[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy wyjaœni³aœ têsprawê? Tessa cofnê³a g³owê tak, jak gdyby chcia³a go lepiej widzieæ.- To by³o znacznie trudniejsze, mój ch³opcze.Z du¿¹ ochot¹ wyrazili zgodê na nara¿enie ciebie naniebezpieczeñstwo, jeœli zaœ chodzi o mnie, to powiedzieli, ¿e jestem niezast¹piona.„Kto pokieruje projektem, jeœlicoœ siê pani stanie?" - pytali.Na co ja odpowiedzia³am: „Ka¿dy z moich dwudziestu wspó³pracowników, którzyznaj¹ siê na lotach superiuminalnych tak samo dobrze jak ja, i którzy s¹ m³odsi i zdolniejsi ode mnie".To oczywistek³amstwo, bo nikt nie jest tak zdolny jak ja, ale prze³knêli je.- Jednak maj¹ trochê racji.Nie wiem, czy powinnaœ siê nara¿aæ?221- Powinnam - odpowiedzia³a Tessa.- Chcê byæ dowódc¹ pierwszego superiuminalnego statku w historii.Pozatym pragnê zobaczyæ inn¹ gwiazdê i miny Rotorian zak³adaj¹c, ¿e.- przerwa³a z przepraszaj¹cym wyrazemtwarzy.- Lecz przede wszystkim, chcê wreszcie oderwaæ siê od Ziemi - ostatni¹ kwestiê wypowiedzia³a niemalwarcz¹c.PóŸniej, gdy le¿eli w ³Ã³¿ku, Tessa powiedzia³a:- Pomyœl, jak wspaniale bêdzie to robiæ na statku! Fisher nie odpowiedzia³.Pomyœla³ o dziecku o dziwnych,du¿ychoczach, o siostrze - i gdy te dwie postacie z³¹czy³y siê w jedn¹.zasn¹³.DWADZIEŒCIA TRZYLOTPodró¿e na du¿¹ odleg³oœæ w atmosferze planetarnej nie le¿a³y w zwyczajach spo³eczeñstw zamieszkuj¹cychOsiedla.Odleg³oœci, jakie pokonywali mieszkañcy Osiedli w swym naturalnym œrodowisku, by³y tak niewielkie, ¿edo przenoszenia siê z miejsca na miejsce wystarcza³y nogi, windy, a w najgorszym razie elektryczne pojazdyko³owe.Transport pomiêdzy Osiedlami odbywa³ siê oczywiœcie za pomoc¹ rakiet.Wiêkszoœæ Osadników - mieszkaj¹cych w Uk³adzie S³onecznym - podró¿owa³a w kosmosie tak czêsto, ¿e taforma transportu traktowana by³a niemal jak spacer.Jednak niewielu z nich przebywa³o kiedykolwiek na Ziemi,która jako jedyna wykorzystywa³a atmosferê do przenoszenia ludzi i rzeczy z miejsca na miejsce.Transport lotniczymóg³ bowiem istnieæ tylko w atmosferze ziemskiej.Osadnicy, którzy traktowali pró¿niê jak dobr¹ znajom¹, prze¿ywali katusze strachu, gdy przysz³o im zetkn¹æ siê zgwizdem powietrza w pojeŸdzie, który swobodnie unosi³ siê w atmosferze.Transport lotniczy sta³ siê jednak koniecznoœci¹ na Erytro, która - podobnie jak Ziemia - by³a du¿¹ planet¹ o dosyægêstej (i nadaj¹cej siê do oddychania) atmosferze.Na szczêœcie na Ro-I torze znalaz³y siê podrêczniki lotnictwa, niemówi¹c ju¿ o kilku | emigrantach z Ziemi, którzy mieli doœwiadczenie w pilotowaniu.| Mieszkañcy Kopu³yposiadali dwa ma³e samoloty, nieco nie-| zdarne i prymitywne maszyny, które nie mog³y rozwijaæ osza³amiaj¹cychszybkoœci i wykonywaæ zbyt skomplikowanych manewrów, lecz nadawa³y siê dla skromnych potrzeb Osiedla.Absolutna ignorancja Rotorian w sprawach technologii lotniczej mia³a jednak swoje zalety.Samoloty Osiedla by³yznacznie223bardziej skomputeryzowane ni¿ ich ziemskie odpowiedniki.Siever Genarr nazywa³ je nawet robotami, któreprzypadkowo posiadaj¹ kszta³t maszyny powietrznej.Klimat Erytro by³ znacznie ³agodniejszy ni¿ na Ziemi - niskipoziom promieniowania Nemezis nie wywo³ywa³ tutaj d³ugich gwa³townych burz - roboto-samolot mógt wiêcbezpiecznie przemieszczaæ siê nawet na du¿e odleg³oœci bez obaw o pogodê.Praktycznie nie grozi³o mu ¿adneniebezpieczeñstwo, a jeœli, to zupe³nie innego rodzaju ni¿ na Ziemi.W rezultacie niemal ka¿dy móg³ lataæ niezdarnym i matowym samolotem nale¿¹cym do skromnej flotylliKopu³y.Wystarczy³o po prostu powiedzieæ mu, co ma robiæ, i ca³a operacja by³a zakoñczona.Jeœli poleceniewydane samolotowi by³o niejasne lub niebezpieczne, wed³ug oceny automatycznego mózgu maszyny, robot prosi³ oweryfikacjê rozkazu.Genarr z uwag¹ przygl¹da³ siê Marlenie wspinaj¹cej siê do kabiny samolotu.W pewnym oddaleniu sta³a EugeniaInsygna nerwowo przygryzaj¹c wargi.(„Nie podchodŸ bli¿ej" - ostrzega³ j¹ ostrym tonem Genarr.- „Szczególniejeœli masz zamiar zachowaæ siê tak, jak gdybyœ uczestniczy³a w pogrzebie.Wystraszysz tylko Marlenê.")Insygna rzeczywiœcie ba³a siê.Marlena by³a zbyt m³oda, aby pamiêtaæ œwiat, gdzie loty samolotami by³y chlebempowszednim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]