[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Narysowa³em wiêc jak najwiêcej z tego, co spostrzeg³em.Z³apa³em ju¿ “drugi oddech" i przesta³em siê martwiæ, co mo¿e byæ s³uszne lub nie; zupe³nie pozby³em siê zahamowañ.By³em przekonany o sporym prawdopodobieñstwie, ¿e mój opis by³ najczystszym wymys³em, lecz wiedzia³em tak¿e, ¿e to rodzaj zabawy.Wiêc, bez wzglêdu na wynik, odda³em siê rysunkom (Rys.1.) z du¿¹ doz¹ entuzjazmu.Rys.1.(Udostêpniony przez doktora Edwina C.Maya z oryginalnej dokumentacji).Na moim rysunku zaznaczy³em, ¿e s¹ dwa ró¿ne kszta³ty sztang.Jeden wyraŸnie by³ wzorem na ziemi, a drugi mia³ coœ wspólnego z ³ukami.Dalej objaœnia³em kszta³t litery V, czy te¿ tipi jako naro¿nik budynku, kamieñ na przemian szorstki i g³adki.Z jakiejœ przyczyny perspektywê ca³oœci wyczuwa³em rzeczywiœcie dobrze i powiedzia³em to.Nastêpnie narysowa³em budynek w ca³oœci i opisa³em uk³adaj¹ce siê na przemian cienie lub paski.Przeszed³em do opisywania jakichœ przedmiotów w rodzaju rzeŸb (chocia¿ b³êdnie interpretuj¹c je jako drewniane).Liœcie by³y czêœci¹ ³uku lub przykrytej z góry czêœci budynku.Kiedy zapytano mnie, czy mam jakieœ ogólne odczucia co do konkretnej funkcji budynku, odpar³em, ¿e móg³by to byæ szpital.Podsumowa³em bardzo prost¹ architekturê, nisko zwisaj¹ce drzewa, kszta³ty sztang, rowery i ogólnie panuj¹ce wra¿enie lœni¹cego metalu przed lub za g³adk¹ tafl¹ czarnego szk³a.Ostatecznie stwierdzi³em, ¿e mam ochotê zbadaæ przód budynku, by odnaleŸæ to ozdobne czarne szk³o.Zakoñczyliœmy zbieranie informacji o 14:38 stwierdzeniem, ¿e budynek ma prawdopodobnie cztery piêtra.Ca³a parapsychologiczna czêœæ eksperymentu trwa³a dok³adnie osiemnaœcie minut.Czekaj¹c na powrót zespo³u zewnêtrznego, Russ i ja rozmawialiœmy o eksperymencie zdalnego postrzegania.Przyznawa³em (bardziej sobie ni¿ jemu), ¿e rzeczywiœcie zaskoczy³a mnie prostota metody stosowanej w badaniach parapsychicznych.Na nieszczêœcie, spodziewa³em siê ujrzeæ o wiele wiêcej dziwnych, a nawet dziwacznych zachowañ, a skoñczy³o siê na lotach.w³asnej wyobraŸni!Russell wyjaœni³, ¿e badane przez nich postrzeganie zdalne jest po prostu jeszcze jedn¹ normaln¹ mo¿liwoœci¹ ludzkoœci, chocia¿ ostatnio prawdopodobnie nie tak czêsto wykorzystywan¹, jak w historii.Kiedy teraz wspominam to pierwsze doœwiadczenie, uœwiadamiam sobie, ¿e po wstêpnej czêœci eksperymentu odczuwa³em jakby dumê czy uniesienie.Czu³em siê dobrze, poniewa¿ moje pierwsze spotkanie ze zjawiskami parapsychicznymi przebieg³o tak ³agodnie jak marzenie senne.A nawet wiêcej – “wiedzia³em", ¿e to tylko sen, a wszystkie strachy i obawy zagro¿enia mego systemu przekonañ by³y bezpodstawne.Spêdziliœmy czas na spokojnej rozmowie o pogodzie i jedzeniu, gdy¿ by³y to dwa neutralne tematy.Ed May i Hal Puthoff wrócili do laboratorium z powa¿nymi minami.Gdy wsiadaliœmy do samochodu polecono mi nie rozmawiaæ o miejscu docelowym.By³em