[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I innych, którzy wska¿¹ go palcem.Mózg i dusza spisku, tak bêdzie okreœlany.Nazw¹ to wojn¹ Duñczyka Veseya, jakby to by³a wojna, takie mordowanie we œnie ca³ych rodzin, a potem wieszanie za karê co trzeciego niewolnika.Sam Duñczyk Vesey bêdzie ³amany ko³em i æwiartowany, a kawa³ki jego cia³a zatkniête na ¿erdziach w Miasteczku Czarnych, ¿eby wszyscy pamiêtali, jaki los go spotka³.Nie potrafi³a mu o tym powiedzieæ.Zreszt¹ w ostatecznym rozrachunku nie mia³o to znaczenia, gdy¿ jedno by³o pewne w p³omieniu serca Duñczyka: kiedy to siê wydarzy, bêdzie wierzy³, ¿e zas³u¿y³ na tak¹ karê, bo skrzywdzi³ swoj¹ kobietê.Calvin.Znowu pojawi³ siê w jej myœlach.Coœ z Calvinem.Ale co? Nie potrafi siê uleczyæ, wiêc do czego móg³by siê przydaæ?Do czegoœ, co potrafi zrobiæ.Margaret przerwa³a modlitwê i podbieg³a do Gullaha Joe.- Robi³eœ to ju¿, Gullahu Joe.S³ysza³am takie historie, widzia³am w p³omieniach serc niewolników.Legendy o zombi, chodz¹cych trupach.- Ja nie robiæ to - odpar³.- Wiem, nie chcesz robiæ, bo to jest z³e, ale on tam le¿y, martwy, choæ ¿ywy.Musisz mieæ coœ odpowiedniego, coœ miêdzy swoimi narzêdziami, swoimi proszkami, co mo¿e go zbudziæ.Tylko na chwilê.- Zbudziæ go, on potem umrzeæ szybciej.- Jest mi potrzebny.¯eby ratowaæ ludzi, którym to zrobi³.- On nie leczyæ w³asne cia³o - mrukn¹³ pogardliwie Gullah Joe.- Bo nie wie jak.Coœ jednak potrafi.Gullah Joe wsta³ i podszed³ do swoich s³oiczków.Po chwili mia³ ju¿ miksturê - niebezpieczn¹, s¹dz¹c po tym, ¿e nie pozwala³ ¿adnemu z proszków dotkn¹æ skóry, a kiedy je miesza³, odwraca³ g³owê, by nie wci¹gn¹æ py³u przy oddychaniu.Gotow¹ miksturê wsypa³ przez otwór w ma³ym miechu i zakorkowa³ go dok³adnie.Rozda³ wszystkim mokre œcierki, ¿eby oddychali przez nie, na wypadek gdyby odrobina proszku wzbi³a siê w powietrze.Potem wylot miecha wsun¹³ Calvinowi do nozdrza, a drugie zatka³ szczelnie woskiem.- Ty - zwróci³ siê do Duñczyka.- Trzymaæ mu usta zamkniête.- Nie - odmówi³ Duñczyk.- Ja nie.Za bardzo podobne do topienia.- Ja go przytrzymam - zaproponowa³a Margaret.- Co powiedzieæ twój m¹¿, jak siê nie udaæ?- To i tak bêdzie moja wina.Ja ci kaza³am.- Ja mogê, psze pani - wtr¹ci³a Ryba.- Ja to zrobiê.Margaret odst¹pi³a.Ryba umieœci³a jedn¹ rêkê pod brod¹ Calvina, drug¹ na czubku g³owy.- Powiedzieæ ju¿, ja, ty zamkn¹æ jego usta mocno - poinstruowa³ Gullah Joe.Ryba skinê³a g³ow¹.