[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sam¿e pan Oskierko bêdzie petardê podsadza³?- Tak jest.W³asn¹ osob¹.Si³a i ochotnika z nim idzie.- Pójdê i ja! - rzek³ Wo³odyjowski.- I my! - zawo³ali dwaj Skrzetuscy.- Ot! szkoda, ¿e stare oczy po ciemku nie widz¹ - ozwa³ siê pan Zag³oba - bo pewnie bym wam samym iœæ nie da³.Ale có¿! gdy siê jeno zmroczy, ju¿ ani szabl¹ mi siê nie z³o¿yæ.Po dniu, po dniu, przy s³oñcu, to tam stary lubi jeszcze ruszyæ w pole.Dawajcie mi co najtê¿szych Szwedów, byle w po³udnie!- Ja zaœ pójdê - rzek³ namyœliwszy siê dzier¿awca z W¹soszy.- Gdy bramê wysadz¹, pewnie wojsko hurmem do szturmu skoczy, a tam w zamku si³a w sprzêtach i klejnotach mo¿e byæ wszelakiej dobroci.I wyszli wszyscy, bo te¿ siê ju¿ mroczy³o na dworze; zosta³ w kwaterze sam tylko pan Zag³oba, który przez chwilê nas³uchiwa³, jako œnieg chrzêœci³ pod stopami odchodz¹cych; potem zaœ j¹³ podnosiæ kolejno g¹siorki i patrzyæ pod œwiat³o p³on¹ce na kominie, je¿eli siê co jeszcze w którym zosta³o.Tamci zaœ szli ku zamkowi w pomroce i wietrze, który wsta³ od strony pó³nocnej i d¹³ coraz silniej, wy³, hucza³, nios¹c ze sob¹ tumany rozbitego w proch œniegu.- Dobra noc do podsadzania petardy! - rzek³ Wo³odyjowski.- Ale i do wycieczki - odrzek³ pan Skrzetuski.- Musimy mieæ pilne oko i muszkietników gotowych.- Da³by Bóg - rzek³ pan Tokarzewicz - ¿eby pod Czêstochow¹ by³a jeszcze wiêksza zadymka.Zawszeæ naszym w murach cieplej.Ale co by tam Szwedów na stra¿ach pomarz³o, to by pomarz³o.Trastia ich maty mordowa³a!- Straszna noc! - rzek³ pan Stanis³aw - s³yszycie waæpanowie, jak wyje, jakoby Tatarzy do ataku powietrzem szli?- Albo jakby diabli requiem Radziwi³³owi œpiewali - dorzuci³ Wo³odyjowski
[ Pobierz całość w formacie PDF ]