[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aprzy tym trzeba powiedzieæ, ¿e podlega temu z³udzeniu zkoniecznoœci, ¿e wiêc nie przesadza bardziej czy mniej œwiadomie.To samoz³udzenie jest w koñcu bliskie temu, kiedy wiele ludzizapewnia, ¿e nigdy nie œni, podczas gdy w rzeczywistoœci swoje snytylko zapomina.Co siê tyczy zak³Ã³ceñ snu, nale¿y z góry stwierdziæ, ¿e takzwane œrodki nasenne, a wiêc wszelkie starania, aby lekami wsposób niejako chemiczny sen wymusiæ, oczywiœcie nie s¹ prawdziw¹terapi¹.Przeciwnie, przy ci¹g³ym u¿ywaniu leki nie s¹ œciœlebior¹c nigdy na dalsz¹ metê nieszkodliwe.Mimo to nie mo¿na wzasadzie mieæ zastrze¿eñ, jeœli siê je od czasu do czasu stosujeczy zaleca.W przypadku jakiegoœ silnego zdenerwowania, maj¹cegoza t³o bie¿¹ce konflikty i niepewnoœci, zawsze jeszcze lepiejjest, jeœli ktoœ przy pomocy chemicznych œrodków nasennych zapewnisobie przynajmniej na kilka nocy sen, ani¿eli gdyby - zbyt dumny,aby uciekaæ siê do tej podpory, lub zbyt leniwy, aby odwiedziælekarza - spêdza³ d³ugie bezsenne noce, a¿.a¿ co siê stanie?Tymczasem niepewnoœci dawno minê³y, konflikty zosta³y rozwi¹zane,jednak¿e bezsennoœæ trwa nadal bez widocznej przyczyny, a raczej ztej prostej przyczyny, ¿e zainteresowany zacz¹³ tymczasem baæ siêbezsennoœci, i sama ta obawa mo¿e ju¿ sen wyp³oszyæ.Dzia³a tumechanizm lêku oczekiwania, kiedy to jakiœ w istocie niewinny izupe³nie przelotny objaw budzi w pacjencie pewne obawy, te zaœ zkolei wzmacniaj¹ ów objaw, i tak, wzmocniony dodatkowo, utwierdzaon pacjenta w jego obawach.Mawiamy w tym kontekœcie chêtnie ojakimœ circulus mtiosus, piekielnym krêgu, w który pacjent popada.Egon Fenz mówi mo¿e jeszcze trafniej o spirali, w postaci którejzjawisko chorobowe coraz bardziej siê wzmaga.W ka¿dym raziepacjent mo¿e oprz¹œæ siê coraz bardziej, niby kokonem, swym lêkiemoczekiwania: pocz¹tkowo ma jeszcze nadziejê, ¿e nastêpnym razemobjaw zniknie, potem ju¿ siê go boi, a w koñcu jest przekonany, ¿esiê pojawi.Có¿ mo¿e jednak lekarz, a w³aœciwie sam pacjent zdzia³aæ przeciwtemu lêkowi oczekiwania - w szczególnym przypadku przeciwp³osz¹cemu sen lêkliwemu oczekiwaniu, ¿e nadchodz¹c¹ noc bêdziemusia³ spêdziæ bezsennie? Ten lêk mo¿e potêgowaæ siê a¿ do lêkuprzed samym po³o¿eniem siê do ³Ã³¿ka: ktoœ z zak³Ã³conym snem przezca³y dzieñ czuje siê zmêczony; ledwie jednak przychodzi czaspójœcia do ³Ã³¿ka, chwyta go, w³aœnie na widok ³Ã³¿ka, lêk przednastêpn¹ bezsenn¹ noc¹, staje siê niespokojny, zdenerwowany, irzeczywiœcie to zdenerwowanie ju¿ nie daje mu zasn¹æ.Terazpope³nia najwiêkszy z mo¿liwych b³êdów: czyha na zaœniêcie! Znapiêt¹ uwag¹, kurczowo œledzi, co siê w nim dzieje; im bardziejjednak napina sw¹ uwagê, tym mniej zdolny jest na tyle siêodprê¿yæ, aby w ogóle móc zasn¹æ.Gdy¿ sen to przecie¿ nic innegojak pe³ne odprê¿enie.I