[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bardzo zmêczony poszed³em spaæ oko³o drugiej nad ranem.Wibracje pojawi³y siê bez ¿adnych starañ z mojej strony, postanowi³em wiêc wykorzystaæ okazjê i “zrobiæ coœ", pomimo zmêczenia.(Mo¿e to w³aœnie jest odpoczynek).Wyszed³em z cia³a ³atwo i szybko odwiedziwszy kilka miejsc przypomnia³em sobie o odpoczynku i postanowi³em powróciæ do cia³a.Pomyœla³em o nim i prawie natychmiast znalaz³em siê w ³Ã³¿ku.Od razu zauwa¿y³em jednak, ¿e coœ by³o nie w porz¹dku.Nad moimi stopami znajdowa³o siê jakieœ pude³ko, najwyraŸniej po to, aby nie dotyka³a ich ko³dra.W pokoju sta³y dwie osoby: mê¿czyzna i pielêgniarka.Rozmawiali cicho nieopodal ³Ã³¿ka.Moj¹ pierwsz¹ myœl¹ by³o, i¿ sta³o siê coœ z³ego, na przyk³ad ¿ona znalaz³a mnie w stanie œpi¹czki i odda³a do szpitala.Pielêgniarka, sterylna atmosfera pokoju oraz ³Ã³¿ko wydawa³y siê potwierdzaæ tê tezê.Lecz w dalszym ci¹gu nie opuszcza³o mnie przeczucie, ¿e coœ tu jest nie tak.Po chwili mê¿czyzna i kobieta przestali rozmawiaæ, pielêgniarka odwróci³a siê i wysz³a z pokoju, a mê¿czyzna zbli¿y³ siê do mnie.Ogarnê³a mnie panika, poniewa¿ nie wiedzia³em, co ma zamiar zrobiæ.Przerazi³em siê jeszcze bardziej, kiedy pochyli³ siê nade mn¹, uj¹³ mnie delikatnie lecz stanowczo za ramiona i wlepi³ we mnie wy³upiaste, b³yszcz¹ce oczy.Próbowa³em siê poruszyæ, ale przekracza³o to moje mo¿liwoœci.Zupe³nie, jakbym wszystkie miêœnie mia³ sparali¿owane.Coœ wewn¹trz mnie desperacko chcia³o uciekaæ, odsun¹æ siê od twarzy pochylaj¹cej nade mn¹.Potem, ku mojemu najwy¿szemu zaskoczeniu, mê¿czyzna uca³owa³ mnie w oba policzki.Czu³em jego bokobrody, a w oczach widzia³em ³zy.Po chwili wyprostowa³ siê, puœci moje ramiona i powoli wycofa³ siê z pokoju.Pomimo strachu zrozumia³em, ¿e ¿ona nie odda³a mnie do szpitala, ¿e mê¿czyzna by³ obcy, i ¿e ponownie znalaz³em siê w niew³aœciwym miejscu.Musia³em coœ zrobiæ, ale nawet przy pomocy ca³ej si³y woli, jak¹ uda³o mi siê zgromadziæ, nie by³em w stanie niczego dokonaæ.Powoli uœwiadomi³em sobie dŸwiêk w mojej g³owie przypominaj¹cy syk pary lub powietrza.Powodowany niejasnym przeczuciem skoncentrowa³em siê na tym syku i zacz¹³em go modulowaæ, tzn.stara³em siê by brzmia³ raz g³oœniej, raz ciszej.Spowodowa³em; ¿e czêstotliwoœæ tych pulsacji ros³a coraz bardziej, a¿ po kilku chwilach przerodzi³y siê w szybkie wibracje.Spróbowa³em unieœæ siê z tego cia³a i uda³o mi siê to stosunkowo ³atwo.W moment póŸniej znalaz³em siê w innym ciele fizycznym.Tym razem by³em ostro¿ny.Wyczuwa³em pod sob¹ ³Ã³¿ko.Doko³a s³ysza³em znajome dŸwiêki.Kiedy otworzy³em oczy, pokój pogr¹¿ony by³ w ciemnoœciach.Siêgn¹³em rêk¹ tam, gdzie powinien znajdowaæ siê prze³¹cznik œwiat³a.By³.W³¹czy³em œwiat³o i odetchn¹³em z ogromn¹ ulg¹.By³em znów u siebie.7 czerwca 1963 r.