[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pod koniec czerwca trzeba by³o zrezygnowaæ z tych rozrywek.Œnieg, okrywszy ziemiê warstw¹ grub¹ na kilka stóp, utrudnia³ poruszanie siê.Ktokolwiek oddali³by siê choæby ona sto kroków od groty, móg³by wiêcej nie wróciæ.M³odzi koloniœci byli zamurowani przez dwa tygodnie, do 9 lipca.Lekcje nie ucierpia³y na tym, program zajêæ wykonywano dok³adnie.Pogadanki odbywa³y siê w wyznaczone dni.Sprawia³y one wszystkim nie lada uciechê i, co nikogo nie dziwi³o, Doniphan posiadaj¹cy ogromny dar wymowy i doœæ bogate wiadomoœci wiód³ tutaj prym.Tylko czemu tak siê pyszni³? Wszystkie zalety tego ch³opca przekreœla³o jego niezmierne zarozumialstwo.Aczkolwiek ch³opcy spêdzali czas w hallu, zdrowie ich nie ucierpia³o na tym.Powietrze bowiem kr¹¿y³o stale poprzez korytarz miêdzy obu pomieszczeniami.Sprawa higieny by³a nad wyraz wa¿na.Gdyby któreœ z dzieci zachorowa³o, jak¹¿ mo¿na by mu zapewniæ pielêgnacjê? Szczêœciem skoñczy³o siê na paru katarach i bólach gard³a, które ustêpowa³y szybko, bo chorzy musieli zachowywaæ siê spokojnie i popijaæ rozgrzewaj¹ce napoje.Jeszcze jedna sprawa wymaga³a szybkiego rozstrzygniêcia.Dotychczas ch³opcy czerpali wodê z rzeki w porze odp³ywu, aby nie mia³a s³onego posmaku.Ale kiedy lód pokryje rzekê w ca³oœci, nie sposób bêdzie nadal tak postêpowaæ.Gordon naradzi³ siê z Baxterem, swoim „naczelnym in¿ynierem”, nad œrodkami, jakie nale¿a³o przedsiêwzi¹æ.Baxter, zastanowiwszy siê, zaproponowa³ poprowadziæ z rzeki do kuchni rurê, zakopan¹ na kilka stóp w ziemi, aby woda w niej nie zamarz³a.By³o to przedsiêwziêcie bardzo trudne i Baxter nie wywi¹za³by siê z zadania bez kilku o³owianych rur, którymi na „Sloughi” doprowadzano wodê do toalet.Wreszcie, po wielu próbach, zapewniono dop³yw wody do kuchni.Do oœwietlenia groty nie brak³o na razie oliwy do latarñ pok³adowych.Gdy minie zima, trzeba bêdzie jednak uzupe³niæ jej zapas albo robiæ œwiece z t³uszczu, który Moko przechowywa³ na wszelki wypadek.Aprowizacja nastrêcza³a te¿ w tym okresie ma³ym kolonistom pewne trudnoœci, gdy¿ polowanie i rybo³Ã³wstwo nie przynosi³y ju¿ du¿ych ³upów.Wyg³odnia³e zwierzêta podchodzi³y wprawdzie czêsto pod grotê, ale by³y to tylko szakale; Doniphan i Cross odpêdzali je zazwyczaj kilkoma strza³ami.Jednego dnia zjawi³y siê ca³¹ gromad¹, licz¹c¹ ze dwadzieœcia sztuk.Napaœæ tych zwierz¹t, wyg³odnia³ych, a wiêc bardziej ni¿ zwykle œmia³ych, mog³a okazaæ siê groŸna.Na szczêœcie nie zdo³a³y wedrzeæ siê do groty, gdy¿ Phann zwietrzy³ je w porê.Trzeba jednak by³o zabarykadowaæ drzwi hallu i kuchni.W tych niesprzyjaj¹cych warunkach Moko musia³ naruszyæ zapasy z jachtu, oszczêdzane w miarê mo¿noœci.Gordon bardzo niechêtnie godzi³ siê z tymi stratami, martwi¹c siê, ¿e w, jego notesie rosn¹ kolumny rozchodów, a przychód siê nie powiêksza.Istnia³ jednak spory zapas miêsa kaczek i dropi, podgotowanego i przechowywanego w hermetycznie zamkniêtych bary³eczkach; Moko ucieka³ siê do tej rezerwy, jak i do solonych ³ososi.Nie zapominajmy jednak, ¿e w Grocie Francuskiej nale¿a³o wykarmiæ piêtnaœcie osób, licz¹cych od lat oœmiu do piêtnastu, obdarzonych wspania³ym apetytem.Jednak¿e ch³opcy nie byli tej zimy ca³kowicie pozbawieni œwie¿ego miêsa.Wilcox, nadzwyczaj przemyœlny, gdy sz³o o zak³adanie side³, zastawia³ ich mnóstwo nad rzek¹.By³y to wprawdzie zwyk³e ³apki, podparte drewienkami w kszta³cie cyfry 4, ale wpada³a w nie czasem drobniejsza zwierzyna.Wspomagany przez kolegów, Wikox porozci¹ga³ tak¿e