[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A kiedy by³ rok tysi¹c dziewiêæset trzydziesty siódmy?- Co to znaczy: kiedy by³ rok tysi¹c dziewiêæset trzydziesty siódmy?- Nie wiesz, kiedy by³ rok tysi¹c dziewiêæset trzydziesty siódmy?- Przepraszam, ale tysi¹c dziewiêæset trzydziesty siódmy by³ chyba w tysi¹c dziewiêæsettrzydziestym siódmym.To tak, jakby pytaæ, kiedy by³a pi¹ta po po³udniu.Mê¿czyzna da³ krok do przodu i Normana uderzy³ w nozdrza silny zapach kwiatowej wodykoloñskiej.- Powiem ci, kiedy by³ rok tysi¹c dziewiêæset trzydziesty siódmy, ty g³upi gnojku.Tysi¹cdziewiêæset trzydziesty siódmy by³ teraz; tysi¹c dziewiêæset trzydziesty siódmy by³ jutro; i tysi¹cdziewiêæset trzydziesty siódmy by³ za piêædziesi¹t lat.Norman próbowa³ odchrz¹kn¹æ, ale z jego gard³a wydoby³o siê tylko suche szczekniêcie.- Chce pan powiedzieæ, ¿e naprawdê nazywa siê Jack Belias? - zapyta³.Mê¿czyzna podszed³ jeszcze bli¿ej.By³ znacznie wy¿szy od Normana i górowa³ nad nimniczym stoj¹ce nad Storm King Mountain burzowe chmury.W jego g³osie brzmia³a wyraŸnagroŸba.- Chyba w to nie w¹tpisz?Norman podniós³ w górê obie rêce.Nie by³ to tylko gest pojednania; chcia³ obroniæ siê przedewentualnym uderzeniem.Jack Belias da³ dwa kroki do przodu.- Naruszasz cudzy teren - oœwiadczy³.- Nie by³eœ przypadkiem na górze? Nie wypuœci³eœmojej ma³ej niewolnicy?- Pos³uchaj, cz³owieku, nie wiem, o czym mówisz.Nie wiem, o co ci chodzi.Jeœli chcesz,¿ebym sobie st¹d poszed³, odejdê.G³os Jacka Beliasa zmieni³ siê nagle w ryk:- Myœlisz, ¿e ujdzie ci to na sucho?! Myœlisz, ¿e odejdziesz st¹d nie ukarany?!- Cz³owieku, ju¿ mnie tu nie ma.- wyj¹ka³ Norman.Ale Jack Belias podniós³ bez ostrze¿enia swoj¹ laskê i uderzy³ go na ukos w prawe ramiê,blisko szyi.- Kurwa, cz³owieku! - krzykn¹³ Norman.Nadal trzyma³ podniesione w górê rêce, lecz JackBelias uderzy³ go po raz drugi, trzeci i czwarty, tak mocno i z tak¹ wœciek³oœci¹, ¿e Norman móg³tylko cofaæ siê chwiejnym krokiem.- Nienawidzê tych, którzy naruszaj¹ cudzy teren, nienawidzê wandali i nienawidzê ciebie! -wrzasn¹³ Jack Belias.Uderzy³ Normana w lew¹ d³oñ i ch³opak us³ysza³, jak pêkaj¹ mu koœci wtrzech palcach.- Zostaw mnie w spokoju! - krzykn¹³.- Zostaw mnie w spokoju! Nic ci nie zrobi³em!Jack Belias jednak ok³ada³ go dalej, nie zwa¿aj¹c na protesty - po rêkach, po ramionach ig³owie.Za ka¿dym razem, kiedy Norman usi³owa³ siê cofn¹æ, Jack Belias dawa³ krok do przodu.Rysy jego twarzy wci¹¿ wydawa³y siê jakby rozmazane i nieostre, lecz Norman widzia³, ¿e s¹wykrzywione z gniewu: brwi by³y œci¹gniête, a k¹ciki ust opuszczone w dó³, jak w mascejapoñskiego demona.Odwróci³ siê, potkn¹³ i w tej samej chwili Jack Belias zacz¹³ waliæ go w plecy.£omot, którytowarzyszy³ ka¿demu uderzeniu, przera¿a³ Normana tak samo mocno jak ból.Brzmia³o to tak,jakby jakiœ szaleniec próbowa³ zat³uc na œmieræ star¹ kanapê.Pokuœtyka³ korytarzem.Jack Belias œciga³ go, nadal ok³adaj¹c lask¹ po plecach i nogach.- Myœlisz, ¿e ujdzie ci to na sucho?! - rycza³.- Myœlisz, ¿e pozwolê ci odejœæ?Norman uchyli³ siê, obróci³ nagle na piêcie, z³apa³ laskê za drugi koniec i spróbowa³ wyrwaæj¹ z rêki Jacka Beliasa.Przez chwilê mocowali siê ze sob¹, przepychaj¹c siê i g³ucho stêkaj¹c.Norman obraca³ laskê dooko³a jak wskazówkê zegara, usi³uj¹c os³abiæ uchwyt przeciwnika.