[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W³o¿y³am je do miski, niby tylko dla zapachu.Nie zauwa¿y³eœ, ¿e do mojej miski wsypa³am inne zio³a.A jednak twoja przera¿aj¹ca czêœæ zwyciê¿y³a.– Co pani uwa¿a za moj¹ przera¿aj¹c¹ czêœæ?– To, co uderzy³o mnie i zabije dziœ w nocy – twoj¹ straszliw¹ podwójn¹ moc, która objawi³a siê, ¿eby mnie zabiæ.Nigdy nie zapomnê tego widoku, a jeœli bêdê ¿yæ, w co w¹tpiê, nigdy nie bêdê ju¿ taka sama.– Czy to wygl¹da³o jak ja?– Oczywiœcie.To by³eœ ty, ale nie w takiej postaci, jak¹ masz teraz.Nie potrafiê powiedzieæ, jak naprawdê wygl¹da³eœ.Jak tylko o tym pomyœlê, wiruje mi w g³owie.Opowiedzia³em dony Soledad o widzeniu, w którym opuœci³a cia³o pod wp³ywem mojego ciosu.Spróbowa³em sk³oniæ j¹ do wynurzeñ na temat tego zdarzenia.Przypuszcza³em, ¿e celem naszego spotkania by³o zmuszenie nas do czerpania ze Ÿróde³, które w normalnych okolicznoœciach s¹ niedostêpne.Zada³em jej przera¿aj¹cy cios, zmasakrowa³em jej cia³o, a jednak sam nie by³bym w stanie tego zrobiæ.Rzeczywiœcie czu³em, ¿e uderzy³em j¹ lew¹ piêœci¹ – ogromny czerwony guz na czole by³ tego potwierdzeniem – a jednak nie mia³em spuchniêtych knykci, nie czu³em nawet najl¿ejszego bólu.Uderzenie z tak¹ si³¹ mog³o nawet z³amaæ mi rêkê.Us³yszawszy opis tego, jak zwali³a siê pod œcian¹, popad³a w rozpacz.Spyta³em, czy odczuwa³a coœ podobnego do mojej wizji, na przyk³ad czy mia³a wra¿enie, ¿e opuszcza swoje cia³o, albo czy mia³a odmienne, fantasmagoryczne postrzeganie pokoju.– Wiem, ¿e jestem zgubiona – powiedzia³a.– Niewielu ludzi prze¿ywa spotkanie z podwójn¹ moc¹.Jeœli moja dusza ju¿ mnie opuœci³a, nie prze¿yjê.Bêdê s³abn¹æ, a¿ w koñcu umrê.Jej oczy lœni³y dziko.Podnios³a siê, jakby mia³a zamiar mnie uderzyæ, ale zatoczy³a siê do ty³u.– Zabra³eœ moj¹ duszê – powiedzia³a.– Musisz j¹ mieæ w swojej sakiewce.Ale dlaczego mia³byœ mi o tym mówiæ?Zakl¹³em siê, ¿e nie mia³em zamiaru jej zraniæ, ¿e zachowa³em siê tak, jak siê zachowa³em, tylko w obronie w³asnej i ¿e nie chcê zrobiæ jej nic z³ego.– Jeœli nie masz mojej duszy w sakiewce, jest jeszcze gorzej – powiedzia³a.– Na pewno pêta siê bez celu po okolicy.Je¿eli tak w³aœnie jest, nigdy ju¿ jej nie dostanê.Dona Soledad wygl¹da³a na ca³kowicie opad³¹ z si³.Jej g³os sta³ siê s³abszy.Chcia³em, ¿eby siê po³o¿y³a.Nie mia³a jednak ochoty wstaæ od sto³u.– Na wypadek gdybym ponios³a ca³kowit¹ klêskê, Nagual kaza³ mi przekazaæ ci wiadomoœæ – oznajmi³a.– Powiedzia³, ¿e dawno temu zmieni³ twoje cia³o.Teraz jesteœ nim.– Co chcia³ przez to powiedzieæ?– On jest czarownikiem.Wszed³ w twoje stare cia³o i zmieni³ jego blask.Teraz œwiecisz jak sam Nagual.Nie jesteœ ju¿ synem twojego ojca.Ty sam jesteœ Nagualem.Dona Soledad wsta³a.Chwia³a siê.Mia³em wra¿enie, ¿e chce powiedzieæ coœ jeszcze, ale ma k³opoty z mówieniem.Posz³a do swojego pokoju.Pomog³em jej dojœæ do drzwi, ale nie chcia³a, abym wszed³.Zrzuci³a okrywaj¹cy j¹ koc i naga po³o¿y³a siê na ³Ã³¿ku.Zapyta³a bardzo s³odkim g³osem, czy nie móg³bym pójœæ na pobliskie wzgórze i zobaczyæ stamt¹d, czy nie nadci¹ga wiatr.Jakby przypadkiem doda³a, ¿ebym zabra³ ze sob¹ psa.W jej proœbie zabrzmia³ dziwny ton.Odpar³em, ¿e wejdê na dach i stamt¹d rozejrzê siê po okolicy.Odwróci³a siê do mnie plecami i powiedzia³a, ¿e móg³bym zrobiæ to dla niej: zabraæ psa na wzgórze, ¿eby przyci¹gn¹³ wiatr.Zaczê³a mnie irytowaæ.Ciemne pomieszczenie sprawia³o nader dziwne wra¿enie.Poszed³em do kuchni po dwie lampy i wróci³em z nimi do pokoju.Na widok œwiat³a zaczê³a histerycznie krzyczeæ.Sam te¿ wyda³em krzyk, ale z innego powodu.Gdy oœwietli³em pokój, zobaczy³em, ¿e pod³oga zwinê³a siê jak kokon wokó³ ³Ã³¿ka.By³o to spostrze¿enie tak ulotne, ¿e w nastêpnej chwili móg³bym przysi¹c, i¿ to rzucany przez lampê cieñ stworzy³ te upiorne wzory na pod³odze.To widmowe widzenie wyprowadzi³o mnie z równowagi.Chwyci³em donê Soledad za ramiona i potrz¹sn¹³em.Za³ka³a jak dziecko i przyrzek³a, ¿e nie bêdzie ju¿ próbowaæ zastawiaæ ¿adnych pu³apek.Postawi³em lampy na szafce, a dona Soledad zasnê³a niemal natychmiast.Wiatr zmieni³ siê przed po³udniem.Poczu³em silne podmuchy wpadaj¹ce do domu przez pó³nocne okno.Oko³o po³udnia dona Soledad znowu wysz³a z pokoju.Sta³a niepewnie na nogach.Przekrwienie oczu ust¹pi³o, a opuchlizna na czole zmniejszy³a siê – niemal nie by³o widaæ guza.Czu³em, ¿e nadszed³ czas mojego wyjazdu.Powiedzia³em, ¿e pomimo i¿ zapisa³em przekazan¹ mi przez ni¹ wiadomoœæ don Juana, niczego mi ona nie wyjaœni³a.– Nie jesteœ ju¿ synem twojego ojca.Jesteœ teraz samym Nagualem – powtórzy³a.Dzia³o siê ze mn¹ coœ absurdalnego.Kilka godzin wczeœniej by³em bezradny, a dona Soledad usi³owa³a mnie zabiæ, ale teraz, w chwili gdy do mnie mówi³a, zapomnia³em ju¿ o przera¿eniu wywo³anym tym wydarzeniem.Z drugiej jednak strony potrafi³em przemyœliwaæ ca³ymi dniami nad nic nie znacz¹cymi starciami z ludŸmi krytykuj¹cymi moj¹ osobowoœæ czy pracê.Ta czêœæ wydawa³a mi siê moim prawdziwym ja, tym, które zna³em przez ca³e ¿ycie.To natomiast, które wysz³o ze roniê tej nocy, podczas zmagania siê ze œmierci¹, a potem zapomnia³o o ca³ym wydarzeniu, nie by³o rzeczywiste.To by³em ja, a jednak nie ja.W œwietle takich absurdów oœwiadczenie don Juana nie wydawa³o siê szczegó³ nie niedorzeczne, a jednak w dalszym ci¹gu by³o nie do przyjêcia.Dona Soledad wygl¹da³a na rozkojarzon¹.Uœmiechnê³a siê przyjaŸnie.– O! S¹ tutaj! – zawo³a³a nagle.– Jakie szczêœcie.Moje dziewczyny s¹ tutaj.Teraz siê mn¹ zaopiekuj¹.Przez chwilê mia³em wra¿enie, ¿e znowu jej siê pogorszy³o.Wygl¹da³a na znacznie silniejsz¹, ale jej zachowanie by³o bardziej bezsensowne.Znowu zacz¹³em siê baæ.Nie wiedzia³em, czy lepiej zostawiæ j¹ tutaj, czy zawieŸæ do szpitala w mieœcie oddalonym o kilkaset mil.Nagle podskoczy³a jak dziecko i pogna³a do drzwi i dalej, drog¹, w kierunku szosy.Pies pobieg³ za ni¹.Aby j¹ dogoniæ, szybko wskoczy³em do samochodu.Musia³em jechaæ na wstecznym biegu, bo nie by³o gdzie zawróciæ.Kiedy zbli¿y³em siê do szosy, zobaczy³em przez tylne okno, ¿e donê Soledad otaczaj¹ cztery m³ode kobiety
[ Pobierz całość w formacie PDF ]