[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zmyjê zniewagê zakonu twoj¹ krwi¹, odmieñcze! -wrzasn¹³.- Na udeptanej ziemi! WychodŸ na podwórzec!- Coœ ci upad³o, synku - rzek³a spokojnie Nenneke.-Podnieœ to zatem, tu nie wolno œmieciæ, tu jest œwi¹tynia.Falwick, zabierz st¹d tego durnia, bo skoñczy siê to nieszczêœciem.Wiesz, co masz powtórzyæ Herewardowi.Zreszt¹, napiszê do niego osobisty list, wy nie wygl¹dacie mi na godnych zaufania pos³añców.Wynoœcie siê st¹d.Traficie do wyjœcia sami, mam nadziejê?Falwick, powstrzymuj¹c rozwœcieczonego Taillesa ¿elaznym uchwytem, uk³oni³ siê, chrzêszcz¹c zbroj¹.Potem spojrza³ w oczy wiedŸmina.WiedŸmin nie uœmiechn¹³ siê.Falwick zarzuci³ na ramiê karminowy p³aszcz.- To nie by³a nasza ostatnia wizyta, czcigodna Nenneke - powiedzia³.- Wrócimy tu.- Tego siê w³aœnie obawia³am - odrzek³a zimno kap³anka.- Ca³a nieprzyjemnoœæ po mojej stronie.MNIEJSZE Z£OJak zwykle, pierwsze zwróci³y na niego uwagê koty i dzieci.Prêgowaty kocur, œpi¹cy na nagrzanym s³oñcem s¹gu drewna, drgn¹³, uniós³ okr¹g³¹ g³owê, po³o¿y³ uszy, parskn¹³ i czmychn¹³ w pokrzywy.Trzyletni Dragomir, syn rybaka Trigli, który na progu cha³upy robi³ co móg³, aby jeszcze bardziej upapraæ upapran¹ koszulinê, rozwrzeszcza³ siê, wlepiaj¹c za³zawione oczy w przeje¿d¿aj¹cego obok jeŸdŸca.WiedŸmin jecha³ powoli, nie staraj¹c siê wyprzedzaæ wozu z sianem tarasuj¹cego uliczkê.Za nim, wyci¹gaj¹c szyjê, co chwila mocno napinaj¹c postronek, uwi¹zany do ³êku siod³a, truchta³ objuczony osio³.Oprócz zwyk³ych juków d³ugouch taszczy³ na grzbiecie spory kszta³t owiniêty w derkê.Szarobia³y bok os³a pokrywa³y czarne smugi zakrzep³ej krwi.Wóz skrêci³ wreszcie w boczn¹ uliczkê prowadz¹c¹ do spichlerza i przystani, z której wia³o bryz¹, smo³¹ i wolim moczem.Geralt przyspieszy³.Nie zareagowa³ na zduszony krzyk handlarki warzyw, wpatrzonej w koœcist¹, szponiast¹ ³apê wystaj¹c¹ spod derki, podryguj¹c¹ w rytmie truchtu os³a.Nie obejrza³ siê na rosn¹cy t³umek ludzi id¹cy za nim, faluj¹cy w podnieceniu.Przed domem wójta, jak zwykle, pe³no by³o wozów.Ge-ra³t zeskoczy³ z siod³a, poprawi³ miecz na plecach, przerzuci³ uzdê przez drewnian¹ barierkê."Rum pod¹¿aj¹cy za nim utworzy³ pó³kole wokó³ os³a.Krzyki wójta s³ychaæ by³o ju¿ przed wejœciem.MNIEJSZE Z£O- Nie wolno, mówiê! Nie wolno, psiamaæ! Nie rozumiesz po ludzku, ³achudro?Geralt wszed³.Przed wójtem, ma³ym i pêkatym, poczerwienia³ym z gniewu, sta³ wieœniak trzymaj¹c za szyjê szamocz¹c¹ siê gêœ.- Czego.Na wszystkich bogów! To ty, Geralt? Czy mnie wzrok nie myli? - I znowu, zwracaj¹c siê do ch³opa: - Zabieraj to, chamie! Og³uch³eœ?- Mówili - be³kota³ wieœniak, zezuj¹c na gêœ - ze trzeba daæ cosik wielmo¿nemu, bo inakszy.- Kto mówi³? - wrzasn¹³ wójt.- Kto? Ze ja niby co, ³apówki biorê? Nie pozwalam, powiadam! Won, powiadam! Witaj, Geralt.- Witaj, Caldemeyn.Wójt, œciskaj¹c d³oñ wiedŸmina, klepn¹³ go w ramiê drug¹ rêk¹.- Nie by³o ciê tu chyba ze dwa lata, Geralt.Co? ¯e te¿ ty nigdzie nie zagrzejesz miejsca.Sk¹d przybywasz? A, psia rzyæ, co za ró¿nica sk¹d.Hej, przynieœ tam który piwa! Siadaj, Geralt, siadaj.U nas zamieszanie, bo jutro jarmark.Co tam u ciebie, opowiadaj!- Potem.Najpierw wyjdŸmy.Na zewn¹trz t³umek by³ ju¿ ze dwa razy wiêkszy, ale wolna przestrzeñ wokó³ os³a nie zmniejszy³a siê.Geralt odrzuci³ derkê.T³um ochn¹³ i cofn¹³ siê.Caldemeyn szeroko otworzy³ usta.