[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Stadninê to pradziadek mia³ niez³¹ - zauwa¿y³am z szacunkiem.- A dziwi³am siê nawet trochê, ¿e tak ma³o zapisków o koniach, tylko te rejestry w gabinecie.- Tu by³y - odpar³a Krystyna.- Podziwiam konsekwencjê prababci, popatrz, zwierzynê te¿ leczy³a zio³ami.O, popatrz tutaj! Weterynarz przyzna³ jej racjê.Zaczynam siê do niej coraz bardziej przekonywaæ.Je¿eli Andrzej nie padnie mi do nóg.- Nie padnie.Nie bêdzie mia³ czasu.Chwyci to wszystko i straci przytomnoœæ, o ile rzeczywiœcie ma takiego szmergla.- Bêdê mu dawa³a po kawa³ku.Skrytkê, rzecz jasna, znalaz³am ja, zna³am nieŸle stare meble.P³aska obszerna szufladka pojawi³a siê w nieoczekiwanym miejscu, wywêszy³am j¹ i zdo³a³am otworzyæ.Ca³a by³a wypchana prawie wy³¹cznie gazetami, niekompletnymi, wycinkami i pojedynczymi stronami, wyrwanymi z dzienników.Ju¿ po minucie poczu³am, ¿e znów dostajê wypieków.- Zdaje siê, ¿e nie musimy ani jechaæ do Calais, ani zatrzymywaæ siê w Pary¿u - powiedzia³am z ulg¹ i wzruszeniem.- Prababcia by³a istn¹ per³¹! Nie wiem, czy nie tego w³aœnie szuka³ ten parszywy Heaston.Krystyna oderwa³a siê od przegl¹du recept zio³owych natychmiast.- Co.? O rany boskie! To ta prasa, któr¹ mia³yœmy przeszukiwaæ?!- I nie tylko - odpar³am uroczyœcie, siêgaj¹c w g³¹b gazetowego ch³amu.- Coœ mi siê widzi, ¿e s¹ tu kopie protoko³Ã³w policyjnych.Jakim cudem prababcia im to wyrwa³a?!Krystyna wydar³a mi z r¹k czêœæ makulatury.- Musia³a dysponowaæ du¿¹ si³¹ perswazji.Tysi¹c dziewiêæset szósty rok, no, m³oda ju¿ wtedy nie by³a, ale mo¿e ci¹gle piêkna.?- By³a hrabin¹ i mia³a charakter - orzek³am stanowczo.- W¹tpiê, czy komisarz policji, b¹dŸ co b¹dŸ mê¿czyzna, zdo³a³ siê jej oprzeæ.Czekaj, roz³Ã³¿my to chronologicznie i przeczytajmy porz¹dnie.Zanim zd¹¿y³yœmy us³aæ gazetami pó³ pod³ogi, wywlok³am z szufladki owo coœ, co wygl¹da³o na protokó³y.Nie by³y to protokó³y sensu stricto, raczej notatki z przes³uchañ z osobistym komentarzem przes³uchuj¹cego.Prababciê Klementynê odwiedzi³ pan komisarz Simon we w³asnej personie, o czym œwiadczy³ ma³y liœcik, przyczepiony do jednego z pozosta³ych pism.Zapowiada³ w nim swój przyjazd i prosi³ o zezwolenie, którego prababcia bez w¹tpienia udzieli³a mu chêtnie.Przyjecha³ zatem i ca³y dalszy ci¹g musia³ byæ wynikiem tej wizyty.Siedz¹c na pod³odze, z zapa³em czyta³yœmy wszystko po kolei.Pan Simon, wezwany telefonicznie, znalaz³ siê bardzo szybko na miejscu rzekomego przestêpstwa, gdzie zasta³ nie¿ywego wicehrabiego de Pouzac i du¿y ba³agan w pokoju.Pierwsze podejrzenia pad³y natychmiast na niejakiego Michela Trepona, pomocnika jubilera, który przed chwil¹ tam przyby³ i po chwili znik³ tajemniczo, ale pan Simon, nie w ciemiê bity, zbada³ rzecz dok³adnie.Dowodem obecnoœci m³odzieñca by³a le¿¹ca na pod³odze bransoletka, której przedtem nikt nie widzia³, a która wedle zeznañ jubilera, zosta³a w³aœnie przys³ana po wygrawerowaniu pami¹tkowego napisu.Pomocnik j¹ przyniós³.Wedle zeznañ lokaja, niós³ j¹ chyba w niedu¿ym ¿Ã³³tym sepeciku, bo zbli¿aj¹c siê do drzwi gabinetu wicehrabiego, siêga³ w g³¹b sepeciku rêk¹, jakby coœ stamt¹d wyjmowa³.Dalszy ci¹g odby³ siê w cztery oczy i stanowi³ tajemnicê, tyle ¿e nie dla pana Simona.Jego prywatnym zdaniem, wicehrabia siedzia³ przy stoliku i ogl¹da³ wielk¹ ksiêgê, cenne zabytkowe dzie³o, które kupi³ zaledwie poprzedniego dnia.Dzie³o okaza³o siê kompletnie zdewastowane w œrodku, co wicehrabiego zdenerwowa³o niewymownie.Wyda³ nawet kilka okrzyków, s³yszanych przez lokaja.Nader istotne znaczenie ma fakt, i¿ wicehrabia posiada³ sztuczn¹ szczêkê, któr¹, jako cz³owiek jeszcze m³ody, starannie ukrywa³ przed otoczeniem, co nie przeszkadza³o, ¿e wszyscy o niej wiedzieli.Przy nerwowym okrzyku musia³a mu wypaœæ akurat w momencie wejœcia do gabinetu osoby postronnej.Nie patrz¹c zapewne nawet, kto wchodzi, wicehrabia rzuci³ siê na dywan, ¿eby j¹ podnieœæ, potr¹ci³ chwiejny postument i spadaj¹ca z postumentu marmurowa rzeŸba trafi³a go prosto w g³owê.Równoczeœnie, albo prawie równoczeœnie, przewróci³ siê stolik, z którego zlecia³a ksiêga i bransoleta.Pan Simon uwa¿a, ¿e pomocnik jubilera, wchodz¹cy w³aœnie z bransolet¹ w rêku, zareagowa³ odruchowo, rzuci³ siê w kierunku katastrofy, upuszczaj¹c klejnot.Owijaj¹ca go bibu³ka spad³a, le¿a³a obok.- Dlaczego, do diab³a, przyniós³ tê bransoletê w bibu³ce, a nie w eleganckim etui i nikomu nie wyda³o siê to podejrzane? - spyta³a w tym miejscu Krystyna z nag³¹ irytacj¹.- Nie mam pojêcia - odpar³am nerwowo.- Ale przysiêgnê, ¿e pan Simon i to tak¿e wyjaœni³.Moje s³owa sprawdzi³y siê zaraz w nastêpnym kolejnym akapicie.Przedtem jeszcze pan Simon stwierdza³, ¿e stolik by³ oœmiok¹tny i rogiem trafi³ wicehrabiego dodatkowo.- Si³a z³ego na jednego - mruknê³a moja siostra.pomocnik jubilera zaœ zg³upia³ od tego, przerazi³ siê œmiertelnie i uciek³.Jubiler zezna³, i¿ bransoletê dostarczy³ luzem, tak jak mu zosta³a przyniesiona, bo wicehrabia tego sobie ¿yczy³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]