[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Ostatniego roku - wtrąciła Lessa - ale tylko dlatego, żemieliśmy zapasy w grotach-spiżarniach.Manora doniosła właśnie, że zapasy tewyczerpały się. - Ruatha była bardzo szczodra - wtrącił szybko F'lar.- Topowinno stanowić jednak pewną różnicę. Lessa przez moment zawahała się, bo nie wiedziała, czydobrze go zrozumiała. - Nie ta szczodrość - rzuciła pospiesznie, nie patrzącrozmyślnie na F'lara, który spiorunował ją wzrokiem. - Tak czy inaczej, smoczątka domagają się tego roku więcejjedzenia.Jest tylko jedno rozwiązanie.Żeby przetrwać Zimno Weyr musi prowadzićhandel wymienny z Telgar i Fort. Jej słowa wywołały wybuch gwałtownego buntu.- Handlować?Nigdy! - Weyr tak poniżony, żeby prowadzić handel? Najazd! - R'gulu, prędzej dokonamy najazdu.Handlować, nigdy!Propozycja Lessy dotknęła wszystkich spiżowych jeidźców do żywego.Nawet S'lelpoczuł się oburzony.K'net z niecierpliwości nieomalże tańczył, tocząc dookoładzikim wzrokiem. Tylko F'lar stał nieruchomo.Skrzyżował ramiona na piersi iutkwił w Lessie zimne spojrzenie. - Najazd? - ze zgiełku przebił się głos R'gula.- Żadnegonajazdu! Wszyscy umilkli momentalnie słysząc jego majestatyczny ton.- Żadnych najazdów? - nalegali chórem T'bor i D'nol. - Dlaczego nie? - ciskał się D'nol, aż żyły nabrzmiały muna szyi. On nie jest przecież sam, jęknęła w duchu Lessa, próbującwypatrzyć S'lana.Przypomniała sobie, że S'lan pozostał na zewnątrz, na polutreningowym.Niekiedy, podczas obrad, on i D'nol działali razem przeciwR'gulowi, ale D'nol nie był wystarczająco silny, aby przeciwstawić mu się wpojedynkę. Lessa zerknęła z nadzieją na F'lara.Dlaczego nic nie mówi?- Jestem już chory od tego paskudnego, żylastego mięcha, starego chleba, odkorzeni o smaku drewna - krzyczał doprowadzony do wściekłości D'nol.- Pernkwitnie tego Obrotu.Niech zatem trochę tego bogactwa trafi do nas, tak jak każetradycja. T'bor stojący obok niego, jedynie pomrukiem wyrażał swojepoparcie.Toczył wzrokiem po milczących spiżowych jeźdźcach.Jego wzrokzatrzymywał się to na jednym, to na drugim.Lessa miała nadzieję, że T'bormógłby zastąpić S'lana. - Nie możemy w tej chwili prowokować lordów - przerwałR'gul, unosząc ostrzegawczo rękę - bo wszyscy lordowie ruszą przeciwko nam -jego ręka opadła w dramatycznym geście. R'gul popatrzył prosto w oczy dwum buntownikom.Stał nalekko rozstawionych nogach i było widać, że nie ma ochoty na żarty.Przewyższałkrępego D'nola i szczupłego T'bora o półtorej głowy.R'gul był żywym obrazempatriarchy strofującego błądzące dzieci. - Drogi są przejezdne - kontynuował złowieszczo R'gul - niema ani śniegu, ani deszczu, które mogłyby zatrzymać armię lordów.Musimypamiętać, że od chwili, gdy zabito Faxa utrzymują oni pod bronią wszystkiestraże - R'gul spojrzał z ukosa na F'lara.- Z pewnością pamiętacie, jakniegościnnie przyjęto nas w czasie poszukiwań? - popatrzył po kolei na każdegojeźdżca.- Znacie również nastroje w posiadłościach - potrząsnął głową.- Czyjesteście aż takimi głupcami, aby stawać przeciwko nim? - Dobre zionięcie smoczym kamieniem.- wyrwało sięD'nolowi.Pochopne słowa zaszokowały zarówno D'nola, jak i pozostałych jeźdźców. Nawet Lessie zaparło dech na myśl o celowym użyciu smoczegokamienia przeciwko człowiekowi. - Coś trzeba przecież zrobić.- próbował tłumaczyć sięD'nol.Szukając porozumienia odwrócił się najpierw do F'lara, a potem, mniejbezradnie, do T'bora. Jeśli R'gul zwycięży, to będzie już koniec, pomyślała ~furią Lessa.W Ruatha o wiele łatwiej rozzłoszczało się ludzi.Gdyby tylkomogła. Nagle na zewnątrz zatrąbił jakiś smok
[ Pobierz całość w formacie PDF ]