[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Geralt nie mógł dojrzeć, czy sam Słowik bierzeudział w pogoni, czy też został i kuruje posieczoną gębę. Gdy tętent oddalającego się pościgu ścichł, Geraltwstał z kryjówki w paprociach, podniósł i podtrzymał stękającegoi pojękującego Cahira. - Koń jest za słaby, by cię nieść.Będziesz mógł iść? Nilfgaardczyk wydał odgłos, mogący być równie dobrzepotwierdzeniem, jak zaprzeczeniem.Albo czymś innym.Ale nogi przestawiał, a o to głównie szło. Zeszli do jaru, do koryta strumienia.Cahir ostatniekilkanaście stóp śliskiej stromizny pokonał dość bezładnymzjazdem.Dopełzł do potoku, pił, obficie zlewał lodowatąwodą opatrunek na głowie.Wiedźmin nie ponaglałgo, sam oddychał głęboko, zbierając siły. Szedł w górę strumienia, podtrzymując Cahira i jednocześnieciągnąc konia, brodząc w wodzie, potykając się naotoczakach i zwalonych pniach.Cahir po jakimś czasieodmówił współpracy - nie przestawiał już posłusznie nóg,przestał nimi w ogóle poruszać, Wiedźmin zwyczajnie gowlókł.Tak dalej iść się nie dało, tym bardziej, że korytostrumienia zatarasowały progi i wodospady.Geralt stęknął,wziął rannego na plecy.Ciągnięty koń też życia nieułatwiał.Gdy więc wreszcie wydostali się z jaru, Wiedźminpo prostu zwalił się na mokre poszycie i leżał, dysząc,kompletnie wycieńczony, obok jęczącego Cahira.Leżałdługo.Kolano znowu zaczęło pulsować wściekłym bólem. Nareszcie Cahir dał znowu znaki życia, a wkrótcepotem - o dziwo - wstał, klnąc i trzymając się za głowę.Poszli.Cahir początkowo szedł dzielnie.Potem zwolnił.Potem padł. Geralt wziął go na plecy i taszczył, stękając, osuwającsię na kamieniach.Kolano rwał ból, w oczach latały muczarne i ogniste pszczoły. - Jeszcze miesiąc temu.- zajęczał z jego plecówCahir.- Kto by wówczas pomyślał, że będziesz mnie taszczył na grzbiecie. - Milcz, Nilfgaardczyku.Gdy gadasz, robisz się cięższy. Gdy wreszcie dotarli do skał i skalnych ścian, było jużprawie ciemno.Wiedźmin ani nie szukał jaskini, ani jej nieznalazł - padł bez sił przy pierwszej napotkanej dziurze.***** Na spągu jaskini walały się ludzkie czaszki, żebra,miednice i inne kości.Ale - co ważniejsze - były tu i suche gałęzie. Cahir gorączkował, dygotał, trząsł się w dreszczach.Przyszywanie płata skóry do czaszki za pomocą dratwyi krzywej igły zniósł mężnie i przytomnie.Kryzys przyszedłpóźniej, w nocy.Geralt rozpalił w jaskini ognisko,lekceważąc względy bezpieczeństwa.Na zewnątrz mżyłzresztą deszcz i wył wicher, mało było prawdopodobne, byktoś krążył po okolicy i wypatrywał odblasku ognia.A Cahir musiał się ogrzać. Gorączkował całą noc.Dygotał, jęczał, bredził.Geraltnie zaznał snu - podsycał ogień.A kolano bolało jak cholera. Chłopisko młode i silne, Cahir rankiem doszedł do siebie.Był blady i spocony, czuło się bijącą od niego gorączkę.Artykulację komplikowały nieco dzwoniące zęby.Aledało się zrozumieć, co mówił.A mówił przytomnie.Narzekał na bólgłowy - objaw raczej normalny u kogoś, komusiekiera zdarła z czaszki skórę wraz z włosami. Geralt dzielił czas pomiędzy niespokojne drzemki ałapanie ściekającej ze skał deszczówki w zmajstrowanez brzozowej kory kubeczki.I jego, i Cahira dręczyło pragnienie.***** - Geralt? - Słucham? Cahir poprawił drwa w ognisku za pomocą znalezionejkości udowej. - W kopalni, gdyśmy się bili.Przestraszyłem się,wiesz? - Wiem. - Przez chwilę wyglądało, że wpadłeś w morderczyszał.Że nic już się dla ciebie nie liczy.Oprócz mordowania. - Wiem. - Bałem się - dokończył spokojnie - że w amokuzasieczesz tego Schirru.A z zabitego nie wyciągnęlibyśmyprzecież informacji. Geralt chrząknął.Młody Nilfgaardczyk coraz bardziejmu się podobał.Był nie tylko mężny, ale i inteligentny. - Słusznie zrobiłeś, odsyłając Angouleme - ciągnąłCahir, lekko tylko dzwoniąc zębami.- To nie dla dziewcząt.Nawet takich jak ona.My to sami załatwimy, wedwu.Pójdziemy za pościgiem.Ale nie po to, by mordowaćw berserkerskim szale.To, co wtedy mówiłeś o zemście.Geralt, nawet w zemście musi być jakaś metoda.Dopadniemytego półelfa.Zmusimy go, by powiedział, gdzie jestCiri. - Ciri nie żyje. - Nieprawda.Nie wierzę w jej śmierć.I ty też niewierzysz.Przyznaj. - Nie chcę wierzyć. Na zewnątrz świszczał wicher, szumiał deszcz.W jaskinibyło przytulnie. - Geralt? - Słucham. - Ciri żyje.Miałem znowu sny.Owszem, coś wydarzyłosię w Ekwinokcjum, coś fatalnego.Tak, bez wątpienia,ja też to czułem i widziałem.Ale ona żyje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]