[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ostatnia myśl - o Aragornowych martwiakach - spowodowała, że wrócił ze świata wspomnień na przedwieczorne nadbrzeże Trzech Gwiazd.A więc, martwiała.Zapewne nikt i nigdy nie pozna tajemnicy ich pojawienia się, a elfy potrafią strzec swychsekretów.Ale umbarskie statki, które dostarczyły ten koszmarny ładunek pod mury Minas Tirith to zupełnie inna sprawa: one mają właścicieli i załogi, mają listy frachtowe i rachunki ubezpieczeniowe.Elficcy agenci na pewno popracowali i nad tą sprawą.Właściwie już krąży legenda, że była to niby piracka flota, która przybyła grabić Pelargir, ale czasu minęło nie tak znowu dużo i pewne ślady mogły pozostać nie zatarte.Te ślady naprowadzą go na ludzi, którzy wynajęli statki, a ci z kolei na nieznanego jak na razie Elandara.Nie ma po prostu sensu wszczynać tej gry, którą z Haladdinem zamierzali zaproponować Lorien, na niższym poziomie.Najzabawniejsze, że pomóc mu powinien w poszukiwaniu kontaktu z elfem nie kto inny, ale mordorski wywiad, o kontakty z którym oskarżano kłamliwie Gragera cztery lata temu; oczekując na egzekucję w pelargijskim więzieniu, nawet nie wyobrażał sobie, że kiedyś naprawdę będzie współpracował z tymi ludźmi.Potrafiłby zapewne dojść do tropów siłami swoich ludzi, ale jego siatka została "zakonserwowana" i jej odtworzenie wymagało kilku tygodni, którymi po prostu nie dysponuje.A Mordorczycy najprawdopodobniej są w posiadaniu materiałów dotyczących tego epizodu - nie może być inaczej, albo ich rezydentowi należy się dymisja i kara.Problem tylko w tym, czy zechcą oni podzielić się informacjami, i czy w ogóle zechcą się kontaktować - przecież dla nich teraz jest Gondorczykiem, wrogiem.Dobra, wszystko się wyjaśni jutro.Kontakt jaki przekazał Haladdinowi Sharha-Rana, wyglądał tak: portowa tawerna "Morski konik", nieparzysty wtorek, to znaczy jutro, jedenasta rano; zamówić butelkę tequili i talerzyk z cząstkami limony, zapłacić złotą monetą, pogadać o czymkolwiek z kimkolwiek, posiedzieć z dziesięć minut przy stoliku w lewym tylnym kącie sali, po czym należy udać się na plac Castamira Wielkiego, gdzie przy prawej kolumnie dojdzie do samego spotkania i wymiany haseł.No to jak? Pospacerować jeszcze po nadbrzeżnych uliczkach, a potem powoli do hotelu?W tym momencie ktoś go zawołał:- Przecież czeka pan na dziewczynę, szlachetny panie - kup więc dla niej kwiatek!Tangorn leniwie odwrócił się i na chwilę stracił oddech: nie chodziło o to, że dziewczyna z kwiatami była po prostu piękna, a o to, że jej koszyczek wypełniały fiolerowo-złociste orchidee z gatunku meotis, niesamowicie rzadkiego o tej porze roku.A meotisy były ulubionymi kwiatami Elwiss.40Przez wszystkie te dni pod różnymi pretekstami odkładał spotkanie z nią."Nigdy nie wracaj tam, gdzie byłeś szczęśliwy." Od czasu, kiedy tak udanie przewidziała: "Idziesz na wojnę" upłynęło wiele wody i jeszcze więcej krwi.Ani on, ani ona już nie będą tacy, jak wcześniej - czy warto więc chodzić po zgliszczach i organizować seanse nekromancji? Elwiss, jak siędowiedział, jest obecnie w najwyższym stopniu poważną i szacowną osobą, a wspaniała intuicja pozwoliła jej zbić na giełdzie przyzwoity majątek.Chyba nie jest zamężną, ale jakoś tak ni to zaręczona, ni to po słowie z jednym z filarów świata interesów.Po diabła więc jej niespokojne i niebezpieczne widmo przeszłości? I oto teraz cała ta wzmocniona obrona runęła w jednej chwili.- Ile kosztują twe kwiaty, ślicznotko? Mam na myśli cały koszyk?Dziewczyna - na oko miała jakieś trzynaście lat - ze zdziwieniem popatrzyła na Tangorna.- Nie jesteś tutejszy, szlachetny panie! Przecież to meotisy, są drogie.- Tak, tak, wiem.- Sięgnął do kieszeni i nagle pojął, że wydał całe swoje srebro.- Wystarczy ci dungan?Jej wspaniałe oczy nagle zgasły, pojawiały się w nich i natychmiast ginęły zaskoczenie i strach, potem zostało tylkozmęczenie i obrzydzenie.- Złota moneta za kosz kwiatów to zbyt wiele, szlachetny panie.- powiedziała cicho.- Ja wszystko rozumiem.Zaprowadzisz mnie do siebie?Baron nigdy nie cierpiał na przesadną uczuciowość, ale w tym momencie jego serce ścisnęła żałość i gniew.- Przestań! Nie potrzebuję niczego prócz twych orchidei, słowo honoru.Przecież nigdy wcześniej nie świadczyłaś takichusług.Skinęła głową i jak dziecko pociągnęła nosem.- Dungan to dla nas ogromne pieniądze, szlachetny panie.Mogłybyśmy z mamą żyć za nie przez pół roku.- No to, żyjcie sobie - mruknął Tangorn, wkładając w jej dłoń złoty okrąg z profilem Saurona.- Pomódl się za powodzenie dla mnie, na pewno będzie mi potrzebne, i to wkrótce.- Więc nie jesteś szlachetnym panem, a rycerzem Fortuny? - Teraz była to cudowna mieszanka ciekawości, dziecięcego zachwytu i dorosłej kokieterii.- Nigdy bym nie pomyślała!- Tak jakby - uśmiechnął się baron i, wziąwszy koszyk z kwiatami, skierował się na ulicę Jaspisową.Dogonił go jej srebrzysty głosik:- Na pewno ci się powiedzie, rycerzu, uwierz mi! Będę się modliła z całych sił, a moje modlitwy są wysłuchiwane, naprawdę!Tina, stara służąca Elwiss, otworzywszy mu drzwi odsunęła się, jakby zobaczyła upiora."Aha - pomyślał - wygląda na to, żemoje pojawienie się jest prawdziwą niespodzianką i zapewne nie wszystkim będzie w smak"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]