- Ju¿.Zacisnê³a Calvinowi usta.Calvin opiera³ siê s³abo, walcz¹c o oddech.Nie móg³ nabraæ powietrza.Gullah Joe pchn¹³ uchwyty miecha w chwili, gdy Calvin rozpaczliwie nabra³ tchu.Uniós³ siê ob³oczek py³u, ale Gullah Joe by³ na to przygotowany.Chwyci³ wiadro wody i chlusn¹³ na Calvina, wy³apuj¹c i sp³ukuj¹c drobinki proszku.Calvin szarpn¹³ siê i zadygota³ gwa³townie.Potem usiad³, wyrwa³ siê z uœcisku Ryby, wyd³uba³ sobie z nosa wosk i wylot miecha.Zakrztusi³ siê i zakaszla³, próbuj¹c oczyœciæ p³uca.Nie wygl¹da³ zdrowiej.Gorzej nawet, kawa³ki skóry ³uszczy³y siê i zsuwa³y niczym zgni³y owoc ciœniêty na szybê.Ale by³ przytomny.- Pos³uchaj mnie, Calvinie - odezwa³a siê Margaret.Calvin krztusi³ siê tylko i dysza³.- Wkrótce wybuchnie rebelia niewolników.Trzeba j¹ powstrzymaæ.Alvin jest za daleko, musisz mi pomóc!Calvin zaszlocha³.- ObudŸ siê! - krzyknê³a na niego Margaret.- Przynajmniej raz zachowaj siê jak mê¿czyzna! Tu nie chodzi o ciebie, nie chodzi o Alvina, chodzi o ludzi, którzy ciê potrzebuj¹.Któreœ jej s³owa przebi³y siê wreszcie do zasnutego mg³¹ umys³u Calvina.- Tak - rzek³.- Powiedz, co mam robiæ.- Coœ, co oderwie ich myœli od zemsty.Potrzebujemy gwa³townej burzy.Wiatru i deszczu.B³yskawic!- Nie umiem robiæ b³yskawic.- Sk¹d wiesz, ¿e nie umiesz?- Bo d³ugo próbowa³em.- Spojrza³ na swoje rêce.Zauwa¿y³ ods³oniêt¹, nag¹ koœæ palca.- Margaret, co siê ze mn¹ dzieje?- Za d³ugo przebywa³eœ poza w³asnym cia³em - wyjaœni³a.- Alvin pêdzi ju¿ tutaj, ¿eby ciê ratowaæ.- On nie zechce mi pomóc! Chce mojej œmierci!- Przestañ myœleæ tylko o sobie, Calvinie! - powiedzia³a surowo.- Potrzebujemy czegoœ, co bêdzie wygl¹da³o jak naturalny ¿ywio³.- Potrafiê robiæ ogieñ.Mogê podpaliæ ca³e miasto.Kiedy to mówi³, kilka ma³ych p³omyków zatañczy³o wokó³ niego po pod³odze.- Nie! - krzyknê³a Margaret.- Wielkie nieba, czyœ ty oszala³? Oskar¿¹ niewolników o pod³o¿enie ognia, to tylko pogorszy sytuacjê.¯aden ogieñ.- Nie wiem, jak cokolwiek dzia³a - wyzna³ Calvin.- Nie tak dobrze, ¿eby to zmieniæ.Alvin próbowa³ mnie uczyæ, ale ja chcia³em siê tylko popisywaæ.- Zaszlocha³ znowu.Margaret musia³a chwyciæ go za rêce, by nie zdrapywa³ sobie skóry z twarzy.- Opanuj siê - powiedzia³a.Bezradnie spojrza³a na Gullaha Joe.- Czy jest coœ.Gullah Joe zaœmia³ siê ob³¹kañczo.- Ja mówiæ! Na nic taki sposób! Zombi na nic! On myœleæ tylko, ja strasznie martwy.On smutny, bardzo smutny, on.- A co z wod¹? - spyta³a Calvina.- Wiem, ¿e ty i Alvin urz¹dzaliœcie zabawy z wod¹.Opowiada³ mi.Wzbudzaliœcie fale, nie rzucaj¹c kamienia.to by³a taka wasza zabawa.Pamiêtasz?- Wielki plusk - szepn¹³.- Tak, zgadza siê.Zrób taki plusk tutaj.W rzece, takie naprawdê wielkie fale.Rozko³ysz wodê a¿ na brzeg.Niech wyleje.