[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W jaki sposób, ojcze, uda³o ci siê w tym galimatiasie uzyskaæ zezwolenie na skorzystanie z poci¹gu wojskowego?- W policji wszyscy bezradnie rozk³adali rêce.W tej chwili w³adzê sprawuje kilku genera³Ã³w opowiadaj¹cych siê za prezydentem.Uda³o mi siê wreszcie dostaæ do najwa¿niejszego z nich.Angielskie dokumenty u³atwi³y dojœcie.Od razu by³o widaæ, ¿e obecnoœæ obcej wyprawy naukowej w La Paz w tak burzliwym czasie nie jest w³adzom na rêkê.Tote¿ gdy genera³ oœwiadczy³, ¿e koleje s¹ ca³kowicie unieruchomione i z La Paz odjedzie tylko jeden jedyny poci¹g z wojskiem do Sucre, zacz¹³em nalegaæ o pozwolenie na skorzystanie z tej ostatniej okazji.Uznano mój argument, ¿e przez Gran Chaco mo¿emy siê przedostaæ do rzeki Paragwaj i pop³yn¹æ dalej statkiem do Mato Grosso.W tej chwili na stacji wszcz¹³ siê ruch.Rozbrzmia³y s³owa komendy.¯o³nierze brali karabiny ustawione w kozy, zak³adali plecaki.Rozleg³ siê przeci¹g³y gwizd lokomotywy, po czym poci¹g sk³adaj¹cy siê z kilku wagonów wolno wjecha³ na stacjê.Oficerowie grupowali ¿o³nierzy w oddzia³y, które kolejno wsiada³y do poci¹gu.Kilku kolejarzy pod nadzorem zbrojnej stra¿y zestawia³o sk³ad poci¹gu.Lokomotywa zaczê³a manewrowaæ po torach.Do wagonów osobowych do³¹czono wagony towarowe dla sprzêtu i koni oraz dwie platformy z armatami.Na samym koñcu lokomotywa przetoczy³a wagon zajmowany przez wyprawê, który zosta³ doczepiony do poci¹gu wojskowego.Genera³ ze swoim adiutantem przyszed³ do Wilmowskiego, ¿eby powiadomiæ go o rych³ym odjeŸdzie poci¹gu.Zapewne te¿ chcia³ osobiœcie przyjrzeæ siê uczestnikom europejskiej wyprawy do Mato Grosso.Widok dwóch m³odych, ³adnych bia³ych kobiet pozwoli³ mu pozbyæ siê obaw, spêdzi³ prawie pó³ godziny na mi³ej pogawêdce.Oczywiœcie nie oby³o siê bez poczêstunku przygotowanego przez Wu Menga.Genera³ wreszcie spojrza³ na zegarek i oznajmi³, ¿e odjazd poci¹gu nast¹pi ju¿ za kwadrans.Zaraz te¿ po¿egna³ siê i ¿ycz¹c wszystkim dobrej nocy, wyszed³ z adiutantem.Wkrótce rozleg³ siê gwizd lokomotywy, poci¹g ruszy³ w drogê.Dopiero teraz Wilmowski odetchn¹³ z ulg¹ i rzek³:- Mamy przed sob¹ oko³o szeœciuset kilometrów jazdy.Do Sucre powinniœmy przybyæ po œwicie.Ju¿ nie czujê nóg, nareszcie bêdê móg³ odpocz¹æ!- Wujku, czy Sucre le¿y tak samo wysoko jak La Paz? - zapyta³a Natasza.- Zawroty g³owy mi nie ustêpuj¹.- Na pewno wszyscy poczujemy siê lepiej w Sucre, le¿y przecie¿ ponad tysi¹c trzysta metrów ni¿ej od La Paz - odpar³ Wilmowski.- Poza tym za dzieñ lub dwa ruszymy na po³udniowy wschód i po¿egnamy siê z Andami.Ja tak¿e mam ju¿ dosyæ gór.Wêdrówka z dworca w asyœcie ¿o³nierzy by³a nieustann¹ wspinaczk¹.Nie ma tramwajów ani doro¿ek.Stare, w¹skie, brukowane uliczki to stromo pn¹ siê pod górê, to znów opadaj¹ w dó³.Nie zauwa¿y³em ani jednej po³o¿onej poziomo ulicy.Miasto wciœniête jest miêdzy niebotyczne góry.Potê¿na Illimani, pokryta czap¹ lodow¹, widoczna niemal z ka¿dej ulicy, nie pozwala ani na chwilê zapomnieæ o wysokoœci, na jakiej le¿y La Paz.Zanim doprowadzono mnie do Palacio Quemada na placu Murillo, musia³em czêsto przystawaæ, aby nabraæ tchu.Id¹cy ze mn¹ ¿o³nierze wyrozumiale kiwali g³owami i mówili, ¿e soroche, czyli choroba wysokoœci, zawsze przez jakiœ czas nêka cudzoziemców z nizin.