[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bêdzie jedynym chêtnym do zakupu bêbna, wmawia³ sobie, i to on podyktuje cenê.Dobry Bo¿e! Jeœli zaoferuje piêædziesi¹t dolarów, przypuszczalnie stanie siê w³aœcicielem bêbna! Wy³o¿y w³asne pieni¹dze i nak³oni szko³ê, by mu je zwróci³a za trzy lata, gdy pióra z elektrycznymi ¿aróweczkami zostan¹ ca³kowicie sp³acone.Zapali³ papierosa i rozeœmia³ siê jak Œwiêty Miko³aj z domu towarowego, ciesz¹c siê z tego niespodziewanego uœmiechu losu.Gdy wypuszcza³ radoœnie powietrze, jego wzrok pad³ na trawnik, gdzie wœród krzaków le¿a³y nie dostarczone przez Plummera gazety.Wszed³ do domu i jeszcze raz wykrêci³ numer Wielkiego Szambelana, z takim samym jak poprzednio skutkiem.¯eby wype³niæ czymœ czas oczekiwania i wyœwiadczyæ chrzeœcijañsk¹ przys³ugê, zadzwoni³ do domu Plummera, aby powiadomiæ go, gdzie zapodzia³ gazety.Ale telefon Plummera równie¿ by³ zajêty.Przez piêtnaœcie minut wykrêca³ na zmianê numer Plummera i Wielkiego Szambelana, zanim wreszcie siê dodzwoni³.- S³ucham? - odezwa³a siê pani Plummer.- Mówi George Helmholtz.Czy zasta³em Waltera?- By³ jeszcze przed chwil¹.Rozmawia³ d³ugo przez telefon, po czym wylecia³ jak kamieñ z procy.- Szuka³ gazet? Zostawi³ je pod moj¹ tawu³¹.- Doprawdy? Bo¿e drogi, nie mam pojêcia, dok¹d poszed³.Nic nie wspomnia³ o gazetach, ale s³ysza³am chyba, jak mówi³ coœ o sprzeda¿y klarnetu.- Westchnê³a, po czym rozeœmia³a siê nerwowo.- Posiadanie w³asnych pieniêdzy sprawia, ¿e staj¹ siê okropnie niezale¿ni.Nigdy o niczym mi nie mówi.- Có¿, proszê mu przekazaæ, ¿e uwa¿am sprzeda¿ klarnetu za bardzo s³uszn¹ decyzjê.I ¿e znalaz³em jego gazety.Nowina o tym, ¿e Plummer zrozumia³ w koñcu, i¿ nie ma czego szukaæ w bran¿y muzycznej, by³a zaskakuj¹ca i dobra, tote¿ pan Helmholtz zadzwoni³ znów do domu Wielkiego Szambelana po jeszcze lepsz¹ wiadomoœæ.Tym razem siê dodzwoni³, prze¿y³ jednak natychmiast wielkie rozczarowanie, dowiaduj¹c siê, ¿e Szambelan w³aœnie wyszed³ za³atwiæ jakiœ interes.¬ ¬ ¬Przez ca³e lata panu Helmholtzowi udawa³o siê uœmiechaæ i traktowaæ z przymru¿eniem oka æwiczenia zespo³u C.Ale nazajutrz, po dniu bezskutecznych prób dowiedzenia siê czegokolwiek na temat bêbna basowego Rycerzy Kandaharu, jego system obronny zawiód³ i ohydna muzyka dociera³a w g³¹b jego duszy.- Nie, nie, nie! - zawo³a³ gniewnie i cisn¹³ bia³¹ batut¹ o œcianê.Sprê¿ysta pa³eczka odbi³a siê od ceglanego muru i upad³a na puste sk³adane krzes³o w tylnej czêœci sekcji klarnetów - krzes³o Plummera.Gdy pan Helmholtz, czerwony jak burak i skruszony, podniós³ pa³eczkê, poczu³ siê nieoczekiwanie zdenerwowany widokiem owego pustego krzes³a.Zda³ sobie sprawê, ¿e nikt inny, bez wzglêdu na to, jak bardzo jest niezdolny, nie zape³ni nigdy ostatniego miejsca tak idealnie jak Plummer.Podniós³szy wzrok, zorientowa³ siê, ¿e wielu cz³onków zespo³u równie¿ wpatruje siê w to krzes³o, jak gdyby czuli, ¿e zniknê³o coœ wielkiego w niezwyk³y sposób i ¿e z tego powodu ¿ycie bêdzie teraz znacznie nudniejsze.Podczas dziesiêciu minut przerwy miêdzy próbami zespo³Ã³w C i B pan Helmholtz popêdzi³ do swego gabinetu i jeszcze raz spróbowa³ skontaktowaæ siê z Wielkim Szambelanem Rycerzy Kandaharu.Niestety, znów powiedziano mu to samo, co ju¿ s³ysza³ kilkakrotnie poprzedniego wieczoru i rano.- Bóg jeden wie, gdzie mo¿e teraz byæ.By³ tu przez chwilê, ale zaraz wyszed³.Poda³em mu pañskie nazwisko, s¹dzê wiêc, ¿e zadzwoni do pana, gdy tylko znajdzie woln¹ chwilê.To pan dzwoni³ w sprawie bêbna, prawda?