- Robiliœmy tylko ma³e pluski.- No to teraz zrób wielki! - zawo³a³a Margaret, trac¹c resztki cierpliwoœci.- Spróbujê.Spróbujê.Spróbujê.- Znów siê rozp³aka³.- Przestañ! Dzia³aj!Poczu³a, ¿e ktoœ przyklêkn¹³ obok niej.Ryba? Nie, ¿ona Duñczyka.Trzyma³a wilgotn¹ œciereczkê; delikatnie przycisnê³a j¹ do czo³a Calvina.Potem do policzka.Wymamrota³a coœ niezrozumia³ego, ale sam rytm s³Ã³w uspokaja³ i ³agodzi³.Calvin zamkn¹³ oczy i spróbowa³ wznieœæ fale na rzece.Margaret tak¿e przymknê³a oczy i spojrza³a w p³omienie serc ludzi w pobli¿u brzegu.Przeskakiwa³a od jednego do drugiego, tam i z powrotem, na pó³nocnym i po³udniowym krañcu pó³wyspu.Nikt nie patrzy³ na wodê.Wszyscy spogl¹dali w stronê l¹du, przera¿eni wyciem niewolników.A¿ wreszcie ktoœ zauwa¿y³, jak ko³ysz¹ siê ³odzie: maszty wychyla³y siê w tê i w tamt¹ stronê.Woda nadp³ywa³a fala za fal¹, jakby od spadaj¹cych wielkich g³azów, czy te¿ mo¿e czegoœ pulsuj¹cego w g³êbinie.Ka¿da fala by³a wy¿sza od poprzedniej.Zaczê³y siê wdzieraæ do portu.Ludzie stoj¹cy najbli¿ej brzegu uciekali dalej na l¹d.Fale zalewa³y ulice, ca³e rzeki sp³ywa³y po bruku.W g³êbi l¹du woda wzbiera³a, kryj¹c pó³wysep.Statki uderza³y o nabrze¿a, niektóre rozpada³y siê na kawa³ki.Ludzie z krzykiem biegali po ulicach, walili piêœciami w drzwi, b³agali, by wpuœciæ ich do œrodka.Niewolnicy tak¿e stukali do drzwi.Jeszcze przed chwil¹ myœleli tylko o zabijaniu i zemœcie, teraz w ich parterowych kwaterach zapanowa³o inne pragnienie: dostaæ siê na piêtro, nim zatopi ich powódŸ.Kolejne fale przelewa³y siê przez ich szopy i pokoiki.Wycie i pieœni ucich³y, zast¹pione kakofoni¹ panicznych krzyków.Wielu Bia³ych, widz¹c tê powódŸ, otwiera³o drzwi i wpuszcza³o niewolników - wystraszonych teraz i pokornych - na bezpieczne poziomy.Inni jednak trzymali drzwi zamkniête, a niejeden strzela³ przez okno, ostrzegaj¹c niewolników, by siê nie zbli¿ali.Nikt ju¿ nie myœla³ o mordowaniu rodzin Bia³ych, dla których pracowa³.Ju¿ teraz Czarni powtarzali sobie historie, które sensownie wszystko t³umaczy³y: „Bóg, on nam mówi: Nie bêdziesz zabija³, bo inaczej zeœlê ci potop jak Noemu.O Panie, nie chcê umieraæ!”.Groza zajê³a miejsce wœciek³oœci, zdusi³a j¹, zatopi³a - przynajmniej na pewien czas.- Doœæ - powiedzia³a Margaret.- Dokona³eœ tego, Calvinie.Wystarczy.Calvin a¿ zaszlocha³ z ulgi.- To by³o takie trudne!Po³o¿y³ siê, przewróci³ na bok, zwin¹³ w k³êbek i zap³aka³.Kiedy ci¹gn¹³ nogi po pod³odze, prawa stopa oderwa³a siê od cia³a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]