– noc.Po jakimœ czasie opuœci³em cia³o i ju¿ poza domem spotka³em kobietê, która tak¿e “lecia³a".Powiedzia³a, ¿e bêdziemy spóŸnieni wracaj¹c (nie wiem dok¹d), i ¿e mo¿emy mieæ k³opoty z wejœciem.Potem zbli¿yliœmy siê do czegoœ w przypomina³o du¿¹ instytucjê (szpital?) i szczêœliwie przeszliœmy przez drzwi bez otwierania ich, najwyraŸniej po to aby unikn¹æ oczekuj¹cego ju¿ stra¿nika (oraz wyjaœnieñ, dlaczego jesteœmy spóŸnieni, co poci¹ga³o za sob¹ pewien rodzaj kary).Wewn¹trz rozdzieliliœmy siê i natychmiast jakiœ mê¿czyzna (przyjacielski, w typie lekarza) powiedzia³, ¿e siê mn¹ zajmie, i ¿e powinienem zaczekaæ w drugim pokoju na prawo.Poszed³em tam, ale nie by³em pewien o który pokój chodzi, bowiem w ka¿dym znajdowa³o siê kilka osób pogr¹¿onych w rozmowie, a ja pozostawa³em nie zauwa¿ony.Jednak¿e poczeka³em chwilê, a¿ w koñcu mê¿a przyszed³ i zbada³ mnie po czym orzek³, ¿e potrzebujê leczenia.Mówi³ o miareczkowaniu i o leczenia rosn¹cym do 1500 cc, a potem stopniowo opadaj¹cym do normy (cokolwiek mia³o to znaczyæ).Zapyta³em go, dlaczego takie leczenie jest konieczne, a on odpowiedzia³, ¿e w ten sposób wszechœwiat (lub ludzkoœæ) mo¿na rozwin¹æ i ulepszyæ.Zapyta³em dlaczego (maj¹c na myœli potrzebê ulepszenia), ale tym razem nie odpowiedzia³.Ba³em siê trochê tego leczenia.Nied³ugo potem odczu³em potrzebê powrotu do cia³a i uda³o mi siê to bez ¿adnego problemu.13 lipca 1961 r.– popo³udnie i noc.Po wizycie w Cape Cod przyby³em do Hyannis cokolwiek zmêczony, wiêc u³o¿y³em siê do popo³udniowej drzemki.W czasie relaksacji wyszed³em z cia³a i po chwili dryfowa³em ju¿ ponad domem, w okolicach gara¿u.Na dziedziñcu by³ pies (du¿y, w typie owczarka niemieckiego), który ujrzawszy mnie zacz¹³ wœciekle szczekaæ.Zza rogu domu wyszed³ jakiœ mê¿czyzna i wycelowa³ we mnie broñ wydobyt¹ z kabury.Wycofa³em siê poœpiesznie, nim jeszcze uœwiadomi³em sobie, ¿e kule najprawdopodobniej nie wyrz¹dzi³yby mi ¿adnej szkody.Wróciwszy do cia³a pomyœla³em, ¿e na szczêœcie wszystka ju¿ siê skoñczy³o, ale by³em w stanie przypomnieæ sobie jedynie to, i¿ mê¿czyzna sprawia³ wra¿enie wysokiego.Tego samego wieczora, le¿¹c ju¿ w ³Ã³¿ku poczu³em, ¿e wylatujê ponownie.Unosi³em siê nad kilkoma domami próbuj¹c zdecydowaæ co robiæ, gdy niespodziewanie ten sam wysoki mê¿czyzna pojawi³ siê tu¿ przede mn¹ i zatrzyma³ mnie, staj¹c na mojej drodze.Odnios³em wra¿enie spokojnej, skupionej si³y.Zapyta³ dlaczego chcê zobaczyæ prezydenta.Pocz¹tkowo by³em zaskoczony, poniewa¿ nie widzia³em powodu spotykaæ siê z Eisenhowerem (tak mój umys³ kojarzy³ s³owo prezydent), ale przyszed³ mi do g³owy pomys³ planu pokojowego i opowiedzia³em o nim wysokiemu mê¿czyŸnie.Zapyta³ mnie wtedy: “Sk¹d mo¿emy byæ pewni, ¿e jesteœ lojalny wobec Stanów Zjednoczonych?" Zak³opotany odpar³em, ¿e odpowiednie informacje o mnie z pewnoœci¹ s¹ w Waszyngtonie.Mój rozmówca po chwili powiedzia³, ¿e akurat teraz nie mogê siê widzieæ z prezydentem.Skin¹³em zgodnie g³ow¹ i wróci³em do cia³a.Le¿¹c w ³Ã³¿ku i zastanawiaj¹c siê nad tym, nagle uœwiadomi³em sobie, ¿e przecie¿ Eisenhower nie jest ju¿ prezydentem.Narasta³o we mnie przekonanie, ¿e Kennedy ma metapsychicznych ochroniarzy.Po chwili przysz³o mi do g³owy, i¿ Kennedy móg³ byæ w tym tygodniu w Hyannis.Wsta³em i zszed³em na dó³, odnalaz³em lokaln¹ gazetê, gdzie na pierwszej stronie widnia³a notatka o przybyciu Kennedy'ego do Hyannis.(Od dwóch dni nie widzia³em ¿adnej gazety.)By³y to przyk³ady wydarzeñ umykaj¹cych jakiejkolwiek klasyfikacji, szczególnie jeœli rozwa¿yæ je w kategoriach zwyczajnych snów.Mog¹ to byæ fragmenty ¿ywego fresku, który pewnego dnia ujrzymy w ca³oœci.Mam jedynie nadziejê, ¿e nie trzeba “umieraæ", aby zobaczyæ tê ca³oœæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]