- Tak, to ja.W korytarzu rozleg³ siê dŸwiêk dzwonka zapowiadaj¹cy pocz¹tek kolejnej lekcji.Pan Helmholtz wola³by zostaæ przy telefonie, dopóki nie z³apie wreszcie Wielkiego Szambelana i nie ubije z nim interesu, ale czeka³ na niego zespó³ B, a po nim zespó³ A.Nagle go olœni³o.Zadzwoni³ do Western Union i wys³a³ telegram z ofert¹ piêædziesiêciu dolarów za bêben i proœb¹ o odpowiedŸ na koszt adresata.Jednak¿e w czasie æwiczeñ z zespo³em B nie nadesz³a ¿adna odpowiedŸ.Nie nadesz³a te¿ do po³owy zajêæ z zespo³em A.Cz³onkowie zespo³u, wra¿liwi, uczuciowi ch³opcy, z miejsca zorientowali siê, ¿e ich dyrygent jest czymœ rozdra¿niony, i próba sz³a kulawo.Pan Helmholtz by³ do tego stopnia zdenerwowany z powodu bêbna, ¿e przerwa³ marsz w po³owie, s³ysz¹c lekki ha³as dochodz¹cy zza wielkich podwójnych drzwi w drugim koñcu sali, gdzie ktoœ najwyraŸniej próbowa³ otworzyæ zamek.- Dobrze, dobrze, zaczekajmy, dopóki ha³as ca³kiem nie ucichnie, ¿ebyœmy s³yszeli siê nawzajem - powiedzia³.W tym momencie uczeñ-pos³aniec przyniós³ mu telegram.Pan Helmholtz rozpromieni³ siê, rozdar³ niecierpliwie kopertê i przeczyta³:BÊBEN SPRZEDANY STOP MO¯E REFLEKTUJE PAN NA WYPCHANEGO WIELB£¥DA NA KÓ£KACH STOPDrewniane drzwi otworzy³y siê ze skrzypem zawiasów i ostry jesienny podmuch zasypa³ cz³onków zespo³u liœæmi.Na progu sta³ Plummer, zziajany i spocony, zaprzê¿ony do bêbna na kó³kach, w którym zmieœci³by siê tuzin ch³opców jego wzrostu.- Wiem, ¿e to nie dzieñ wspó³zawodnictwa - wysapa³ - ale pomyœla³em, ¿e w moim przypadku móg³by pan zrobiæ wyj¹tek.Wszed³ do œrodka z majestatyczn¹ godnoœci¹, ci¹gn¹c za sob¹ wielki instrument.Pan Helmholtz rzuci³ mu siê na spotkanie i zmia¿d¿y³ w uœcisku praw¹ d³oñ Plummera.- Plummer, ch³opcze! Zdoby³eœ go dla nas.Kochany ch³opak! Niewa¿ne, ile za niego zap³aci³eœ, zwrócê ci co do grosza - wykrzykn¹³, po czym z radoœci doda³ pochopnie:- A nawet z ma³ym procentem.Kochany ch³opak!Plummer zaœmia³ siê skromnie.- Mia³bym go sprzedaæ? Do licha, podarujê go panu, gdy skoñczê szko³ê - rzek³ wynioœle.- Chcê tylko graæ na nim w zespole A, dopóki siê uczê.- Ale¿, Plummer - powiedzia³ z zak³opotaniem pan Helmholtz - przecie¿ ty nie masz zielonego pojêcia o bêbnach.- Bêdê æwiczy³ jak szalony - odrzek³ uspokajaj¹co Plummer.Zacz¹³ przepychaæ swój instrument do ty³u przejœciem pomiêdzy tr¹bkami a puzonami - niczym kierowca wycofuj¹cy ciê¿arówkê z naczep¹ w¹sk¹ uliczk¹ - w kierunku sekcji perkusyjnej, gdzie zdumieni muzycy poœpiesznie robili dla niego miejsce.- Zaraz, zaraz, chwileczkê.- Pan Helmholtz zaœmia³ siê cicho, jak gdyby s³owa ch³opca by³y ¿artem, choæ dobrze wiedzia³, ¿e nim nie s¹.- Gra na bêbnie to coœ wiêcej ni¿ tylko m³Ã³cenie weñ, gdy przyjdzie ci na to fantazja.Trzeba wielu lat, ¿eby opanowaæ tê sztukê.- No có¿ - rzek³ weso³o Plummer - im szybciej siê do tego zabiorê, tym szybciej bêdê dobry.- Chcia³em powiedzieæ, ¿e niestety przez pewien czas nie bêdziesz gotów do gry w zespole A.- Jak d³ugo? - spyta³ podejrzliwie Plummer, zatrzymuj¹c siê w przejœciu.- Och, mo¿e uda ci siê to kiedyœ, gdy bêdziesz w wy¿szej klasie.Tymczasem zespó³ móg³by korzystaæ z twojego bêbna, dopóki nie nabierzesz wprawy.Pan Helmholtz dosta³ gêsiej skórki, gdy Plummer zmierzy³ go lodowatym, taksuj¹cym wzrokiem.- To znaczy, na œwiêtego nigdy? - spyta³ w koñcu.- Niestety, masz chyba racjê - odpar³ pan Helmholtz z westchnieniem, krêc¹c ze smutkiem g³ow¹.- W³aœnie to usi³owa³em ci wyjaœniæ wczoraj po po³udniu - nikt nie potrafi robiæ dobrze wszystkiego i musimy pogodziæ siê z naszymi ograniczeniami.Jesteœ œwietnym ch³opakiem, Plummer, ale nigdy nie bêdziesz muzykiem - nawet za milion lat.Pozostaje ci tylko jedno, zreszt¹ wszyscy od czasu do czasu jesteœmy zmuszeni tak post¹piæ: uœmiechnij siê, wzrusz ramionami i powiedz: „Trudno, to jedna z tych rzeczy, które nie s¹ dla mnie”.£zy stanê³y Plummerowi w oczach, nie rozp³aka³ siê jednak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]