[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Noc up³ynê³a spokojnie, ale dru¿yna Bolkowa i Zbigniewa ani usnê³a, ni siê rozbraja³a; jedni z drugimi ucierali siê na s³owa docinaj¹c sobie i swym panom wzajemnie.W powietrzu czuæ by³o walkê.Ci, którzy na stra¿y nie stali, podzieleni na osobne gromady, obozowali w podwórzach podpatruj¹c siê i oczyma mierz¹c nieufnie.Jak dzieñ odezwa³y siê znowu dzwony ¿a³obne.U trumny sta³ Bolko a opodal niego Zbigniew.Arcybiskup mszê uroczyst¹ odprawia³, a gdy ostatnie pieœni przebrzmia³y, zabit¹ ju¿ trumnê na dany znak spuszczono do otwartego wœród koœcio³a grobu, nad którym kamienny pomnik mia³ stan¹æ.Choæ w ci¹gu ostatnich lat chory król prawie zapomniany dogorywa³, gdy trumnê spuszczaæ miano, rozleg³y siê po koœciele jêki i p³acze dworu, komorników, czeladzi, która starca kocha³a i litowa³a siê nad nim.Bolko upad³ na trumnê i obj¹³ j¹ rêkami zanosz¹c siê od ³kania; Zbigniew pozosta³ nie ruszaj¹c siê, chmurny i blady, jakby ten ca³y obrzêd nie obchodzi³ go wcale.Z koœcio³a szli wszyscy ku zamkowi wprost na stypê, ów chleb ¿a³obny, który by³ w obyczaju.Arcybiskup Marcin, choæ znu¿ony wielce i bezsilny, kaza³ siê tak¿e prowadziæ chc¹c czuwaæ nad porz¹dkiem i zgod¹, dopókiby zwaœnionych braci nie przejedna³.Obecnoœæ jego hamowa³a wszystkich, nie œmiano poczynaæ nic.Bracia tylko osobne zajêli sto³y, Bolko ze swymi jak najdalej od Zbigniewa, który te¿ otoczyæ siê kaza³ dru¿ynie lêkaj¹c siê napaœci.Doko³a arcybiskupa zgromadzi³a siê zwo³ana przez niego sêdziwsza starszyzna, wojewodowie, starostowie, dostojnicy dworu, ziemianie i w³adycy.Chcia³ o.Marcin z ich pomoc¹ spór o dzia³ i w³adzê zwierzchni¹ rozstrzygn¹æ.Dopóki uczta trwa³a, mówiono po cichu g³osz¹c tylko pochwa³y zmar³ego, pobo¿noœæ jego szczególniej, bo t¹ siê najwiêcej odznacza³.Nikt te¿ na nim krwi nie poszukiwa³, bo przebacza³ chêtnie, a kara³ ma³o.Dawszy znak swoim wsta³ potem arcybiskup i przeszed³ ze starszyzn¹ do tej izby, z której wczoraj zw³oki króla wyniesiono.Tu by³o przygotowane osobne siedzenie dla arcybiskupa i duchowieñstwa; ³awy dla starszyzny, dla królewiczów sto³ki suknem okryte.Obaj wiedzieli, i¿ zawo³ani bêd¹ jako przed s¹d pod pastersk¹ laskê.Obok o.Marcina miejsca zajêli Baldwin, nowy biskup krakowski, Francuz rodem, ciemnego w³osa, oblicza wiêcej rycerskiego ni¿ kap³añskiego, nastêpca po zmar³ym od roku Lambercie, Paulin kruszwicki, Dionizy poznañski, Filip p³ocki.Za nimi zasiadali wojewodowie, starostowie i ró¿nych imion i dostojnoœci starszyzna, jaka na pogrzeb zjechaæ mog³a.Wœród niej oty³y Magnus wroc³awski jedno z pierwszych miejsc zajmowa³.Zaledwie siê tu zgromadzili, gdy Zbigniew, choæ nie powo³any jeszcze, poœpieszy³ pierwszy rozogniony i niecierpliwy, aby siê nie daæ uprzedziæ.Bolko, zobaczywszy go wychodz¹cego, wsta³ tak¿e wiod¹c z sob¹ dawnego ochmistrza Wojs³awa, Zdzis³awa Belinê, mê¿nego dowódcê Skarbimierza, Paw³a i kilku innych mê¿Ã³w rycerskich a powa¿nych.Zbigniew zaledwie siê ukaza³, nie zwa¿aj¹c na arcybiskupa i duchownych ani starszyznê, do której zagajenie sprawy nale¿a³o, podniós³ g³os z but¹ wielk¹ i ha³asem, chc¹c mówiæ za sob¹.Nie podoba³o siê to wszystkim i arcybiskup nawet niechêtnie g³ow¹ potrz¹sa³.Wœród rozpoczêtej w³aœnie gwa³townej mowy, w której siê o prawa do P³ocka i do skarbów ojcowskich dopomina³, wszed³ zwolna, z powag¹ rycersk¹, otoczony dru¿yn¹ sw¹ Bolko i zaj¹³ przeciwn¹ stronê izby, mowy bratu nie przerywaj¹c.Zbigniew w³asnymi wyrazy rozognia³ siê coraz bardziej i g³oœno wykrzykiwa³:- Nie ust¹piê, nie dam st¹d ani prószyny, pokrzywdziæ siê nie dozwolê.Co na zamkach w Krakowie i Wroc³awiu jest, do tego ja nie roszczê prawa, ale co mnie nale¿y, nie dam! Wszystko to moim jest!Gdy to mówi³, œlina mu z ust pryska³a, jêzyk siê z gniewu pl¹ta³, piêœci podnosi³, nog¹ tupa³ myœl¹c mo¿e, i¿ tym zastraszy brata.Bolko zachowa³ siê spokojnie.Gdy potok ten wyrazów wyla³ siê ca³y, pomilcza³ trochê i rêk¹ uderzy³ po mieczu, który zabrzêcza³.- Praw moich dowodziæ nie potrzebujê - rzek³ krótko - wie œwiat ca³y, ¿e jestem synem królowej, gdy ten oto dzieckiem jest niewiasty, któr¹ ojciec mi³owa³ nie poœlubiwszy.Wie to ca³y œwiat, ¿e go do klasztoru dano, aby ukryæ srom urodzenia.Z ³aski go król przyj¹³ na proœby ojca naszego Marcina, z ³aski mu dzia³ dano.Ten ci dziœ wszystkiego chce, gdy do niczego praw nie ma!Dumnie patrza³ Bolko.- Hamuj siê, mi³oœciwy królewiczu - podnosz¹c ku niemu rêkê przerwa³ arcybiskup
[ Pobierz całość w formacie PDF ]