[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tutaj by³a prawdopodobnie zupe³nie bezpieczna, bo Rosjanie nie bombardowali nagich wzgórz tylko wioski; ale zawsze istnia³o niebezpieczeñstwo znalezienia siê w zasiêgu ra¿enia zab³¹kanej bomby, a jaskinie uchroni¹ j¹ przed wszystkim, z wyj¹tkiem bezpoœredniego trafienia.Nie zd¹¿y³a jeszcze podj¹æ decyzji, kiedy us³ysza³a huk nadlatuj¹cych odrzutowców.Mru¿¹c oczy spojrza³a pod s³oñce w niebo.Przelecia³y nad ni¹ kieruj¹c siê na pó³nocny wschód i ich ryk wype³ni³ Dolinê, zag³uszaj¹c szum rw¹cej rzeki.By³y wysoko, ale zaczyna³y ju¿ zni¿aæ lot - jeden, dwa, trzy.Czterech srebrzystych zabójców, szczyt ludzkiego geniuszu wys³any z zadaniem okaleczania niepiœmiennych wieœniaków, rozwalania ich glinianych lepianek i powrotu z szybkoœci¹ siedmiuset mil na godzinê do bazy.Po minucie ju¿ ich nie by³o.Dzisiaj Banda zosta³a oszczêdzona.Jane odprê¿a³a siê powoli.Odrzutowce przera¿a³y j¹.Ostatniego lata Banda nie by³a bombardowana ani razu, a na okres zimy odroczenie dosta³a ca³a Dolina, ale z nadejœciem wiosny zaczê³o siê znowu i na Bandê spad³o ju¿ kilka bomb, w tym jedna w samym œrodku wioski.Od tamtego czasu Jane nienawidzi³a odrzutowców.Zadziwiaj¹ca by³a odwaga wieœniaków.Ka¿da rodzina urz¹dzi³a sobie w jaskiniach drugi dom.Co rano wspinali siê na wzgórze, by spêdziæ tam ca³y dzieñ i powróciæ o zmierzchu, bo w nocy naloty siê nie zdarza³y.Poniewa¿ praca w polu za dnia by³a niebezpieczna, mê¿czyŸni wychodzili na nie w nocy.Œciœlej mówi¹c, w pole wychodzili starsi mê¿czyŸni, bo m³odzi przebywali przewa¿nie poza wiosk¹, strzelaj¹c do Rosjan w po³udniowym koñcu Doliny albo poza jej granicami.Jean-Pierre dowiedzia³ siê od jednego z partyzantów, ¿e tego lata bombardowania na wszystkich terenach kontrolowanych przez rebeliantów by³y intensywniejsze ni¿ kiedykolwiek.Jeœli Afgañczycy z innych czêœci kraju s¹ tacy jak ci z Doliny, to potrafi¹ siê przystosowaæ i przetrwaæ - ratuj¹c, czêœæ cennego dobytku z ruin trafionego bomb¹ domostwa, niestrudzenie odtwarzaj¹c zniszczone ogródki warzywne, pielêgnuj¹c rannych i grzebi¹c zabitych i wysy³aj¹c coraz m³odszych, kilkunastoletnich ch³opców pod rozkazy partyzanckich przywódców.Jane wyczuwa³a, ¿e Rosjanie nigdy nie zdo³aj¹ pokonaæ tych ludzi, chyba ¿e obróc¹ ca³y kraj w radioaktywn¹ pustyniê.Inna sprawa - czy rebelianci zdo³aj¹ kiedykolwiek pokonaæ Rosjan.Byli ludŸmi odwa¿nymi i nieugiêtymi, kontrolowali du¿¹ czêœæ kraju, ale rywalizuj¹ce ze sob¹ plemiona nienawidzi³y siê nawzajem niemal tak samo, jak nienawidzi³y najeŸdŸców, a wobec odrzutowych bombowców i bojowych helikopterów ich karabiny by³y bezu¿yteczne.Odsunê³a od siebie myœli o wojnie.By³a to najgorêtsza pora