[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ksi¹¿ê wszed³ w miejsce nieoœwietlone i nas³uchuj¹c pochyli³ siê.Nagle poczu³ na swej g³owie dwie delikatne rêce.Zerwa³ siê, aby je z³apaæ, ale schwyci³ tylko powietrze.- Ramzesie!.- szepniêto z góry.Podniós³ g³owê i uczu³ na ustach kwiat lotosu, a gdy wyci¹gn¹³ ku niemu rêce, ktoœ lekko opar³ siê na jego ramionach.- Ramzesie!.- zawo³ano od o³tarza.Ksi¹¿ê odwróci³ siê i os³upia³.W smudze œwiat³a, o parê kroków sta³ przeœliczny cz³owiek, zupe³nie podobny do niego.Ta sama twarz, oczy, m³odzieñczy zarost, ta sama postawa, ruchy i odzienie.Ksi¹¿ê przez chwilê myœla³, ¿e stoi przed wielkim lustrem, jakiego nawet faraon nie posiada³.Wnet jednak przekona³ siê, ¿e jego sobowtór nie jest wizerunkiem, ale ¿ywym cz³owiekiem.W tej chwili uczu³ poca³unek na szyi.Znowu odwróci³ siê, lecz nie by³o nikogo, a tymczasem i jego sobowtór znikn¹³.- Kto tu jest?.Chcê wiedzieæ!.- zawo³a³ rozgniewany ksi¹¿ê.- To ja.Kama.- odpowiedzia³ s³odki g³os.I w œwietlnej smudze ukaza³a siê przeœliczna kobieta naga, w z³otej przepasce oko³o bioder.Ramzes pobieg³ i schwyci³ j¹ za rêkê.Nie uciek³a.- Ty jesteœ Kama?.Nie, ty jesteœ.Tak, ciebie kiedyœ przys³a³ do mnie Dagon, ale wówczas nazywa³aœ siê Pieszczot¹.- Bo ja jestem i Pieszczota - odpowiedzia³a naiwnie.- Ty mnie dotyka³aœ rêkoma?.- Ja.- Jakim sposobem?.- A o, takim.- odpowiedzia³a zarzucaj¹c mu rêce na szyjê i ca³uj¹c go.Ramzes pochwyci³ j¹ w objêcia, ale wydar³a mu siê z si³¹, której nie mo¿na by³o podejrzewaæ w tak drobnej postaci.- Wiêc to ty jesteœ kap³anka Kama? Wiêc to do ciebie œpiewa³ dzisiaj ten Grek mówi³ ksi¹¿ê namiêtnie œciskaj¹c jej rêce.- Co za jeden ten œpiewak?.Kama pogardliwie wzruszy³a ramionami.- On jest przy naszej œwi¹tyni - rzek³a.Ramzesowi p³onê³y oczy, rozszerza³y siê nozdrza, szumia³o mu w g³owie.Ta sama kobieta przed kilkoma miesi¹cami zrobi³a na nim ma³e wra¿enie, ale dziœ gotów by³ dla niej pope³niæ szaleñstwo.Zazdroœci³ Grekowi, a jednoczeœnie czu³ nieopisany ¿al na myœl, ¿e gdyby ona zosta³a jego kochank¹, musia³aby umrzeæ.- Jakaœ ty piêkna - mówi³.- Gdzie mieszkasz?.Ach wiem, w tamtym pa³acyku.Czy mo¿na ciê odwiedziæ?.Naturalnie, je¿eli przyjmujesz wizyty œpiewaków, musisz i mnie przyj¹æ.Czy naprawdê jesteœ kap³ank¹ pilnuj¹c¹ ognia?.- Tak.- I wasze prawa s¹ tak okrutne, ¿e nie pozwalaj¹ ci kochaæ?.Ech, to s¹ pogró¿ki!.Dla mnie zrobisz wyj¹tek.- Przeklê³aby mnie ca³a Fenicja, zemœciliby siê bogowie.- odpar³a ze œmiechem.Ramzes znowu przyci¹gn¹³ j¹ do siebie, ona znowu wydar³a siê.- Strze¿ siê, ksi¹¿ê - mówi³a z wyzywaj¹cym spojrzeniem.- Fenicja jest potê¿na, a jej bogowie.- Co mnie obchodz¹ twoi bogowie albo Fenicja.Gdyby ci w³os spad³, zdepta³bym Fenicjê jak z³¹ gadzinê.- Kama!.Kama!.- odezwa³ siê od pos¹gu g³os.Przerazi³a siê.- O, widzisz, wo³aj¹ mnie.Mo¿e nawet s³yszeli twoje bluŸnierstwa.- Bodajby nie us³yszeli mego gniewu!.- wybuchn¹³ ksi¹¿ê.- Gniew bogów jest straszniejszy.Szarpnê³a siê i znik³a w cieniach œwi¹tyni.Ramzes rzuci³ siê za ni¹, lecz nagle cofn¹³ siê; ca³¹ œwi¹tyniê, miêdzy o³tarzem i nim, zala³ ogromny krwawy p³omieñ, wœród którego zaczê³y ukazywaæ siê potworne figury: wielkie nietoperze, gady z ludzkimi twarzami, cienie.P³omieñ szed³ prosto na niego ca³¹ szerokoœci¹ gmachu, a oszo³omiony nie znanym sobie widokiem, ksi¹¿ê cofa³ siê wstecz.Nagle owionê³o go œwie¿e powietrze.Odwróci³ g³owê - by³ ju¿ na zewn¹trz œwi¹tyni, a jednoczeœnie œpi¿owe drzwi z ³oskotem zatrzasnê³y siê przed nim.Przetar³ oczy, rozejrza³ siê.Ksiê¿yc z najwy¿szego punktu na niebie zni¿a³ siê ju¿ ku zachodowi.Obok kolumny Ramzes znalaz³ swój miecz i burnus.Podniós³ je i zeszed³ ze schodów jak pijany.Kiedy póŸno wróci³ do pa³acu, Tutmozis widz¹c jego poblad³¹ twarz i mêtne spojrzenie zawo³a³ z trwog¹:- Przez bogi! gdzie¿eœ to by³, erpatre?.- Ca³y twój dwór nie œpi, zaniepokojony.- Ogl¹da³em miasto.£adna noc.- Wiesz - doda³ œpiesznie Tutmozis jakby lêkaj¹c siê, aby go kto inny nie uprzedzi³.- Wiesz, Sara powi³a ci syna.- Doprawdy?.Chcê, a¿eby nikt z orszaku nie niepokoi³ siê o mnie, ile razy wyjdê na przechadzkê.- Sam?.- Gdybym nie móg³ wychodziæ sam, gdzie mi siê podoba, by³bym najnieszczêœliwszym niewolnikiem w tym pañstwie - odpar³ cierpko namiestnik Odda³ miecz i burnus Tutmozisowi i poszed³ do swojej sypialni nie wzywaj¹c nikogo.Jeszcze wczoraj wiadomoœæ o urodzeniu siê syna nape³ni³aby go radoœci¹.Lecz w tej chwili przyj¹³ j¹ obojêtnie.Ca³¹ duszê wype³ni³y mu wspomnienia dzisiejszego wieczoru, najdziwniejszego, jaki dotychczas pozna³ w ¿yciu.Jeszcze widzia³ œwiat³o ksiê¿yca, w uszach rozlega³a siê pieœñ Greka.A ta œwi¹tynia Astarty!.Nie móg³ zasn¹æ do rana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]