[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Chłopiec czy dziewczynka? - Dziewczynka. Sol pocałował ją w policzek.Pogładziła jego brodę i odwróciłagłowę, by ukryć łzy, niegodne twardego prywatnego detektywa, jakim przecieżbyła. - Dziewczynki sprawiają same kłopoty - stwierdził wyplątującpaluszki malej Racheli ze swojej brody i loków Brawne.- Wymień ją na chłopcaprzy pierwszej nadarzającej się sposobności. - Dobrze. Po kolei uścisnął dłonie konsula, Theo oraz Melio i zarzuciłplecak, podczas gdy Brawne przytrzymała niemowlę.Gdy z powrotem wziął dziecko wramiona, rzekł beztrosko: - Dopiero byłby numer, gdyby ten portal nie zadziałał. Konsul zmrużył oczy patrząc wprost w rażący blask wejścia. - Nie ma obawy.Tyle tylko, że moim zdaniem nie jest to żadentransmiter. - To machina czasu - mruknął Silenus.- Jeśli zadziała, napewno nie będziesz sam.Za tobą pójdą tysiące. - Oczywiście jeśli zezwoli na to Rada Paradoksu - rzekł Sol,skubiąc brodę, jak zwykł to robić rozmyślając.Wreszcie ocknął się, poprawiłplecak i ruszył przed siebie.Tym razem bez trudu przekroczył powstrzymującą gowcześniej barierę. - Żegnajcie, wszyscy! - zawołał.- Na Boga, warto było, prawda? Odwrócił się ku światłu i po chwili on i dziecko zniknęli. Absolutne milczenie trwało dobrych kilka minut.Wreszcie przerwał je konsul: - Wracamy na statek? - Dla nas lepiej sprowadź windę - rzekł Martin Silenus.- M.Lamia nie musi z niej korzystać. Brawne spojrzała na starego poetę. - Sądzicie, że chodzenie w powietrzu było możliwe dziękiMonecie? - zapytał Arundez, nawiązując do wcześniej relacjonowanych zdarzeń. - Na pewno - stwierdziła zdecydowanie Brawne.- To bezwątpienia osiągnięcie przyszłej nauki. - Tak - mruknął poeta.- Przyszła nauka.A jeśli w tobiedrzemie ukryta moc, która pozwoliła ci lewitować i zamienić potwora w kawałekszkła? - Zamknij się - rzuciła dziewczyna, tym razem ostrym tonem.Popatrzyła do tyłu przez ramię.- Kto może zagwarantować, że lada chwila niepojawi się inny Chyżwar? - To prawda -.przyznał konsul.- Podejrzewam, że jakiś Chyżwari opowieści o nim towarzyszyły nam od zawsze. Theo Lane, jak zwykle z zakłopotaną miną, odchrząknął i odezwałsię cicho: - Patrzcie co znalazłem pośród bagaży złożonych u podnóżaSfinksa.- Pokazał trójstrunowy instrument, z długim gryfem i barwnymi rysunkamina pudle rezonansowym.- To gitara? - Bałałajka - wyjaśniła Brawne.- Należała do ojca Hoyta. Konsul sięgnął po instrument i zagrał na nim kilka akordów. - Znacie tę piosenkę? Zagrał kolejnych kilka dźwięków. - Jakaś świńska przyśpiewka? - palnął poeta. Dyplomata pokręcił głową. - To musi być coś starego - stwierdziła dziewczyna. - Wydaje mi się, że to "Gdzieś ponad tęczą" - rzekł wolnoMelio. - To musi być coś nie z moich czasów - mruknął Theo Lane. - Skomponowano ją, zanim się urodziliśmy - wyjaśnił konsul.Chodźcie.Przez drogę nauczę was słów. Idąc ramię przy ramieniu w ciepłych promieniach słońca,próbując chórem śpiewać coraz to dłuższe fragmenty piosenki, wspinali się pozboczu ku czekającemu statkowi.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]