- Na wszystkich bogów, Geralt! Co to jest?- Kikimora.Nie ma za ni¹ jakiejœ nagrody, panie wójcie? Caldemeyn przest¹pi³ z nogi na nogê, patrz¹c na paj¹-kowaty, obci¹gniêty zesch³¹ czarn¹ skór¹ kszta³t, na szkliste oko z pionow¹ Ÿrenic¹, na ig³owate k³y w zakrwawionej paszczy.- Gdzie.Sk¹d to.- Na grobli, ze cztery mile przed miasteczkiem.Na mokrad³ach.Caldemeyn, tam musieli gin¹æ ludzie.Dzieci.- Ano, zgadza siê.Ale nikt.Kto móg³ przypuœciæ.Hej, ludkowie, do domów, do roboty! To nie widowisko! Zakryj to, Geralt.Muchy siê zlatuj¹.W izbie wójt bez s³owa chwyci³ garniec piwa i wypi³ do80Andrzej Sapkowskidna, nie odejmuj¹c od ust.Westchn¹³ ciê¿ko, poci¹gn¹³ nosem.- Nagrody nie ma - powiedzia³ ponuro.- Nikt nawet nie przypuszcza³, ¿e coœ takiego siedzi w s³onych bagnach.Fakt, kilka osób przepad³o w tamtej okolicy, ale.Ma³o kto ³azi³ po tej grobli.A ty sk¹d siê tam wzi¹³eœ? Dlaczego nie jecha³eœ g³Ã³wnym traktem?- Na g³Ã³wnych traktach trudno o zarobek dla mnie, Caldemeyn.- Zapomnia³em - wójt st³umi³ bekniêcie, wydymaj¹c policzki.- A taka to by³a spokojna okolica.Nawet skrzaty z rzadka jeno szcza³y tu babom do mleka.I masz, pod samym bokiem jakaœ kociozmora.Wypada, ¿e muszê ci podziêkowaæ.Bo zap³aciæ, to ja ci za ni¹ nie zap³acê.Nie mam funduszy.- Pech.Przyda³oby mi siê trochê grosza, aby przezimowaæ - wiedŸmin ³ykn¹³ z garnca, otar³ usta z piany.- Wybieram siê do Yspaden, ale nie wiem, czy zd¹¿ê, nim œniegi zawal¹ drogi.Mogê utkn¹æ w którymœ z grodków wzd³u¿ Lutoñskiego traktu.- D³ugo zabawisz w Blaviken?- Krótko.Nie mam czasu siê zabawiaæ.Idzie zima.- Gdzie siê zatrzymasz? Mo¿e u mnie? Wolna izba jest na stryszku, po co masz siê daæ obedrzeæ przez karczmarzy, tych z³odziei.Pogadamy, opowiesz, co w szerokim œwiecie s³ychaæ.- Chêtnie.Ale co na to twoja Libusze? Ostatnim razem da³o siê zauwa¿yæ, ¿e nie przepada za mn¹.- W moim domu baby nie maj¹ g³osu.Ale, miêdzy nami, nie rób przy niej tego, co ostatnim razem, podczas kolacji.- Idzie ci o to, ¿e rzuci³em widelcem w szczura?- Nie.Idzie mi o to, ¿e trafi³eœ, chocia¿ by³o ciemno.- Myœla³em, ¿e to bêdzie zabawne.- By³o.Ale nie rób tego przy Libusze.S³uchaj, a ta.jak jej tam.Kiki.- Kikimora.- Potrzebna ci do czegoœ?- Ciekawe, do czego? Jeœli nie ma nagrody, mo¿esz j¹ kazaæ wrzuciæ do gnojówki.MNIEJSZE Z£O 81- Pomys³ nie jest z³y.Hej tam, Karelka, Borg, Nosikamyk! Jest tam który?Wszed³ stra¿nik miejski z partyzan¹ na ramieniu, z hukiem zawadzaj¹c ostrzem o oœcie¿nicê.- Nosikamyk - rzek³ Caldemeyn.- WeŸ kogoœ do pomocy, zabierz sprzed cha³upy os³a razem z tym œwiñstwem zapakowanym w derkê, wyprowadŸ za chlewiki i utop w gnojówce.Zrozumia³eœ?- Wedle rozkazu.Ale.Panie wójcie.- Czego?- Mo¿e nim topiæ to ohydztwo.- No?- Pokazaæby Mistrzowi Irionowi.A nu¿ mu siê do czegoœ przygodzi.Caldemeyn pacn¹³ siê w czo³o otwart¹ d³oni¹.- Nieg³upiœ, Nosikamyk.S³uchaj, Geralt, mo¿e nasz miejscowy czarodziej odpali ci coœ za tê padlinê.Rybacy znosz¹ mu ró¿ne dziworyby, oœmionogi, klabatry czy ker-guleny, niejeden na tym zarobi³.ChodŸ, przejdziemy siê do wie¿y.- Dorobiliœcie siê czarodzieja? Na sta³e czy dorywczo?- Na sta³e.Mistrz Irion.Mieszka w Blaviken od roku.Mo¿ny mag, Geralt, z samego wygl¹du poznasz.- W¹tpiê, czy mo¿ny mag zap³aci za kikimorê - skrzywi³ siê Geralt.- O ile wiem, nie jest potrzebna do produkcji ¿adnych eliksirów.Zapewne wasz Irion tylko mi na-ur¹ga
[ Pobierz całość w formacie PDF ]