[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Potarłem mój brzuch. - Zjedzmy coś - zaproponowałem i ruszyłem do stołu.Nie omieszkałem jednak zauważyć spojrzenia, jakie rzuciła w moją stronę Essie, więc podjąłem wysiłek bycia towarzyskim.- Cóż, jesteśmy smutnie wyglądającym towarzystwem - rzekłem radośnie, czyniąc aluzję do gipsu na ramieniu Walthersa, siniaka na policzku Yee-xing i nadal spuchniętego nosa Essie.- Biliście się, czy co? Jak się okazało, nie było to taktowne stwierdzenie, gdyż Walthers bezzwłocznie poinformował mnie, że owszem, tak było, pod wpływem opanowanego przez terrorystów TNP.Przez chwilę gadaliśmy więc o terrorystach.Potem gadaliśmy o smutnej kondycji, w jaką wpakowała się ludzka rasa.Nie była to radosna konwersacja, zwłaszcza dlatego, że Essie wpadła w filozoficzny nastrój. - Ależ żałosną istotą jest człowiek - zapodała, a potem zaprzeczyła samej sobie.- Nie.Niesprawiedliwa jestem.Pojedyncza istota ludzka może być w porządku, tak w porządku, jak nasza siedząca tu czwórka.Nie będzie doskonała.Ale ze statystycznej próbki, powiedzmy,
stu ludzi, przejawiać dobroć, altruizm i przyzwoitość - te wszystkie cechy, które ludzie poważają - będzie jakieś nie więcej niż dwudziestu pięciu z nich.Ale narody? Ugrupowania polityczne? Terroryści? - Potrząsnęła głową.- Jedna szansa na sto, zero - rzekła.- Albo może jedna, ale wtedy możecie być pewni, że to jakaś szulerska sztuczka.Widzicie, zło się kumuluje.W każdej ludzkiej istocie jest ziarenko zła.Zbierzmy razem jakieś dziesięć milionów istot ludzkich, choćby w małym kraju bądź ugrupowaniu, a dostaniemy dość zła, żeby zniszczyć cały świat! - Proszę podać deser - rzekłem, przywołując gestem kelnera. Można by pomyśleć, że dla każdego gościa będzie to wystarczająco jasna aluzja, żeby się wyniósł, ale Walthers był uparty.Ociągał się przy jedzeniu deseru.Nalegał na opowiadanie mi historii swego życia i ciągle patrzył na kelnerów, a ja czułem się coraz bardziej nieswojo, nie tylko z powodu mojego brzucha. Essie mówi, że nie mam cierpliwości do ludzi.Pewnie nie.Przyjaciele, z którymi najchętniej wchodzę w interakcje, to raczej programy komputerowe, a nie ludzie z krwi i kości, a one nie mają uczuć, które można by zranić - hm, nie jestem pewien, czy dotyczy to także Alberta.Ale na pewno odnosi się to do mojego programu sekretarskiego albo mojego kucharza.Pewnym było, że zacząłem być niecierpliwy w stosunku do Audee'go Walthersa.Jego życie było jak nudny brazylijski serial.Stracił żonę i oszczędności.W sposób nieuprawniony skorzystał z wyposażenia na pokładzie S.Ja.przy współudziale Yee-xing i wraz z nią został wylany.Wydał ostatni grosz po to, żeby dostać się do Rotterdamu z bliżej nieokreślonego powodu, ale w oczywisty sposób miało to coś wspólnego ze mną. Hm, nie jestem od tego, żeby "pożyczać" pieniądze przyjaciołom w tarapatach, ale widzicie, nie byłem tego dnia w nastroju.Nie chodziło tylko o strach o Essie czy zepsuty dzień, ani o świdrujące przerażenie, kiedy też dopadnie mnie następny świr z pistoletem.To raczej moje
przeklęte jelito dawało mi w kość.W końcu kazałem kelnerom posprzątać, choć Walthers ciągle ociągał się nad swoją czwartą filiżanką kawy.Powlokłem się w stronę stolika z likierami oraz cygarami i spojrzałem z niechęcią na podążającego za mną Walthersa. - O co chodzi, Audee? - spytałem, porzucając grzeczność.- Pieniądze? Ile potrzebujesz? Jak on wtedy na mnie spojrzał! Zawahał się, patrząc, jak ostatni z kelnerów wymyka się kuchennymi drzwiami, a potem zaczął mówić. - Tu nie chodzi o to, co ja potrzebuję - rzekł drżącym głosem.- Jesteś naprawdę bogatym facetem, Robin.Może nie przejmujesz się ludźmi, którzy dla ciebie wtykają łapy w gówno, ale ja popełniłem ten błąd dwa razy. Nie lubię, jak mi się przypomina, że jestem komuś winien przysługę, ale nie miałem szansy, żeby cokolwiek powiedzieć.Janie Yee-xing delikatnie położyła rękę na jego zranionym nadgarstku. - Po prostu powiedz mu, co znalazłeś - rozkazała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]