pewny, ¿e zatrzymaj¹ siê po drodze przed jakimœ McDonaldem i jego znakiem firmowym – wielkim M z dwóch ³uków albo mo¿e przed boiskiem do baseballu i poczu³em siê bardzo g³upio.Jechaliœmy prawie dwadzieœcia minut, powtarzaj¹c dok³adnie trasê, któr¹ przeby³ zespó³ zewnêtrzny w drodze do celu.W koñcu wjechaliœmy na teren kampusu Stanford University, a ja poczu³em ulgê, gdy zauwa¿y³em wielk¹ wie¿ê i budynki w stylu hiszpañskim.Nie by³em przygotowany na wizytê w Stanford Art Museum (Rys.2.).Rys.2.Fotografia Stanford Art Museum.(Reprodukcja za zgod¹ doktora EdwinaC.Maya)Nikt nie powiedzia³ ani s³owa, kiedy Russ wyci¹gn¹³ kserokopie moich rysunków i poda³ je nam.Bardzo trudno jest opisaæ stopieñ podniecenia, kiedy nagle widzi siê przed oczyma urzeczywistnione obrazy z wyobraŸni.Nigdy wczeœniej nie by³em w tym muzeum, ale wiedzia³em, ¿e jest to budynek, którego ka¿dy szczegó³ z takim mozo³em stworzy³em we w³asnym umyœle.Mia³em ochotê wymierzyæ sobie kopniaka za to, ¿e nie zwróci³em uwagi na wszystkie detale, które teraz potokiem wype³nia³y mój umys³ – pamiêta³em, ¿e widzia³em je podczas sesji, ale nie uda³o mi siê ich ani narysowaæ, ani opisaæ.Natychmiast moj¹ uwagê zwróci³y kszta³ty przypominaj¹ce sztangê w zwieñczeniach kolumn w czêœci z ³ukami.Rozejrza³em siê dooko³a i szybko znalaz³em inne kszta³ty, które tak wyraŸnie odbi³y siê w mej wyobraŸni.Okalaj¹ce wejœcie niskie drzewa o zwisaj¹cych ga³êziach, ma³y stojak na rowery z przodu po prawej, teraz tylko z czerwonym rowerem.By³o tak¿e czarne szk³o za ozdobn¹ krat¹, po lewej stronie budynku – w patio mieœci³ siê ogród rzeŸb Rodina, liczne okr¹g³e pojemniki z wysokimi drzewami.Odnalaz³em nawet naprzemienny bia³o-czarny efekt cienia miêdzy kolumnami pod wejœciem zwieñczonym hakiem; okr¹g³e gazony – wszystko, co sobie wyobrazi³em.Wielkie potwierdzenie, jakie prze¿y³em stoj¹c przed tym budynkiem, by³o dla mnie prawdziwym wstrz¹sem.Dla mnie i dla moich przekonañ.W g³owie mi wirowa³o, ale nic nie mówi³em, kiedy wsiadaliœmy do samochodu i wracaliœmy do laboratorium.Zanim wyjecha³em Hal przekona³ mnie, ¿e powinienem uczestniczyæ w pe³nej serii szeœciu eksperymentów.Wyjaœni³, ¿e potrzeba szeœciu doœwiadczeñ, aby okreœliæ, w jakim stopniu mo¿na wykluczyæ przypadek.Przypadek, pomyœla³em szybko.To chyba siê sta³o.Bez wzglêdu na podobieñstwo, najwyraŸniej przypadkiem opisa³em to miejsce tak dok³adnie.Los sprawi³, ¿e trafi³em jedn¹ na milion mo¿liwoœæ.Kiedy opuœci³em laboratorium, czu³em siê o wiele lepiej.Wiedzia³em, ¿e we wszystkie zdarzenia wpisany jest element szczêœcia czy przypadku.Myœla³em intensywnie nad otwart¹ ran¹ w mojej filozofii ¿ycia, ujêciu rzeczywistoœci.Dozna³y prawdziwego wstrz¹su, ale jak na razie – mog³em sobie z tym poradziæ.Gdzieœ g³êboko jednak kry³a siê myœl, ¿e s¹ to tylko tymczasowe opatrunki.Najlepsze mia³o dopiero nadejœæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]