[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak - powiedzia³em.- Jesteœmy sami.Obeszliœmy ca³y dom dooko³a.Co jakiœ czas przystawaliœmy, ¿eby zajrzeæ doœrodka przez któreœ z okien.Teraz, zim¹, wiêkszoœæ z nich zas³oniêta by³aokiennicami.Nie zakryto jednak okien do pokoju bilardowego i do oran¿erii;zdo³a³em równie¿ zajrzeæ do œrodka przez potrzaskane okiennice na oknach salonu.Dziêki temu dojrza³em klatkê schodow¹ i fragment hallu.Marmurowe pos¹gi w oran¿erii wci¹¿ trwa³y w swoich pozach, roztañczone, weso³e,albo smutne.Statuy nimfy, oczywiœcie, nie by³o.Wiedzia³em, ¿e jest starannieprzechowywana w Bia³ym Domu.Przez d³ug¹ chwilê przyciska³em twarz do ch³odnejszyby.Rzecz jasna, nic siê nie wydarzy³o.- Zimno mi w stopy - powiedzia³a Jennifer.- A tobie?Jeszcze raz obeszliœmy dom, staraj¹c siê stawiaæ nogi na naszych œladach.Wiatrstrz¹sa³ z dachu p³aty œniegu.Poza tym nic siê nie dzia³o.Dom pozostawa³tajemniczy, enigmatyczny, zadowolony z siebie, obcy.- ChodŸmy ju¿ - poprosi³a mnie Jennifer.- Zdaje siê, ¿e niczego siê tutaj niedowiemy.Zawaha³em siê, wci¹¿ przygl¹daj¹c siê budynkowi.W koñcu jednak powiedzia³em:- Dobrze.Zapewne masz racjê.Allen’s Corners raczej nam w niczym nie pomo¿e.Os³aniaj¹c twarze przed wiatrem, ruszyliœmy w kierunku samochodu.Kiedy do niegodotarliœmy, stwierdziliœmy, ¿e ktoœ na nas czeka.By³ to wysoki mê¿czyzna, wrosyjskiej czapce.Pali³ fajkê i ostentacyjnie lekcewa¿y³ œnieg, który okrywa³jego brwi, osiad³ grub¹ warstw¹ na czapce i ramionach obszernego p³aszcza.- Dzieñ dobry - powiedzia³ mê¿czyzna i wyci¹gn¹³ do nas d³oñ.- Czeœæ - odpar³em.- Dzieñ dobry - doda³a Jennifer.Mê¿czyzna zaci¹gn¹³ siê fajk¹.- Zobaczy³em, ¿e bardzo dok³adnie ogl¹dacie ten dom.Trochê zimny dzieñ, jak nataki rekonesans - powiedzia³.- To bardzo interesuj¹cy budynek - oznajmi³em.- Przynajmniej dla niektórychludzi.- Czy zamierzacie go kupiæ? - zapyta³ mê¿czyzna cicho.- A jest na sprzeda¿?- Oczywiœcie.Od wielu lat.Odwróci³em siê i popatrzy³em na Allen’s Corners.- Kupi³bym go, gdyby by³o mnie na to staæ.- Jest stosunkowo tani.Dwieœcie piêædziesi¹t tysiêcy dolarów za dom ijedenaœcie akrów przyleg³ego terenu.- Có¿.- Pokiwa³em tylko g³ow¹.- Czy jest pan mo¿e agentem tej nieruchomoœci? - zapyta³a Jennifer.- Zgad³a pani.Nazywam siê Charles Easter z „Rural Homes”, spó³ka z ograniczon¹odpowiedzialnoœci¹.Mieszkam w Sherman i widzia³em, jak tutaj jechaliœcie.- Czy zna pan jakieœ szczegó³y z historii tego domu? - zapyta³em.- Chodzi mi,oczywiœcie, o trochê odleglejsze czasy.Charles Easter znów zaci¹gn¹³ siê fajk¹ i wydmuchn¹³ dym.- Jest pan zainteresowany kupnem? - zapyta³.Potrz¹sn¹³em przecz¹co g³ow¹.- Interesujê siê histori¹.Pracujê w Waszyngtonie dla administracji rz¹dowej i wgruncie rzeczy nie móg³bym siê stamt¹d wyprowadziæ.Charles Easter zastanawia³ siê nad czymœ przez chwilê, po czym powiedzia³:- Skoro jesteœcie zainteresowani histori¹ Allen’s Corners, pozwólcie, ¿e gdzieœwas zawiozê.JedŸcie swoim samochodem, a ja pojadê za wami.Popatrzyliœmy na siebie z Jennifer pytaj¹co, po czym oboje jednoczeœniewzruszyliœmy ramionami, a ja powiedzia³em do Charlesa Eastera:- Dobrze, jedŸmy.Jest pan bardzo uprzejmy.Charles Easter uœmiechn¹³ siê.- Ca³a przyjemnoœæ po mojej stronie - powiedzia³.- Jest zima i zastój winteresach.A poza tym w promieniu dwudziestu mil nie ma chyba nikogo, kto by wtak¹ pogodê chcia³ z³o¿yæ wizytê ojcu Hillierowi, a ma on przecie¿ najlepszykoniak w ca³ym Connecticut i w dni takie jak ten uwa¿a czêstowanie nim za swójduszpasterski obowi¹zek.Znów zdj¹³em czapkê i otrzepa³em œnieg z p³aszcza.- Panie Easter - powiedzia³em.- Skusi³ mnie pan.Ojciec Hillier mieszka³ zaledwie o milê dalej, w kierunku Wanzer Hill, ale œniegzalega³ tak grub¹ warstw¹, a droga by³a tak œliska, ¿e jej przebycie zabra³o namdobre dwadzieœcia minut.Z trudem panowa³em nad samochodem.Po naszej lewejstronie, za drzewami, krwawoczerwone s³oñce chyli³o siê powoli ku zachodowi, abyza kilkanaœcie minut skryæ siê za Pawling Hill i Quaker Hill
[ Pobierz całość w formacie PDF ]