[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chodziło mi wyłącznie o wytłumaczenie znaczenia wczorajszej pana wypowiedzi. - Mniejsza już o tę jedną wypowiedź.Przede wszystkim całasceneria, w jakiej rzekomo odbyły się opisywane przez pana wypadki, jestcałkowicie zmyślona, o czym pan sam zresztą doskonale wie.Dlatego dziwię siępanu, nie rozumiejąc, do czego pan zmierza. - Twierdzi pan nadal, że zmyśliłem sobie to wszystko. - Nie mam żadnego wyboru. - Możemy zaraz przejść przez tunel na miejsce, co mi pozwoliprzywrócić panu pamięć, jeżeli nie całą, to tę część przynajmniej, która dotyczymomentu wyrzucenia z leżaka pańskiego sobowtóra.Czy nie uczynił pan tegowłasnoręcznie? - Zadziwia mnie pan dalej swoją pomysłowością.- Pokażę miejscena ziemi. - Nie może pan tego zrobić, niestety. - Dlaczego? - Ponieważ spalony las istnieje wyłącznie w pańskiej wyobraźni. - Chodźmy więc! - Świetny pomysł.Wizja lokalna rzeczywiście dobrze panu zrobi.Ja jednak nie muszę brać w niej udziału, wobec czego wstąpię tutaj do baru.Gdyby miał pan ochotę zobaczyć się ze mną w najbliższym czasie, to proszę mnieodwiedzić.Zajmuję pokój E-43. Oddalił się w stronę uchylonych drzwi, skąd dobiegał gwarlicznych rozmów. - Jest tutaj wyciąg powietrza z filtrem, dzięki czemu możnapalić papierosy - rzucił za mną jeszcze. Już go nie słuchałem.Szedłem, wciąż przyśpieszając, znaną midobrze drogą, do tunelu wiodącego pod szerokie niebo, z białosiną kulą księżycaw głębi granatowej pustki, ku imitacji otwartej przestrzeni, dobrze towiedziałem już wówczas, gdy stałem tam z nogami zanurzonymi w popiołach, wśródpokracznych czarnych konarów i gdy świeży powiew wiatru niósł woń dawno jużwygasłego pożaru. Przecisnąłem się wąskim przejściem między dwiema zbliżonymi dosiebie ścianami i znalazłem się w przedsionku, skąd ciemnym korytarzem dotarłemdo wyjścia prowadzącego do tunelu.Serce zabiło mi niespokojnie, kiedyotwierałem drzwi.Nie było go! Stałem w jakimś krótkim, pustym pomieszczeniu osuficie przypominającym strop tunelu.Tam, gdzie spodziewałem się ujrzeć znanysobie widok, widniała lita ściana, pokryta starą spękaną farbą.Wsparłem na niejczoło i zamknąłem oczy.Nogi ugięły się pode mną.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]