[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Kto tam? — zapyta³.— Dwaj podró¿ni.— ¯ywi?.— Jak najbardziej ¿ywi.— Jesteœcie tego pewni?.— Tak ¿ywi, jak tylko mo¿na byæ, panie ober¿ysto, lecz nie omieszkamy umrzeæ z g³odu, jeœli bêdziecie tak okrutni, ¿eby nas trzymaæ pod drzwiami.Jonasz zdecydowa³ siê odsun¹æ rygle i dwaj mê¿czyŸni przekroczyli próg ober¿y.Gdy tylko weszli, ich pierwsz¹ czynnoœci¹ by³o zamówienie dla ka¿dego po jednym pokoju, z zamiarem spêdzenia w Werscie dwudziestu czterech godzin.W œwietle lampy Jonasz bardzo dok³adnie przyjrza³ siê nowo przyby³ym, po czym nabra³ pewnoœci, ¿e ma do czynienia niew¹tpliwie z istotami ludzkimi.Co za szczêœcie dla ,,Króla Macieja”!M³odszy z podró¿nych wydawa³ siê mieæ oko³o trzydziestu dwóch lat.Wzrostu s³usznego, twarz szlachetna i piêkna, oczy czarne, w³osy ciemnokasztanowe, ciemna broda starannie przyciêta, wyraz twarzy nieco smutny, lecz dumny.Wszystko to œwiadczy³o, ¿e by³ szlachetnie urodzony, a tak dobry obserwator, jak ober¿ysta Jonasz, nie móg³ siê myliæ.Co wiêcej, gdy zapyta³, pod jakim nazwiskiem ma zapisaæ podró¿nych, us³ysza³:— Hrabia Franciszek de Telek — przedstawi³ siê m³ody cz³owiek — i mój hajduk Rotzko.— Sk¹d?— Z Krajowej.Krajowa jest jednym z g³Ã³wnych miasteczek Pañstwa Rumuñskiego, które graniczy z prowincjami transylwañskimi na po³udnie od ³añcucha Karpat.Franciszek de Telek by³ wiêc Rumunem, co zreszt¹ Jonasz rozpozna³ na pierwszy rzut oka.Tymczasem Rotzko.mê¿czyzna oko³o czterdziestki, wysoki, mocno zbudowany, z obfitymi, w¹sami, gêstymi, twardymi w³osami, mia³ postawê dobrego ¿o³nierza.Na plecach jego zwiesza³ siê ¿o³nierski tornister, a w rêku trzyma³ niezbyt du¿¹ walizki.By³ to ca³y baga¿ m³odego hrabiego, który podró¿owa³ jako turysta, najczêœciej pieszo.Widaæ to by³o po jego ubraniu, po p³aszczu zrolowanym przez ramiê, we³nianej czapce na g³owie, bluzie œci¹gniêtej w talii pasem, u którego zwisa³a skórzana pochwa wo³oskiego no¿a, po getrach dopasowanych œciœle do szerokich butów o grubych podeszwach.Musieli to byæ w³aœnie ci dwaj podró¿ni, których dziesiêæ dni wczeœniej spotka³ Frik na drodze do prze³êczy, gdy pod¹¿ali ku Retezatowi.Po zwiedzeniu okolicy a¿ do granic Maros i po sforsowaniu góry przybyli do Werstu trochê odpocz¹æ, aby nastêpnie udaæ siê do doliny dwóch Silów.— Czy znajd¹ siê dla nas pokoje? — zapyta³ Franciszek de Telek.— Dwa.trzy.cztery.Ile tylko pan hrabia sobie ¿yczy — odrzek³ Jonasz.— Dwa wystarcz¹ — odpowiedzia³ Rotzko.— Tylko ¿eby by³y obok siebie.— Czy te bêd¹ panom odpowiada³y? — spyta³ Jonasz otwieraj¹c dwoje drzwi na koñcu sali.— Bardzo dobre — zadecydowa³ Franciszek de Telek.Jak widaæ, Jonasz.nie musia³ obawiaæ siê swych goœci.Nie wygl¹dali wcale na istoty nadprzyrodzone, na duchy, co przybra³y ludzk¹ postaæ.Nie, ów szlachcic okaza³ siê osob¹ z wy¿szych sfer, a przyjmowanie takich goœci ka¿dy ober¿ysta poczytuje sobie za szczególny zaszczyt.Oto szczêœliwe zdarzenie, które przysporzy popularnoœci ,,Królowi Maciejowi”.— Jak daleko st¹d do Kolosvaru? — zapyta³ m³ody hrabia.— Piêædziesi¹t mil, gdy trzymaæ siê drogi przechodz¹cej przez Petrosani i Karlsburg — odpowiedzia³ Jonasz.— Czy to mêcz¹ca trasa?— Dla pieszych bardzo mêcz¹ca i jeœli wolno mi zwróciæ uwagê panu hrabiemu, radzi³bym przed tym kilka dni odpocz¹æ.— Czy mo¿emy zjeœæ kolacjê? — zapyta³ Franciszek de Telek ucinaj¹c krótko zaproszenie ober¿ysty.— Pó³ godziny cierpliwoœci i bêdê mia³ zaszczyt podaæ panu hrabiemu posi³ek godny jego podniebienia.— Chleb, wino, jajka i zimne miêso wystarcz¹ nam na dzisiejszy wieczór.— Zaraz panu s³u¿ê.— Najszybciej, jak to mo¿liwe.— Jedn¹ chwilê.I Jonasz ju¿ skierowa³ siê do kuchni, gdy zatrzyma³o go pytanie.— Nie wydaje mi siê, ¿ebyœcie mieli du¿o goœci w ober¿y?.— zauwa¿y³ Franciszek de Telek.— Rzeczywiœcie.obecnie nie ma nikogo, panie hrabio.— Czy¿by to nie by³a pora, kiedy wieœniacy przychodz¹ napiæ siê i wypaliæ fajkê?— Pora ta ju¿ minê³a.panie hrabio.w naszej wiosce chodzi siê spaæ z kurami.Za nic nie chcia³ siê przyznaæ, dlaczego w ,,Królu Macieju” nie ma ani jednego klienta.— Zdaje siê, ¿e wasza wioska liczy co najmniej czterystu do piêciuset mieszkañców?— Coœ ko³o tego, panie hrabio.— Dziwne.Nie spotkaliœmy ¿ywej duszy, gdy schodziliœmy g³Ã³wn¹ ulic¹.— Bo.dzisiaj.mamy sobotê.i przed niedziel¹.Franciszek de Telek nic nalega³ d³u¿ej, szczêœciem dla Jonasza, który nie wiedzia³by, co mu odpowiadaæ.Za nic na œwiecie nie zdecydowa³by siê wyjawiæ prawdy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]