[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dobry uczynek jest nagrod¹ sam w sobie - powiedzia³Ethal pobo¿nie spuszczaj¹c wzrok.- Piêkne s³owo w ustach króla Elfów.Mia³em na myœli innezachêty.- Dorzucê garnek z³ota Elfów - powiedzia³ król wykonuj¹cszeroki gest.- £atwa rzecz, kiedy siê wie, ¿e przed zachodem s³oñcaz³oto zmieni siê w suche liœcie.Nie, chcê O'Farrisseya.- Nie pozwól mu zabraæ mojego najdro¿szego Finbara! -krzyknê³a Edain.- Ratuj mnie swoj¹ w³adz¹! - zwróci³ siê Finbar do królaElfów.Ethal Anbhuail uniós³ d³oñ prosz¹c o uwagê.- Pos³uchaj mnie, czarowniku.Nie jestem ca³kiem pewien,czy masz moc, ¿eby odebraæ nam tego cz³owieka, je¿eli onchce tu zostaæ.Jednak, ¿eby unikn¹æ swarów i awantur,sk³adam ci niezwykle szczodr¹ ofertê.Zostaw namO'Farrisseya, a ja dam ci sprz¹czki od moich pantofli.- A na co mi sprz¹czki?- To nie s¹ zwyk³e sprz¹czki.Kiedy przyczepisz je doswoich butów, przenios¹ ciê b³yskawicznie ponad l¹dem imorzem w miejsce, w którym chcesz byæ.- A czy sprowadz¹ mnie z powrotem?- Nie, musia³byœ mieæ guziki od mojego p³aszcza, którete¿ chcia³em ci zaoferowaæ.- A ja dam ci ten przepiêkny pierœcieñ - powiedzia³aEdain zdejmuj¹c z palca z³oty pierœcieñ i podaj¹c goczarownikowi.- I mo¿esz wzi¹æ wszystkie moje œwinie - doda³ Finbar.Conhoon rozwa¿a³ propozycjê przez chwilê, a potemwyci¹gn¹³ rêce.- Zgoda - powiedzia³.Elfy znik³y w mgnieniu oka pozostawiaj¹c Conhoona zez³otym pierœcieniem, par¹ srebrnych sprz¹czek i oprawnymi wz³oto dziewiêcioma brylantowymi guzikami na d³oni.Sta³mrugaj¹c, zaskoczony gwa³townoœci¹ tego, co siê zdarzy³o,potem odwróci³ siê do Kate.- Co pan chce zrobiæ z tymi b³yskotkami? - spyta³a.- Igdzie jest mój tato?- Odszed³ z Elfami, dziecko.Tak postanowi³ i nic na tonie mogê poradziæ.Ale nabra³em ich i dali mi te prezenty.- £adne mi prezenty.Niech pan tylko spojrzy -powiedzia³a Kate podnosz¹c z ziemi patyk gruboœci palca.Wzi¹wszy pierœcieñ z d³oni Conhoona wsunê³a go na patyk.Prawie natychmiast wokó³ pierœcienia uniós³ siê dym i patykstan¹³ w p³omieniach.Conhoon krzykn¹³ ze zdumienia iprzestrachu.- Sprz¹czki i guziki s¹ tyle samo warte.Sprz¹czki przenios¹ pana tam, gdzie pan zechce, ale niesprowadz¹ pana z powrotem.- Ale guziki to zrobi¹ - wskaza³ Conhoon.- Tak, ale zrobi¹ to w tym samym czasie i cz³owiek, któryz nich skorzysta zostanie rozerwany na pó³.Oszukali pana ztymi prezentami.- A sk¹d ty to wszystko wiesz?Wzruszy³a ramionami.- Widzê ró¿ne rzeczy.Mam to po mamie.Conhoon spojrza³ ponuro na przedmioty trzymane w d³oni, aptem wyrzuci³ je z gniewnym pomrukiem.Natychmiast znik³y wpowietrzu.- Twój ojciec podarowa³ mi swoje œwinie.One przynajmniejnie znikn¹ - warkn¹³.- To bardzo hojnie z jego strony.A co stanie siê ze mn¹?- Twój ojciec powiedzia³, ¿e masz byæ moj¹ gospodyni¹.- Szybko znajduje dla mnie pracê.Ja mam sprz¹taæ, praæ,cerowaæ i gotowaæ dla pana, a on ma tañczyæ z Elfami? Lepiejmi bêdzie samej, nawet bez œwiñ.- Jesteœ w gor¹cej wodzie k¹pana, dziecko.Tak powiedzia³twój ojciec, ale ja mam lepszy pomys³.Masz talent igrzechem by³oby go zmarnowaæ.Wezmê ciê na uczennicê.- Co to oznacza? - spyta³a posy³aj¹c mu podejrzliwespojrzenie spod zmru¿onych powiek.- To znaczy, ¿e bêdziesz mi sprz¹taæ, praæ, gotowaæ icerowaæ jak s³u¿¹ca, ale kiedy skoñczysz prace domowe, bêdêciê uczy³ na czarownicê.Zanim doroœniesz, bêdzieszdorównywaæ najwiêkszym czarownikom w Irlandii.Przez chwilê rozwa¿a³a ofertê, potem wyci¹gnê³a rêkê.- Zgoda - powiedzia³a i uroczyœcie podali sobie d³onie.Akiedy ruszyli w stronê wierzchowców, doda³a: - Chcia³abymwiedzieæ, dlaczego nie pomyœla³ pan o tym, kiedy zapuka³amdo pañskich drzwi? Zaoszczêdzilibyœmy sobie ca³ej tejniepotrzebnej wyprawy.Zreszt¹, nie ma o czym mówiæ.Jedziemy po œwinie.Prze³o¿y³ Lech JêczmykJOHN MORRESSYPo doœæ d³ugiej przerwie przypominamy amerykañskiego pisarzai profesora literatury angielskiej.W trakcie swej karieryopublikowa³ kilka powieœci g³Ã³wnego nurtu i kilkanaœcie zgatunku SF.Twierdzi, ¿e SF to najbardziej interesuj¹cy,twórczy i przynosz¹cy zadowolenie pisarzowi obszar, który wdodatku mo¿e okazaæ siê najbardziej znacz¹cy.Jegoulubionymi bohaterami s¹ czarownicy, których traktuje zpewnym przymru¿eniem oka.Morressy jest jednym z autorów, odktórych zawsze oczekujemy równego, wysokiego poziomu.D.M
[ Pobierz całość w formacie PDF ]