¯aden z nich nie odzywa³ siê ani s³owem.W pewnej chwili Norman przerazi³ siê, ¿e Jack Belias z³amie mu pozosta³e palce, ale potemuda³o mu siê szarpn¹æ nagle laskê raz w jedn¹, raz w drug¹ stronê i Belias wypuœci³ j¹ z rêki.Odbi³a siê okuciem od pod³ogi i zatañczy³a na korytarzu, jakby obdarzona by³a w³asnym ¿yciem.Norman odepchn¹³ z ca³ej si³y Jacka Beliasa i pokuœtyka³ w stronê najbli¿szego okna.Dzwoni³o mu w uszach, rwa³o go w szczêce i ca³e cia³o bola³o tak, jakby przywali³a go masywnabelka.S³ysza³, jak Belias ryczy z wœciek³oœci, wracaj¹c po swoj¹ laskê, i wiedzia³, ¿e niewytrzyma drugiego takiego lania.Nastêpnym razem wykorkuje.Waln¹³ okaleczon¹ piêœci¹ w klamkê okna i wichura natychmiast otworzy³a je na oœcie¿.Jedno ze skrzyde³ uderzy³o o œcianê i wypad³a z niego szyba.Deszcz smagn¹³ Normana w twarz,a firanki za³opota³y wœciekle na wietrze.- Ty wandalu! Zaraz ciê nauczê! - wrzasn¹³ Jack Belias i uderzy³ go lask¹ w czubek g³owy.Norman straci³ równowagê i o ma³o nie wypad³ na kamienne patio trzydzieœci stóp ni¿ej.Uratowa³ siê, ³api¹c za okienn¹ ramê, która zatoczy³a siê przypadkiem w jego stronê.Przez dwie albo trzy mro¿¹ce krew w ¿y³ach sekundy wisia³ wychylony po³ow¹ cia³a nazewn¹trz, przywieraj¹c rozpaczliwie do parapetu, podczas gdy Jack Belias ok³ada³ go lask¹ ponogach.Ale potem zdo³a³ wymierzyæ mu celnego kopniaka i wspi¹³ siê na w¹ski kamiennygzyms, który bieg³ wzd³u¿ ca³ego pierwszego piêtra a¿ do frontowej œciany budynku.- Dostanê ciê jeszcze, ty sukinsynu! - zawo³a³ Jack Belias.Nad drzewami zamigota³a b³yskawica i na krótki moment ca³y œwiat zala³o oœlepiaj¹ce,b³êkitnobia³e œwiat³o.A po chwili nad Walhall¹ rozleg³ siê huk gromu i Norman przywar³ domokrej kamiennej œciany, czuj¹c, jak deszcz smaga go po plecach i zamienia jego d¿insowespodnie w groteskowe ciê¿kie legginsy.Poci¹gaj¹c nosem z bólu, zacz¹³ oddalaæ siê od otwartego okna.Jedyny uchwyt zapewnia³omu w¹skie chropowate spojenie miêdzy ceg³ami.Trzy palce u lewej rêki mia³ z³amane, trzyma³siê wiêc œciany tylko ma³ym palcem, przyciskaj¹c kciuk do muru, by zachowaæ równowagê.Wysoko na górze rynny by³y dziurawe i galony wody la³y siê po œcianie na jego g³owê.Od najbli¿szego okna dzieli³o go ju¿ kilka stóp, kiedy us³ysza³ nagle g³oœny ³omot.Wnastêpnym, gwa³townie otwartym oknie pokaza³ siê Jack Belias.- Naprawdê myœla³eœ, ¿e pozwolê ci odejœæ? Naprawdê myœla³eœ, ¿e ciê nie ukarzê? Nigdynie uda ci siê uciec! - wrzasn¹³.Norman opar³ czo³o o œcianê.Nie móg³ iœæ do przodu i nie móg³ siê cofn¹æ.Wiedzia³, ¿e przyka¿dym oknie, do którego siê zbli¿y, bêdzie na niego czeka³ Jack Belias.Nie móg³ tak¿ewytrzymaæ d³ugo na gzymsie.By³ przemoczony do suchej nitki, a palce bola³y go tak bardzo, ¿eprzesta³o mu ju¿ prawie zale¿eæ, ¿eby trzymaæ siê dalej œciany.Nie chcia³ patrzeæ w dó³, wiedzia³bowiem, ¿e od zalanego deszczem patia dzieli go d³ugi skok.- No szybciej, na co jeszcze czekasz? - szydzi³ z niego wychylony z okna Jack Belias.Norman przesun¹³ siê kilka cali dalej.Mokre w³osy przyklei³y mu siê do twarzy.Zacz¹³ cichoszlochaæ.Zerkn¹³ ponownie w stronê swego przeœladowcy i zobaczy³ nagle, ¿e po œcianie biegniez góry na dó³ metalowa rura.Gdyby uda³o mu siê przypi¹æ do niej paskiem, móg³by zaczekaæ dochwili, kiedy nadejdzie pomoc albo Beliasowi znudzi siê czekanie w oknie.Ruszy³ dalej po gzymsie.Jack Belias wychyli³ siê jeszcze bardziej przez okno i zacz¹³ waliælask¹ po ceg³ach, próbuj¹c go uderzyæ albo przynajmniej przestraszyæ, ale Norman wiedzia³, ¿eznajduje siê poza jego zasiêgiem.Przesuwa³ siê cal po calu w stronê rury i w koñcu zdo³a³ obj¹æj¹ praw¹ rêk¹
[ Pobierz całość w formacie PDF ]