[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Paradine puknął w nadtopiony mechanizm skrzynki. - A co pan powie na to? Widać tu wyraźnie. - Celowość działania, jasne, że tak. - A cel - przenoszenie obiektu z miejsca na miejsce? - To z pewnością pierwsza myśl, jaka się nasuwa.Jeśli tak,skrzynka mogła przybyć skądkolwiek. - Skądś, gdzie jest.i n a c z e j ? - wycedził wolnoParadine. - Właśnie.W przestrzeni - a może i w czasie.Ja tego nie wiem,ja jestem psychologiem.I też, na nieszczęście, podlegam Euklidesowi. - To musi być jakieś zwariowane miejsce - oceniła Jane.- Denny,wyrzuć te zabawki. - Taki właśnie mam zamiar. Holloway ujął kryształową kostkę. - Wypytywali państwo dzieci? - Och, tak - odparł Paradine.-Scott mówił mi, że kiedy po raz pierwszy zajrzał w ten sześcian, zobaczył ludzi.Zapytałem go, co widzi teraz. - I co odpowiedział? - oczy psychologa zaokrągliły się zciekawości. - Że budują dom.Dokładnie tak się wyraził.Zapytałem wtedy, coto za ludzie.Nie umiał odpowiedzieć. - Spodziewam się - mruknął Holloway.- To musi mieć charakterpostępujący.Od jak dawna dzieci mają te zabawki? - Od jakichś trzech miesięcy. - Starczy.Widzicie państwo, idealna zabawka jednocześnie uczy ibawi.Powinna zaciekawić dziecko mechanizmem działania, a zarazem powinna czegośuczyć, możliwie nienachalnie.Z początku są to rzeczy proste.Późniejnatomiast. - Logika x! - Jane pobladła. Paradine zaklął pod nosem. - Emma i Scott są stuprocentowo normalni! - A skąd pan wie, jak działają ich umysły - teraz? Holloway nie pociągnął tematu.Od niechcenia bawił się lalką. - Dobrze byłoby znać warunki, w jakich powstały te przedmioty.Indukcja, niestety, niewiele tu pomoże.Brakuje nazbyt wielu czynników.Niejesteśmy w stanie wyobrazić sobie świata zorganizowanego na zasadzie xśrodowiska przystosowanego do umysłu rozumującego według wzorców x.Na przykładta świetlista siateczka wewnątrz ciała lalki.To może być cokolwiek.Może 'inasze ciała zawierają coś podobnego, chociaż jeszcze tego nie odkryliśmy.Gdybyśmy wpadli na właściwy trop.- wzruszył ramionami.- A co pan myśli otym? "To" było karminową gałką o średnicy dwóch cali, z wystającą wjednym miejscu naroślą. - Co w ogóle można o tym myśleć? - A Scott? Emma? - Zobaczyłem to u nich dopiero jakieś trzy tygodnie temu.KiedyEmma zaczęła się tym bawić.- Paradine skubał wargę.- Później Scott też sięzainteresował. - Co oni z tym robią? - Przesuwają tam i z powrotem na wysokości oczu.Ruchy nieukładają się w żaden wzór. - Dodajmy: wzór euklidesowy - uściślił Holloway.- Dzieci zpoczątku nie rozumiały celu działania zabawki.Musiały zostać do niejdokształcone. - To potworne - szepnęła Jane. - Nie dla nich.Emma zapewne pojmuje x szybciej niż Scott,ponieważ otoczenie nie zdołało jeszcze uwarunkować jej umysłu. Paradine zaprotestował. - Pamiętam przecież masę rzeczy z własnego dzieciństwa.Nawetbardzo wczesnego. - No i.? - Czy byłem wówczas.nienormalny? - Kryterium szaleństwa wyznaczają te rzeczy, których pan niepamięta - odparł Holloway.- Słowa "nienormalny" używamy, proszę zauważyć,jedynie jako wygodnego określenia na odstępstwa od akceptowanej normy.Odstandardowego pojęcia zdrowia psychicznego. Jane odstawiła szklankę. - Mówił pan, panie Holloway, że metoda indukcyjna w tymprzypadku zawodzi.A jednak wydaje mi się, że wyciąga pan daleko idące wnioski zcieniutkich przesłanek.Te zabawki to w końcu. - Jestem psychologiem, proszę pani, i specjalizuję się wdzieciach.Znam się na tym.Te zabawki mają dla mnie ogromne znaczenie i towłaśnie przez swój brak sensu. - Może się pan mylić. - Mam szczerą nadzieję, że tak.Chciałbym teraz przebadaćdzieci. - W jaki sposób? - zjeżyła się Jane. Holloway przedstawił jej swoją metodę i Jane przystała nabadanie, jakkolwiek nie bez wahania. - Niech będzie.Ale uprzedzam: moje dzieci to nie królikidoświadczalne. Psycholog zamachał w powietrzu pulchną dłonią. - Moje drogie dziecko, ja naprawdę nie jestem Frankensteinem.Jedyne, co mnie obchodzi, to indywidualny człowiek - chyba oczywiste, skoropracuję w ludzkich umysłach.Jeśli z dzieciakami dzieje się coś złego, chcę jewyleczyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]