œwiadomie d¹¿y do snu, choæ sen to w³aœniezatoniêcie w nieœwiadomoœci.Wszelka myœl o nim, wszelka wolazaœniêcia tyle tylko sprawiaj¹, ¿e nie daj¹ zasn¹æ.Znam pewnego pana, który mia³ zawsze najwiêksze trudnoœci, gdychcia³ zasn¹æ.Pewnego wieczoru mêcz¹c siê, z trudem w koñcuzasn¹³; nagle coœ wyrwa³o go z lekkiej drzemki, ogarnê³o gozak³Ã³caj¹ce sen uczucie, ¿e chcia³ coœ zrobiæ, mia³ coœ za³atwiæ.Obudzi³ siê i przychodzi mu do g³owy, czego to chcia³: chcia³zasn¹æ! Czy nie przypomina to postaci z farsy - sklerotycznegopana, który coraz to pyta sam siebie: - Có¿ to ja chcia³empowiedzieæ? Ach, racja; nic.Tak to ju¿ jest, jak powiedzia³ kiedyœ Dubois: sen przypominago³êbia, który siada na rêce, jeœli j¹ trzymaæ spokojnie, alenatychmiast odlatuje, gdy tylko po niego siêgn¹æ; sen równie¿p³oszy siê przez to, ¿e ktoœ o niego zabiega, im zaœ usilniej siêto czyni, tym bardziej siê p³oszy.Kto niecierpliwie czeka nazaœniêcie, lêkliwie obserwuj¹c swe wysi³ki, p³oszy sen.Có¿ jednak winien czyniæ? Przede wszystkim: winien obezw³adniæswój lêk czekania na bezsenn¹ noc, uœwiadamiaj¹c sobie rzecznajwa¿niejsz¹, mianowicie zasadê nastêpuj¹c¹: Ka¿dy znajdzie ju¿sobie minimum snu, którego organizm bezwzglêdnie potrzebuje.O tymnale¿y wiedzieæ i z tej wiedzy winno siê, powiedzia³bym, czerpaæzaufanie do w³asnego organizmu.Zapewne: to minimum snu jest dlaka¿dego cz³owieka okreœlone i dla ka¿dej jednostki inne.Niechodzi jednak przy tym o d³ugoœæ trwania snu, ale o jego dostatek,na co sk³ada siê d³ugoœæ trwania i g³êbokoœæ snu.Istniej¹ bowiemludzie nie wymagaj¹cy d³ugiego snu, dlatego ¿e œpi¹ wprawdziekrótko, ale g³êboko.Równie¿ u tej samej jednostki zmienia siêg³êbokoœæ snu w ci¹gu nocy i istniej¹ tu ró¿ne typy odpowiednio doich krzywej snu.Jedni œpi¹ najg³êbiej przed pó³noc¹, a inni, doktórych nale¿¹ przede wszystkim pracownicy umys³owi, osi¹gaj¹maksimum g³êbokoœci swego snu dopiero nad ranem.Pozbawiæ tenostatni typ ludzi kilku godzin ich rannego snu to oczywiœciepozbawiæ ich wiêkszej iloœci snu ani¿eli w przypadku innym, zesnem œródnocnym, kiedy to krzywa snu nad ranem ju¿ opada.Przede wszystkim wiêc ¿adnych obaw przed nastêpstwami, jakiepoci¹ga dla zdrowia zak³Ã³cenie snu! Nastêpna przestroga: cz³owieko zak³Ã³conym œnie k³ad¹c siê do ³Ã³¿ka mo¿e myœleæ o wszystkim,tylko nie o samym problemie snu, bezsennoœci itp.Niech ju¿ raczejmyœli o wydarzeniach minionego dnia, przebiegaj¹c je wewnêtrznymspojrzeniem - to zawsze jeszcze jest lepsze od t³umienia trosk czyproblemów, spychania ich ze œwiadomoœci, bo wówczas mog¹ one senzak³Ã³caæ, a przynajmniej niepokoiæ w snach.Nie wystarcza wiêcnegatywne postanowienie: byle tylko nie myœleæ o spaniu, bo takiepostanowienie zmusza jednak, choæby tylko w negatywnym sensie, domyœlenia o nim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]