[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ludzie, których zobaczyÅ‚em, w wiÄ™kszoÅ›ci mieli na sobieróżnorodne, czasami nawet wyzywajÄ…co jaskrawe stroje, i, co byÅ‚o zadziwiajÄ…ce,sponsorzy na to nie reagowali.Widać byÅ‚o wÅ›ród ludzi i nagich, ale byli toniewolnicy niskiego rzÄ™du - tragarze palankinów, powożący bryczkami, sprzÄ…tacze,zamiatacze i sprzedawcy wody.Ale zobaczyÅ‚em też kilka postaci, przypominajÄ…cychswym wyzywajÄ…cym klaunowskim odzieniem mojego pana Achmeda. Jak wiele jeszcze nie wiedziaÅ‚em i nie rozumiaÅ‚em! “Ile jeszczemuszÄ™ siÄ™ dowiedzieć! - myÅ›laÅ‚em.- I jak ostrożnie powinienem siÄ™ poruszać potej drodze, by nie zostać ukaranym.” Na widok sponsorów miaÅ‚em ochotÄ™ schować siÄ™ w autobusie, aleprzenikliwy Prupis, zauważywszy moje wahanie, powiedziaÅ‚: - JeÅ›li siÄ™ boisz, że ciÄ™ rozpoznajÄ…, to zapomnij o tym! ZabyjeÅ›li w ogóle rozróżniajÄ… ludzi, to tylko po kolorze ubrania.Dlatego naszewÅ‚adze tak siÄ™ strojÄ….A ty - pupilek, niewolnik, zwierzÄ™.Jak tylko siÄ™ubraÅ‚eÅ›, od razu przestaÅ‚eÅ› dsla nich istnieć.ZrozumiaÅ‚eÅ›? - ZrozumiaÅ‚em - odpowiedziaÅ‚em z niedowierzaniem. Prupis uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ i klepnÄ…Å‚ mnie po ramieniu - toklepniÄ™cie wyrzuciÅ‚o mnie na jezdniÄ™.ZÅ‚apawszy oddech, zaczÄ…Å‚em brać odniewolnika broÅ„ i zbroje, zanosiliÅ›my je do, wydzielonego dla naszej szkoÅ‚y,pomieszczenia pod stadionem. Potem przeszli tam nasi weterani, za nimi - Å›cisÅ‚Ä… grupÄ… -pierwszoroczniacy.Batu-chan mrugnÄ…Å‚ do mnie, Jurgen tylko rzuciÅ‚ czarnymspojrzeniem. - Mamy czas - powiedziaÅ‚ Prupis.- Ubierajcie siÄ™ bezpoÅ›piechu.Zaraz przyjdzie pan Achmed i wyda dyspozycje. Ze zdenerwowania zachciaÅ‚o mi siÄ™ sikać i spytaÅ‚em niewolnikaczy nie wie, gdzie tu jest wychodek.Ten wyjaÅ›niÅ‚, że muszÄ™ pójść korytarzem doskrÄ™tu w lewo i tam zejść do podpiwniczenia. W wychodku byÅ‚o brudno i cuchnęło. WyszedÅ‚em z niej, poszedÅ‚em korytarzem i wtedy usÅ‚yszaÅ‚emgÅ‚osy.ZatrzymaÅ‚em siÄ™.Nie dlatego, że chciaÅ‚em podsÅ‚uchiwać, na odwrót - niemiaÅ‚em ochoty rzucać siÄ™ w oczy nie wiadomo komu. - Dlaczego muszÄ™ oddawać ci dziesięć procent? - spytaÅ‚ gÅ‚osniższy, bardziej basowy.- Niech ci siÄ™ nawet nie marzy! Kto wygra? - PosÅ‚uchaj, Jean - odpowiedziaÅ‚ wysoki, znajomy mi gÅ‚os, - moiludzie, gdyby zechcieli, zrobili by z twoich kotlety.Ale umowa jest umowa:musisz zbierać punkty, a ja i bez tego mam wysokÄ… pozycjÄ™.Tak, że zapomnij orozdzielniku - po poÅ‚owie! Inaczej każę zająć siÄ™ tobÄ… na serio. - AleÅ› mnie przestraszyÅ‚! WidzieliÅ›my takiego jednego straszaka- obraziÅ‚ siÄ™ wÅ‚aÅ›ciciel basu.- IdÄ™ ci na rÄ™kÄ™ tylko przez szacunek dla naszejstarej przyjaźni. - No i szanuj - odpowiedziaÅ‚ gÅ‚os Achmeda. Nie przerywajÄ…c rozmowy, odeszli, a ja ostrożnie wyjrzaÅ‚em zzawÄ™gÅ‚a, a potem puÅ›ciÅ‚em siÄ™ pÄ™dem do naszego pokoju. To znaczy, że oni uzgadniali cenÄ™? CenÄ™ czego? Odpowiedź na to pytanie otrzymaÅ‚em dość szybko. Kiedy wszedÅ‚em do pokoju, pan Achmed staÅ‚ poÅ›rodku w swoimstroju klauna, otoczony weteranami w zbrojach i paroma juniorami w zielonychskórach z obciÄ…gniÄ™tymi grubÄ… skórÄ… owalnymi tarczami w rÄ™kach. WÅ›ród juniorów zobaczyÅ‚em Batu-chana z Jurgenem.Batu-chanpodniósÅ‚ rÄ™kÄ…, w powitaniu, pan Achmed zauważyÅ‚ ten gest i krzyknÄ…Å‚: - Tim, nie rozpraszaj ludzi, Å‚eb urwÄ™! CofnÄ…Å‚em siÄ™. - Znaczy, tak - ciÄ…gnÄ…Å‚ Achmed mowÄ™, przerwanÄ… moim pojawieniemsiÄ™, - wÅ›ród weteranów bÄ™dzie dóch rannych i jeden zabity.Muromiec, typoniesiesz dzisiaj zaszczytnÄ… Å›mierć. Na przód po krótkij chwili wystÄ…piÅ‚ Ilja Muromiec.ZnaÅ‚em gotylko z twarzy. - Tak jest, panie - posÄ™pnie powiedziaÅ‚. Krew zastygÅ‚a mi w żyÅ‚ach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]