nad rzek¹ sieci rybackie ze „Sloughi”, zawieszaj¹c je na wysokich ¿erdziach.Wiele ptaków z Bagien Po³udniowych, przelatuj¹c na drugi brzeg, wpada³o w oka sieci.I choæ wiêkszoœæ uwalnia³a siê bywa³y dni, ¿e chwytano ich doœæ na obiad i na kolacjê.Najbardziej k³opotliw¹ spraw¹ by³o wy¿ywienie nandu.Service musia³ szukaæ dla niego trawy i korzonków pod grub¹, gdzieniegdzie trzystopniow¹ warstwê œniegu.Ale czegó¿ by nie zrobi³, aby dogodziæ ulubieñcowi? Aczkolwiek nandu schud³ tej zimy, nie by³o to win¹ jego troskliwego opiekuna; nale¿a³o siê spodziewaæ, ¿e na wiosnê znowu siê utuczy.Trzeba tak¿e powiedzieæ, ¿e oswajanie tego dzikiego ptaszyska nie posuwa³o siê wcale naprzód, wbrew temu, co twierdzi³ Service, który czuwa³ nad jego u³o¿eniem.„Jaki¿ to bêdzie wspania³y wierzchowiec” - mawia³, chocia¿ nikt sobie nie wyobra¿a³, jakim sposobem ch³opiec zdo³a go dosi¹œæ.9 lipca Briant, wyjrzawszy za próg groty, stwierdzi³, ¿e wiatr zmieni³ nagle kierunek, dm¹c od po³udnia.Oziêbi³o siê tak znacznie, ¿e ch³opiec musia³ szybko zawróciæ; zaraz te¿ powiadomi³ Gordona o nag³ej zmianie temperatury.- Nale¿a³o siê tego spodziewaæ - odpar³ Gordon.- Nie zdziwi³bym siê wcale, gdyby ciê¿kie mrozy da³y siê nam jeszcze we znaki przez parê miesiêcy!- A wiêc - powiedzia³ Briant - „Sloughi” zosta³ zepchniêty o wiele dalej na po³udnie, ni¿eœmy przypuszczali!- Zapewne - zgodzi³ siê Gordon - choæ w naszym atlasie nie figuruje ¿adna wyspa w okolicach antarktycznych.- Rzeczywiœcie, to zupe³nie niezrozumia³e.Naprawdê nie mam pojêcia, dok¹d powinniœmy siê skierowaæ, gdyby nam siê uda³o opuœciæ wyspê.- Opuœciæ nasz¹ wyspê! - wykrzykn¹³ Gordon.- Widzê, ¿e nie przestajesz o tym myœleæ!- Nigdy nie przestanê, Gordon.Gdyby tylko uda³o nam siê skleciæ ³Ã³dŸ zdatn¹ do morskiej ¿eglugi, nie waha³bym siê wyruszyæ na poszukiwania!- Zgoda! Zgoda.- powiedzia³ Gordon.- To nic pilnego.Tymczasem zorganizujemy lepiej nasz¹ koloniê.- Zapominasz, mój drogi - rzek³ Briant - ¿e ka¿dy z nas ma rodzinê.- Oczywiœcie.oczywiœcie.Ale ostatecznie nie jest nam tutaj tak Ÿle! Wszystko idzie niezgorzej.Bo i czegó¿ nam w³aœciwie brakuje?- Wielu rzeczy, Gordon - rzek³ Briant uznawszy dalsz¹ dyskusjê za zbêdn¹.- O, na przyk³ad nie mamy ju¿ opa³u.- Nie wyr¹baliœmy jeszcze wszystkich lasów na wyspie!- Ach, nie! Ale musimy zgromadziæ nowy zapas drzewa, stary ju¿ siê koñczy.- Choæby dziœ! - powiedzia³ Gordon.- Spójrzmy tylko termometr.Termometr wisz¹cy w kuchni wskazywa³ tylko piêæ stopni wy¿ej zera, choæ ogieñ a¿ hucza³ w palenisku.Wystawiony zewn¹trz, wskaza³ niebawem siedemnaœcie stopni poni¿ej zera.Mróz, i tak ostry, móg³ wzmóc siê jeszcze, jeœli pogoda s³oneczna i sucha utrzymywa³aby siê przez kilka tygodni.Ju¿ teraz temperatura w grocie obni¿a³a siê wyraŸnie, choæ suty ogieñ p³on¹³ w kuchni i dwóch piecykach w hallu.Oko³o dziewi¹tej, po œniadaniu, ch³opcy postanowili wyprawiæ siê do Lasu Wilczych Do³Ã³w i przynieœæ jak najwiêksze narêcze drzewa.Kiedy nie ma wiatru, mo¿na chodziæ bezkarnie po trzaskaj¹cym mrozie.Najdotkliwiej zawsze doskwieraj¹ ostre, siek¹ce twarz i rêce podmuchy, przed którymi trudno siê uchroniæ.Szczêœciem dzieñ by³ cichy i niebo idealnie czyste - jakby powietrze zamarz³o.Tote¿ ch³opcy nie brnêli, jak wczoraj, w miêkkim œniegu, padaj¹c siê po pas, lecz wêdrowali po skorupie twardej jak metal.Mo¿na tedy by³o, wyrównawszy krok, maszerowaæ jak po zamarzniêtym ca³kowicie Jeziorze Rodzinnym albo Rzece Zelandzkiej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]