[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.S³ysza³em, ¿e ostatnio trudno dogadaæ siê z wami, wiedŸminami.Rzecz w tym, ¿e co siê wiedŸminowi wska¿e potwora do zabicia, wiedŸmin, zamiast braæ miecz i r¹baæ, zaczyna medytowaæ, czy to siê aby godzi, czy to nie wykracza poza granice mo¿liwoœci, czy nie jest sprzeczne z kodeksem i czy potwór to aby faktycznie potwór, jakby tego nie by³o widaæ na pierwszy rzut oka.Widzi mi siê, ¿e zaczê³o siê wam po prostu za dobrze powodziæ.Za moich czasów wiedŸmini nie œmierdzieli groszem, a wy³¹cznie onucami.Nie rozprawiali, r¹bali, co siê im wskaza³o, za jedno im by³o, czy to wilko³ak, czy smok, czy poborca podatków.Liczy³o siê, czy dobrze ciêty.Co, Geralt?- Macie dla mnie jakieœ zlecenie, Gyllenstiern? - spyta³ oschle wiedŸmin.- Mówcie tedy, o co chodzi.Zastanowimy siê.A je¿eli nie macie, to szkoda sobie gêbê strzêpiæ, nieprawda¿?- Zlecenie? - westchn¹³ kanclerz.- Nie, nie mam.Tu idzie o smoka, a to wyraŸnie wykracza poza twoje granice mo¿liwoœci, wiedŸminie.Wolê ju¿ Rêbaczy.Ciebie chcia³em jedynie uprzedziæ.Ostrzec.WiedŸmiñskie fanaberie, polegaj¹ce na dzieleniu potworów na dobre i z³e, ja i król Niedamir mo¿emy tolerowaæ, ale nie ¿yczymy sobie o nich s³uchaæ, a tym bardziej ogl¹daæ, jak s¹ wprowadzane w ¿ycie.Nie mieszajcie siê do królewskich spraw, wiedŸminie.I nie kumajcie siê z Dorregarayem.- Nie zwyk³em kumaæ siê z czarodziejami.Sk¹d takie przypuszczenie?- Dorregaray - powiedzia³ Gyllenstiern - przeœciga w fanaberiach nawet wiedŸminów.Nie poprzestaje na dzieleniu potworów na dobre i z³e.Uwa¿a, ¿e wszystkie s¹ dobre.- Przesadza nieco.- Niew¹tpliwie.Ale broni swoich pogl¹dów z zadziwiaj¹cym uporem.Zaprawdê, nie zdziwi³bym siê, gdyby mu siê coœ przytrafi³o.A ¿e do³¹czy³ do nas w dziwnym towarzystwie.- Nie jestem towarzystwem dla Dorregaraya.Ani on dla mnie.- Nie przerywaj.Towarzystwo jest dziwne.WiedŸmin pe³en skrupu³Ã³w niczym lisie futro pche³.Czarodziej powtarzaj¹cy druidzkie brednie o równowadze w naturze.Milcz¹cy rycerz Borch Trzy Kawki i jego eskorta z Zerrikanii, gdzie, jak powszechnie wiadomo, sk³ada siê ofiary przed podobizn¹ smoka.I wszyscy oni nagle przy³¹czaj¹ siê do polowania.Dziwne, nieprawda¿?- Niech wam bêdzie, ¿e prawda¿.- Wiedz wiêc - rzek³ kanclerz - ¿e najbardziej zagadkowe problemy znajduj¹, jak dowodzi praktyka, najprostsze rozwi¹zania.Nie zmuszaj mnie, wiedŸminie, abym po nie siêgn¹³.- Nie rozumiem.- Rozumiesz, rozumiesz.Dziêki za rozmowê, Geralt.Geralt zatrzyma³ siê.Gyllenstiern popêdzi³ konia, do³¹czy³ do króla, doganiaj¹c tabor.Obok przejecha³ Eyck z Denesle w pikowanym kaftanie z jasnej skóry poznaczonej odciskami od pancerza, ci¹gn¹c jucznego konia ob³adowanego zbroj¹, jednolicie srebrn¹ tarcz¹ i potê¿n¹ kopi¹.Geralt pozdrowi³ go uniesieniem d³oni, ale b³êdny rycerz odwróci³ g³owê w bok, zaciskaj¹c w¹skie wargi, uderzy³ konia ostrogami.- Nie przepada za tob¹ - powiedzia³ Dorregaray, podje¿d¿aj¹c.- Co, Geralt?- NajwyraŸniej.- Konkurencja, prawda? Obaj prowadzicie podobn¹ dzia³alnoœæ.Tyle ¿e Eyck jest idealist¹, a ty profesjona³em.Ma³a ró¿nica, zw³aszcza dla tych, których zabijacie.- Nie porównuj mnie z Eyckiem, Dorregaray.Diabli wiedz¹, kogo krzywdzisz tym porównaniem, jego czy mnie, ale nie porównuj.- Jak chcesz.Dla mnie, otwarcie mówi¹c, obaj jesteœcie jednako odra¿aj¹cy.- Dziêkujê.- Nie ma za co - czarodziej poklepa³ po szyi konia sp³oszonego wrzaskami Yarpena i jego krasnoludów.- Dla mnie, wiedŸminie, nazywanie mordu powo³aniem jest odra¿aj¹ce, niskie i g³upie.Nasz œwiat jest w równowadze.Unicestwianie, mordowanie jakichkolwiek stworzeñ, które ten œwiat zamieszkuj¹, rozchwiewa tê równowagê.A brak równowagi zbli¿a zag³adê, zag³adê i koniec œwiata, takiego, jakim go znamy.- Druidzka teoria - stwierdzi³ Geralt.- Znam j¹.Wy³o¿y³ mi j¹ kiedyœ pewien stary hierofant, jeszcze w Rivii.Dwa dni po naszej rozmowie rozszarpa³y go szczuro³aki.Zachwiania równowagi nie da³o siê stwierdziæ.- Œwiat, powtarzam - Dorregaray spojrza³ na niego obojêtnie - jest w równowadze.Naturalnej równowadze.Ka¿dy gatunek ma swoich naturalnych wrogów, ka¿dy jest naturalnym wrogiem dla innych gatunków.Ludzi to równie¿ dotyczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]