[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bez chwili zwłoki, na oczyszczone ze wszystkich szczegółówhistorii jego dotychczasowego życia miejsce w świadomości, Mechanizm nałożył munowy ładunek: przeszłość utkaną z mgieł, obszar wspomnień w zasadziewyimaginowanych, ale nie całkowicie sprzecznych z faktyczną rzeczywistością, bopodsunął mu pamięć gotową, zaludnioną postaciami jak najbardziej autentycznymi,tyle że teraz dopiero dostrzeżonymi - słowem, stworzył w jego świadomości tęwłaśnie przeszłość sugestywną, którą ja za swoją najprawdziwszą uznawałem.Wąteksplatał się tutaj z wątkiem, treść z treścią, koniec zazębiał się za początek. Rzecz w tym oczywiście, że nie było tu dwóch różnych osób: NetaPorejry, fizyka - z jednej strony, i mnie samego, Robota BER-66 - z drugiej,lecz jedna i ta sama postać - i ja nią byłem.To na mojej pamięci zostaładokonana ta operacja. Ledwie pojawił się przede mną taki obraz znacznej częściminionego życia, gdy go natychmiast usunąłem ze swoich myśli.Lecz robak razwprowadzony do mózgu drążył w nim dalej coraz dłuższe kanały.Więc byłemszufladką, to pełną, to próżną, raz z taką, to znów z inną, pierwszą lepszązawartością, workiem, z którego można było wyjąć jedno, by zaraz drugie tamwrzucić.Cieszyłem się równocześnie wszystkim, co mi łaskawie dano, jak swoimnajprawdziwszym, własnym, nie podejrzewając nawet dotąd żadnego podstępu. Bezsilność wiodła mnie do obłędu, gniew mnie już dławił.Zacisnąłem pięści - siedzący naprzeciwko Asurmar musiał to zauważyć.Nie dbałemo niego.Już byłem zdecydowany uderzyć.Szukałem tylko węzła, splotunajczulszych nerwów, jakiegoś dostępnego mi słabego punktu na ciele tegopotwora, który kazał się nazywać Mechanizmem.Zdecydowałem się przekreślić jegonieodgadnione rachuby, płacąc za to choćby i najwyższą cenę. Znalazłem nieosłonięte miejsce, gdzie mógł spaść mój cios:postanowiłem oddać się w ręce ludzi. - Co się z panem dzieje? - usłyszałem ściszony głos Asurmara.-Zbladł pan.Czy nie za duszno tutaj? - Wie pan, kim jestem naprawdę? - No? - Jestem narzędziem do zbierania ukrytych informacji, obcymagentem nasłanym. - Szpiegiem? - Tak! - Jak chętnie wracamy do przeszłości, która upłynęła nam napowierzchni ziemi! - rzekł z pogodnym uśmiechem.- A ile w tamtych wspomnieniachmelancholii! Dziś śmiało zdradzamy nasze najtajniejsze sekrety, wiedząc, żetutaj nie dosięgnie nas już żaden wyrok.Bo istniejemy poza światem.Ja nie mamchyba takiej barwnej przeszłości.Ot, kiedyś byłem konsulem.Ale jużdostrzegam, że pan się zniecierpliwił.Więc zamiast mówić o sobie, opowiem opewnym człowieku, który wczoraj otworzył przede mną swoją duszę.Ciekawyprzypadek paranoi.Otóż zwierzył mi się ów załamany już psychicznie człowiek, żeod kilku dni dręczy go obsesja taśmy. - Taśmy? - No, może nie taką taśmę miał akurat na myśli, jaką pan sobiewyobraża. - A jaką ja sobie wyobrażam, pana zdaniem? - Proszę się nie denerwować, bo doprawdy nie mówimy przecież oczymś niesłychanie ważnym.Chodzi tu wyłącznie o symbol.Mówiąc tak, chciałpodkreślić monotonną powtarzalność cyklu, w obręb którego został w swejwyobraźni porwany.Widział szereg identycznych, posuwających się na szynachcylindrów.A widział je tym wyraźniej, że sam we wnętrzu jednego z nich sięznajdował.Stał w nim nagi, jak go Pan Bóg stworzył.Czekał, nie rozumiejąc, cosię dookoła dzieje.Wreszcie pojazd jego się zatrzymał.Z ust osobnikapoprzedzającego go na szynach, który zamknięty był w takim samym przeźroczystymcylindrze, usłyszał zdumiewające oświadczenie.Chociaż zawierało ono cały szeregróżnych treści, dominowała w nim jedna nuta.Krótko mówiąc, dowiedział się, żejest robotem.Teraz dręczy się tym we dnie i w nocy.Nie może dla siebie znaleźćmiejsca.Wie, lub raczej sądzi, że cokolwiek by robił działa pod wpływem nakazujakiejś stwórczej woli.Opętany tą obsesją, śledzi wciąż z niepokojem przebiegwszystkich swoich myśli.Lecz to jest dopiero warstwa druga czujności, jakiej odsiebie wymaga.W trzeciej więc wyższej - analizuje szczegółowo swój stosunek dotych myśli, przy których pomocy wałkował przedtem prawdziwy sens myśli leżącychw pierwszej warstwie.Mówił mi też o myśleniu swoim podniesionym niejako doczwartej potęgi.Chociaż straciłem już dawno wątek w jego wywodach, on sam,zdaje się, doskonale sobie z tym wszystkim radził. - Pan go chce ośmieszyć. - Humor to jedyny ratunek w takim przypadku.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]