¹cych roœlin.Wszyscy zaczêli gasiæ pragnienie.Niektórzy krajowcy nalewali sobie wody w zwiniête du¿e liœcie, inni pili wprost z bambusowych rur.Podczas nocnej zabawy tragarze zaprzyjaŸnili siê z mieszkañcami wioski, tote¿ wielu mê¿czyzn miejscowych, na czele z outame, postanowi³o towarzyszyæ karawanie przez czêœæ drogi do Popole.Ka¿dy z nich dobrowolnie objuczy³ siê jakimœ pakunkiem, nie wy³¹czaj¹c nawet outame.Wkrótce ruszono w drogê.Tragarze byli w doskona³ym nastroju.Jako mieszkañcy okrêgów le¿¹cych w pobli¿u wybrze¿a morskiego, zawsze odczuwali lek przed plemionami górskimi, które urz¹dza³y na nich wojenne wyprawy.Teraz szli w jak najlepszej zgodzie ze swymi odwiecznymi wrogami, dzielili siê z nimi betelem, powszechnie tu uznawanym za symbol pokoju.PrzyjaŸñ zosta³a nawi¹zana za poœrednictwem bia³ych, podró¿ników, którzy okazali siê potê¿nymi czarownikami.Z pobliskiego ju¿ Popole mieli powróciæ do rodzinnych wiosek na morskim wybrze¿u.Tote¿ obecnie szli radoœni i chóralnie œpiewali pieœñ, naprêdce u³o¿on¹ przez miejscowego poetê na czeœæ niezwyk³ych bia³ych podró¿ników
[ Pobierz całość w formacie PDF ]