[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trudno, musi wytrzymać dokońca. Arnold usiadł tam, gdzie powinno było znajdować się biurko,i ukrył twarz w dłoniach.Znowu usłyszeli pukanie do drzwi i jakieś głosy. - Zasuń zamek - rzekł Arnold. Gregor spuścił zasuwę.Arnold znowu pogrążył się w myślach. - Nic nie jest stracone - rzekł.- Ta maszyna musi naswzbogacić. - Owszem, pozostała nam jeszcze jedna droga - rzekł Gregor.- Trzeba ją usunąć.Wyrzućmy ją po prostu do morza. - Nigdy w życiu! Nigdy! A poza tym wymyśliłem! Znalazłem!Trzeba natychmiast ruszyć w drogę. Następne dni minęły im na gorączkowej działalności.Zaangażowali ludzi, którzy oczyścili dom z tangressu.Potem trzeba było wnieśćmaszynę, która ciągle pluła proszkiem do ich niewielkiego statkumiędzyplanetarnego - a to nie było łatwe.Wreszcie wszystko było gotowe.Maszynęumieszczono w zbiorniku, który zresztą szybko wypełnił się tangressem.Wreszciewyruszyli i wkrótce pojazd ich przekroczył granice systemu słonecznego. - Wszystko to jest bardzo logiczne - wyjaśnił późniejArnold.- Oczywiście, że tangress nie znajduje zbytu na Ziemi.I dlatego nie mawłaśnie sensu upłynniać go właśnie , na naszym globie.Natomiast na planecieMeldge. - Muszę ci powiedzieć, że mimo wszystko nie mam tejpewności - powiedział Gregor. - To nie może się nie udać.Koszty transportu tangressu naMeldge są zbyt wysokie.Ale można tam zainstalować naszą maszynę.Możemy imdostarczyć każdą ilość tego pokarmu. - A jeśli ceny i tam są zbyt niskie? - zapytał Gregor.-Nie mogą być.Przecież tangress stanowi tam podstawowy pokarm; to chleb dlaMeldgejczyków.Tym razem ta historia musi nam się udać. Po trzytygodniowej podróży w przestrzeni sygnały na tablicyrozdzielczej zapowiedziały planetę Meldge.Był już najwyższy czas.Zbiornikcałkowicie zapełnił się tangressem.Sam zbiornik był wprawdzie dobrze zamknięty,ale produkcja szarego proszku groziła rozsadzeniem całego statku kosmicznego.Codziennie musieli pozbywać się tego produktu; ale taka operacja zajmowała dużoczasu i powodowała stratę ciepła i powietrza. Wylądowali wreszcie na planecie mając statek kosmicznywypełniony tangressem, z niewielkimi zapasami tlenu i prawie kompletniezamarznięci.Natychmiast po wylądowaniu zjawił się na pokładzie celnik opomarańczowej skórze. - Witam panów - powiedział.- Rzadko przybywają do nasostatnimi czasy podróżni.Zamierzają panowie zostać tu długo? - Prawdopodobnie - rzekł Arnold.- Chcemy tu otworzyć pewneprzedsiębiorstwo. - Doskonały pomysł - powiedział urzędnik.- Nasza planetapotrzebuje trochę świeżej krwi, trochę dynamizmu ziemskiego.Czy wolno zapytać,jakiego rodzaju przedsiębiorstwo zamierzają tu panowie założyć? - Zamierzamy sprzedawać tangress - wasz podstawowy produktżywnościowy. Twarz celnika spochmurniała. - Co panowie zamierzają sprzedawać? - Tangress.Mamy maszynę, która produkuje tangress zupełniebezpłatnie. Celnik nacisnął guzik na specjalnej tarczy, którą nosiłprzy sobie. - Bardzo żałuję, ale muszą panowie natychmiast ruszyć wpowrotną drogę. - Ale my mamy odpowiednie paszporty i przepustki! - A my mamy nasze prawa.Musicie, panowie, natychmiast stądwyjechać i zabrać ze sobą swoją maszynę. - Chwileczkę - rzekł Gregor - głosicie przecież, że panujeu was całkowita wolność w dziedzinie inicjatywy prywatnej. - Z wyjątkiem produkcji tangressu. Na zewnątrz pojawiło się prawie dwadzieścia czołgów.Zgłuchym szumem otoczyły statek kosmiczny.Celnik wycofał się i zaczął schodzićze schodów. - Jeszcze chwilę! - zawołał Gregor z rozpaczą w głosie.-Domyślam się, że obawiacie się z naszej strony jakiejś nielojalnej konkurencji.Wobec tego weźcie sobie tę maszynę.Zostawiamy ją w charakterze prezentu. - Co takiego?! Nigdy! - zawołał Arnold. - Tak, tak.Zabierzcie ją.Będziecie mogli dzięki niejnakarmić waszych biedaków.A potem postawcie nam pomnik. Na zewnątrz czołgi drugim rzędem zaczęły otaczać ich pojazdkosmiczny.Nad nimi pojawiła się eskadra starych samolotów odrzutowych, którepowoli osiadły na kosmodromie. - Wynoście się stąd! - krzyknął celnik.- Czy na prawdęsądzicie, że można sprzedać tangress na naszej planecie? Spójrzcie dookoła! Rozejrzeli się.Cały kosmodrom pokryty był szarymproszkiem, który unosił się w powietrzu gryzącym kurzem.Stojące opodal budynkibyły również szare - bez cienia kolorowych tynków.Smutne szare pola rozciągałysię hen w dal, aż do podnóża równie szarych wzgórz.Wszystko wokół, jak dalekookiem sięgnąć, było z tangressu. - Czy chce pan przez to powiedzieć, że planeta jest z. - Możecie to sobie sami obliczyć - odpowiedział celnikschodząc z drabiny.- To tutaj przecież rozpoczął się okres Starej Wiedzy, azawsze się znajdzie paru durniów, którzy wszystko chcą sprawdzić i dotknąć. Na połowie drabinki zatrzymał się, podniósł głowę do góry idodał: - Gdybyście jednak, któregoś dnia, odnaleźli kluczliguryjski, możecie wrócić.Postawimy wam wspaniały pomnik.przekład : A.M. powrót
[ Pobierz całość w formacie PDF ]