- Co siê dzia³o na ulicach, ojcze? - wypytywa³ Tomek.- Przede wszystkim wszêdzie patrole wojskowe.Bia³ych w ogóle nie spotykaliœmy.Tylko grupy ludnoœci indiañskiej i Metysów.Place targowe, uliczne stragany i warsztaty rzemieœlnicze opustosza³e.Jedynie tu i tam w zau³kach handlarki z Cochabamby, nosz¹ce wysokie bia³e kapelusze przewi¹zane wst¹¿k¹, w przeciwieñstwie do kobiet z wy¿yn ubieraj¹cych siê w meloniki, sprzedawa³y przywiezione przez siebie produkty rolne.- Myœla³em, ¿e przy okazji uda nam siê zwiedziæ La Paz, ale rewolucja pomiesza³a szyki - powiedzia³ zawiedziony Tomek.- Tommy, daj ojcu wreszcie odetchn¹æ po mêcz¹cym dniu - karc¹co wtr¹ci³a Sally.- Wszyscy powinni trochê wypocz¹æ, i ty równie¿! Kto wie, co czeka nas jutro!- Masz racjê, Sally! - przytakn¹³ Tomek.- Mo¿e uda mi siê zasn¹æ.Dobrej nocy!Wszyscy pok³adli siê na ³awkach.Niektórzy ju¿ zasnêli, o czym œwiadczy³o ciche pochrapywanie.Tomek siedzia³ przy oknie i próbowa³ drzemaæ, ale sen nie przychodzi³.Dingo wyci¹gn¹³ siê u jego stóp, tylko od czasu do czasu pomrukiwa³ i strzyg³ uszami.Tomek zamyœlony spogl¹da³ na swego ulubieñca, wiernego towarzysza w niebezpiecznych wyprawach.Jaki bêdzie wynik obecnej? Mimo woli przysz³y mu na myœl s³owa ojca, ¿e czêsto trop w trop za Smug¹ sz³y dziwne wydarzenia.Przecie¿ i teraz Smuga z Nowickim mieli oczekiwaæ na pomoc nad pó³nocn¹ granic¹ Boliwii! Tam w³aœnie wybuch³a rewolucja!Rozgor¹czkowana wyobraŸnia nêka³a go d³ugo, ale monotonny stukot kó³ i lekkie ko³ysanie wagonu zrobi³y swoje.Tomek zasn¹³.WIELKI CZAROWNIKTrzy ³odzie p³ynê³y wartkim pr¹dem rzeki.Pierwsza, najwiêksza, mia³a poœrodku ma³¹, lekk¹ nadbudówkê kryt¹ p³Ã³ciennym daszkiem, który jednoczeœnie chroni³ od s³oñca przód ³odzi.W niewielkiej odleg³oœci p³ynê³y jedna za drug¹ dwie mniejsze ³Ã³dki wyciosane z pni drzew.Na dziobie najwiêkszej ³Ã³dki, obok przewoŸnika, siedzieli obydwaj Wilmowscy, Haboku i Mara nie odstêpuj¹ca swego mê¿a.Oprócz nich by³y tam Sally i Natasza, ukryte w cieniu prowizorycznego daszka, oraz trzech indiañskich wioœlarzy.W dwóch mniejszych ³odziach z wyposa¿eniem wyprawy znajdowali siê: Wilson, Zbyszek, Wu Meng i Cubeowie, którzy dozorowali przewoŸników.Ju¿ drugi dzieñ uczestnicy wyprawy p³ynêli rzek¹.W konstytucyjnej stolicy Boliwii w³adze jeszcze panowa³y nad rewolucyjnym wrzeniem.Nie dochodzi³o do staræ miêdzy demonstrantami i policj¹.Genera³, który przywióz³ posi³ki dla miejscowego garnizonu, u³atwi³ Wilmowskim porozumienie siê z dowództwem.Dziêki temu wynajmowani zazwyczaj przez wojsko przewoŸnicy zgodzili siê przewieŸæ wyprawê na rzeczn¹ przystañ, sk¹d wysy³ano ³odziami zaopatrzenie dla garnizonu w Villa Montes nad Pilcomayo.Tam w³aœnie mieœci³a siê g³Ã³wna kwatera wojskowa, której podlega³o Gran Chaco.Niema³o zachodu kosztowa³o Wilmowskiego i Wilsona wynajêcie ³odzi, ale ostatecznie dobili targu z przewoŸnikami i ruszyli na po³udniowy wschód.Pilcomayo sp³ywa³a w¹sk¹ dolin¹ podgórsk¹ w g³¹b kontynentu.By³ to czas przyboru.Rzeka wdziera³a siê w nadbrze¿ne zaroœla i lasy, w ni¿ej natomiast po³o¿onych miejscach tworzy³a niedostêpne rozlewiska i b³ota.Jeszcze oko³o trzystu kilometrów dzieli³o wyprawê od Villa Montes
[ Pobierz całość w formacie PDF ]