[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.By³y wszystkiewnuki i prawnuki.Przyjechali przyjaciele, dyrygenci, m³odsikompozytorzy, kilku krytyków.Ponad sto osób przyjecha³o, ¿eby goodprowadziæ.Staunt jeszcze nie otumaniony narkotykiem porusza³ siêspokojnie wœród nich, dziêkuj¹c im za przybycie na /przyjêcie po¿egnalne,witaj¹c na ceremonii.Zdumiewa³ go w³asny spokój.Siedz¹c na honorowymtronie s³ucha³ ostatnich przemówieñ i zniós³ bez sprzeciwu wi¹zankêswych najs³awniejszych utworów zebranych pospiesznie i zestawionychniezbyt fachowo.Martin Bollinger, wyg³aszaj¹cy g³Ã³wne przemówienie,czêsto cytowa³ Hallama.224— Zbyt czêsto ulegamy z³udzeniu, ¿e osi¹gnêliœmy stan gotowoœci,podczas gdy w rzeczywistoœci wcale nie jesteœmy gotowi i decydujemy siêodejœæ, kieruj¹c siê nieistotnymi lub p³ytkimi motywami.Jakie to tragiczneosi¹gn¹æ moment odejœcia i zdaæ sobie sprawê, ¿e oszukiwaliœmy siê, ¿enasza motywacja by³a fa³szywa, ¿e wcale nie jesteœmy gotowi odejœæ.Jakie to prawdziwe — pomyœla³ Staunt.— A równoczeœnie, có¿ to zafa³sz.Oto jestem gotów do odejœcia, a równoczeœnie wcale nie jestem gotówi w moim braku gotowoœcitkwi gotowoœæ.Bollinger skoñczy³ i jeden z odchodz¹cych, cz³owiek o nazwiskuBradford, który przyby³ do Omega Prime w sierpniu, zacz¹³ zmagaæ siê zostatnim przemówieniem.J¹ka³ siê, kas³a³, straci³ w¹tek, poniewa¿ mia³ ju¿sto czterdzieœci lat i mia³ odejœæ w przysz³ym tygodniu.Wreszcie jednakuda³o mu siê jakoœ dobiæ do koñca.Staunt nie zwraca³ na przemówieniewiêkszej uwagi.Uœmiecha³ siê do syna i córki, ca³ej hordy potomków,admiratorów i lekarzy.Rozumia³ teraz, dlaczego odchodz¹cy wydawali siêoderwani od w³asnych ceremonii po¿egnalnych — monotonny szumpo¿egnalnych przemówieñ szybciej doprowadza³ ich do bramraju.Wreszcie podano przek¹ski i mieli w³aœnie przewieŸæ go dowewnêtrznego pomieszczenia, kiedy Staunt zapyta³:— Czy i ja mogê przemówiæ?Mówi³ cicho, tak ¿e wszyscy musieli wytê¿aæ s³uch.— Akceptujê koncept obrotu ko³a i z przyjemnoœci¹ ustêpujê miejscatym, którzy maj¹ nadejœæ.Chcia³bym wam jednak powiedzieæ, ¿e nie jestto zwyczajne odejœcie.Wiecie, ¿e kiedy tutaj przyjecha³em, by³emzmêczony œwiatem i gotów odejœæ.Jednak zwleka³em.Sta³em nakrawêdzi, opóŸnia³em, udawa³em.Nawet, o czym wie Martin, zacz¹³emkomponowaæ now¹ operê.Powiedziano mi, ¿e mogê jechaæ do domu, aleodmówi³em.Niech mi Hallam wybaczy tê odmowê.Ten sposób odejœcianie jest jedyny.Poniewa¿ ¿ycie nadal wydaje siê piêkne, w³aœnie dziœ zniego re-22515 Rodzimy siê z umar³ymizygnujê.To jest moja ostatnia przyjemnoœæ — rezygnacja ;z jedynej rzeczy, jaka mi zosta³a i jak¹ warto posiadaæ.'Goœcie szeptali coœ miêdzy sob¹.Gapili siê na niego.!Powiedzia³em wszystko Ÿle — pomyœla³.— Zepsu³em im 'uroczystoœæ, ale ostatecznie kto tu odchodzi.Dlaczego mia³- jbym siê tym przejmowaæ? c • ³ ' •— Jeszcze nie jest za póŸno, Henry — wyszepta³ Martin i opis TreœciBollinger, przybli¿aj¹c twarz do jego ucha.— Mo¿emy je- iszcze wszystko odwo³aæ, l— Ostatnia pokusa — powiedzia³ Staunt.— Obroniê siê fprzed ni¹.Czas opuœciæ kurtynê.Jestem gotów odejœæ, iwzi¹³ go, mrugn¹³ do Martina Bollingera i wypi³ duszkiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]