dnia, czas sjesty, który lubi³a spêdzaæ w samotnoœci, zrelaksowana.Wsunê³a rêkê do torby z koŸlej skóry, by nabraæ na d³oñ porcjê oczyszczonego mas³a, i zaczê³a nacieraæ t³uszczem napiêt¹ skórê swego ogromnego brzucha, dziwi¹c siê przy tym sobie, jak mog³a byæ tak g³upia i zajœæ w ci¹¿ê w Afganistanie.Przywioz³a tu ze sob¹ dwuletni zapas pigu³ek antykoncepcyjnych i diafragm oraz ca³y karton spermoch³onnej galaretki; a mimo to zaledwie w kilka tygodni po przyjeŸdzie zapomnia³a o wznowieniu za¿ywania pigu³ek po okresie, a na domiar z³ego zapomnia³a kilka razy za³o¿yæ sobie diafragmê.- Jak mog³aœ dopuœciæ do takiego niedopatrzenia? - wrzasn¹³ Jean-Pierre.Nic mu wtedy nie odpowiedzia³a.Ale teraz, le¿¹c w s³oñcu, uroczo ciê¿arna, z rozkosznie nabrzmia³ymi piersiami i nieustaj¹cym bólem krzy¿a, dochodzi³a do wniosku, ¿e by³o to niedopatrzenie zamierzone, rodzaj b³êdu w sztuce pope³nionego przez jej podœwiadomoœæ.Chcia³a mieæ dziecko, ale wiedzia³a, ¿e Jean-Pierre go sobie nie ¿yczy, doprowadzi³a wiêc do poczêcia przez przypadek.Dlaczego tak bardzo chcia³am mieæ dziecko, zada³a sobie pytanie, i znik¹d przysz³a do niej odpowiedŸ: bo by³am samotna.- Czy to prawda? - powiedzia³a na g³os.By³aby to ironia losu.W Pary¿u, mieszkaj¹c samotnie, robi¹c zakupy dla jednej osoby, rozmawiaj¹c ze sob¹ w lustrze, nigdy nie czu³a siê samotna; a kiedy zosta³a mê¿atk¹ i spêdza³a z mê¿em ka¿dy wieczór i ka¿d¹ noc, kiedy pracowa³a u jego boku przez wiêksz¹ czêœæ dnia, zaczê³a odczuwaæ izolacjê, lêk i samotnoœæ.Pobrali siê w Pary¿u tu¿ przed wyjazdem.Ich œlub wydawa³ siê w jakiœ sposób naturaln¹ czêœci¹ przygody: jeszcze jedno wyzwanie, jeszcze jedno ryzyko, jeszcze jeden dreszczyk emocji.S³yszeli zewsz¹d, jacy to oni szczêœliwi, jacy odwa¿ni i jak w sobie zakochani - i wszystko to by³a prawda.Bez w¹tpienia zbyt wiele oczekiwa³a.Spodziewa³a siê wiecznie kwitn¹cej mi³oœci i za¿y³oœci w swym po¿yciu z Jean-Pierre'em.S¹dzi³a, ¿e dowie siê od niego o ch³opiêcych sympatiach, o tym, czego najbardziej siê obawia i czy to prawda, ¿e mê¿czyŸni strz¹saj¹ kropelki po wysiusianiu siê; ona z kolei opowiedzia³aby mu, ¿e jej ojciec by³ alkoholikiem i ¿e miewa³a fantazje, w których gwa³ci³ j¹ czarny mê¿czyzna, i ¿e czasami, kiedy jest zdenerwowana, ssie kciuk.Ale Jean-Pierre uwa¿a³ najwyraŸniej, ¿e ich zwi¹zek powinien wygl¹daæ dok³adnie tak samo jak przed œlubem.Traktowa³ j¹ z kurtuazj¹, rozœmiesza³ w swych przyp³ywach ma³piego rozumu, pada³ bezradnie w jej ramiona, kiedy nachodzi³a go depresja, dyskutowa³ o polityce i wojnie, kocha³ siê z ni¹ raz na tydzieñ, po mistrzowsku wykorzystuj¹c wtedy swe m³ode, smuk³e cia³o i silne, wra¿liwe d³onie chirurga
[ Pobierz całość w formacie PDF ]