[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Gurloes dotknął przełącznika i w tej samej chwili na Theclęrunęła lawina jaskrawego, białego światła, odbierającego barwę wszystkiemu, coznalazło się w jego zasięgu.Thecla krzyknęła; słyszałem krzyki przez całeżycie, ale ten był najgorszy ze wszystkich, chociaż wcale nie najgłośniejszy.Wydawał się trwać bez końca, niczym przeraźliwe skrzypienie nie naoliwionegokota. Kiedy światło zgasło, była ciągle przytomna.Wpatrywała sięprzed siebie otwartymi szeroko oczyma, ale zdawała się nie dostrzegać ani nieczuć mojej dłoni, kiedy ją dotknąłem.Oddech miała szybki i płytki. - Czy zaczekamy, aż będzie mogła iść? - zapytał Roche.Najwyraźniej myślał o tym, jak niewygodnie będzie nieść tak wysoką kobietę. - Weźcie ją teraz - polecił mistrz Gurloes.Ułożyliśmy ją nanoszach. Kiedy uporałem się już ze wszystkimi obowiązkami, przyszedłemdo jej celi, żeby zobaczyć, jak się czuje.Była już zupełnie przytomna, chociażciągle jeszcze nie mogła wstać. - Powinnam cię znienawidzieć - powiedziała. Musiałem nachylić się, żeby dosłyszeć jej słowa. - Zrób, jak uważasz. - Ale nie mogę.Nie ze względu na ciebie.Co mi zostanie, jeśliznienawidzę mojego ostatniego przyjaciela? Na to pytanie nie sposób było odpowiedzieć, więc milczałem. - Wiesz, jak to było? Minęło sporo czasu, zanim mogłam znowu otym myśleć. Jej prawa dłoń pełzła w górę, w kierunku oczu.Chwyciłem ją izmusiłem do powrotu.- Zdawało mi się, że widzę mojego największego wroga, jakbydemona.A to byłam ja. Krwawiła rana na jej głowie.Opatrzyłem ją, chociaż wiedziałem,że wkrótce i tak nie będzie po niej śladu.Jej palce były wplątane w długie,kręcone włosy. - Od tamtej chwili nie kontroluję tego, co robią moje ręce.Mogę, jeśli o tym myślę, jeśli wiem, co one robią.Ale to jest bardzo trudne iszybko się męczę.- Odwróciła głowę i splunęła krwią.- Gryzę policzki, język iwargi.Niedawno moje ręce próbowały mnie udusić i myślałam, jak to dobrze,wreszcie umrę.Ale tylko straciłam świadomość, a one pewnie osłabły, bo sięobudziłam.To tak jak ta maszyna, prawda? - Naszyjnik Allowina. - Tyle; że to jest gorsze.Teraz moje dłonie chcą mnie oślepić,zedrzeć powieki.Czy będę ślepa? - Tak. - Kiedy umrę? - Może za miesiąc.Ta istota w tobie, która cię nienawidzi,będzie słabła razem z tobą.Maszyna powołała ją do życia, lecz jej energia jesttwoją energią, toteż umrzecie razem. - Severianie. - Tak? - Rozumiem.- Zamilkła na chwilę.- To istota z Erebu, znajgłębszych otchłani, w sam raz towarzysz dla mnie, Vodalus. Nachyliłem się jeszcze bliżej, ale nic nie mogłem dosłyszeć.Wreszcie powiedziałem: - Próbowałem cię ocalić.Chciałem to zrobić.Ukradłem nóż icałą noc czatowałem na okazję, ale tylko mistrz ma prawo wyprowadzić więźnia zceli, więc musiałbym zabić. - Twoich przyjaciół. - Tak, moich przyjaciół. Jej ręce znowu się poruszyły, a z ust ciekł strumyczek krwi. - Przyniesiesz mi ten nóż? - Mam go tutaj - powiedziałem i wyjąłem go spod ubrania.Był tozwykły, kuchenny nóż o ostrzu długości nie więcej niż piędzi. - Wydaje się ostry. - Bo jest - odparłem.- Wiem, jak należy dbać o nóż i staranniego naostrzyłem.- Były to ostatnie słowa, jakie do niej powiedziałem.Włożyłemnóż do jej prawej dłoni i wyszedłem. Wiedziałem, że przez pewien czas będzie się jeszcze wahała.Potysiąckroć wracała ta sama myśl: żeby wejść do celi, zabrać nóż i nikt o niczymsię nie dowie, a ja będę mógł spokojnie dożyć moich dni w bractwie katów. Jeżeli nawet z jej gardła wydobył się charkot, to go niesłyszałem.Przez długą, długą chwilę wpatrywałem się w drzwi celi, a kiedywyciekł spod nich wąski, szkarłatny strumyczek poszedłem do mistrza Gurloesa ipowiedziałem mu o swoim czynie.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]