[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - I ja napiłbym się kawy - rzucił pod adresem Brana Hale'a.Hale wstał i z ponurą miną poszedł mu ją przygotować.Nudne popołudnie? -zwrócił się Jon do Jessada. - Rozleniwiająco nudne - przyznał cicho Jessad.- Ale pan Halerobił, co mógł, żeby mi je uprzyjemnić. - Mieliście jakieś kłopoty z dotarciem tutaj? - Żadnych - odkrzyknął Hale z kuchni.Przyniósł kawę i Jonsiorbiąc ją zauważył, że Hale na coś czeka. Odprawić go i zostać sam na sam z Jessadem? Nie uśmiechało musię to.Niezbyt też podobała mu się perspektywa zbyt swobodnych rozmówprowadzonych tu i tam przez Hale'a. - Doceniam twoją dyskrecję - zwrócił się do Hale'a.I pogłębokim namyśle dodał: - Orientujesz się, że coś się szykuje.Przekonasz się,że to bardziej ci się opłaci niż pieniądze.Uważaj tylko, żeby Lee Quale niepopełnił jakiejś niedyskrecji.Wprowadzę cię we wszystko, gdy tylko będę więcejwiedział.Vittorio odleciał Dayin.zaginął.Potrzebuję jakiejś godnejzaufania, inteligentnej asysty.Rozumiesz mnie, Bran? Hale skinął głową. - Jutro o tym porozmawiamy - powiedział Jon bardzo spokojnie.-Dziękuję ci. - Czy tutaj jest pan bezpieczny? - spytał Hale. - Gdybym nie był - odparł - zadbasz o to.Słyszysz? Hale skinął głową i oddalił się dyskretnie.Jon rozparł się wfotelu z większą już pewnością siebie i spojrzał na siedzącego przed nim gościa. - Wnoszę z tego, że ufa pan temu człowiekowi - powiedziałJessad - i że chce pan wprowadzić go w swe sprawy.Niech pan mądrze dobierasobie sprzymierzeńców, panie Lukas. - Wiem swoje.- Pociągnął łyk gorącej kawy.- Nie znamnatomiast pana, panie Jessad, ani pańskiego nazwiska.Na pański plan korzystaniaz dokumentów mojego syna nie mogę wyrazić zgody.Zaaranżowałem inny kamuflaż.ale dla niego.Podróż w interesach Spółki Lukasa: do kopalni poleciał statek, apapiery Vittoria znajdują się na jego pokładzie. Spodziewał się wybuchu wściekłości, ale Jessad zareagował na tęnowinę wytwornym uniesieniem brwi. - Nie mam nic przeciwko temu.Ale jakieś dokumenty będą mipotrzebne, a nie wydaje mi się rozsądne staranie się o nie oficjalnymi kanałami. - Papiery można załatwić.To najmniejszy z naszych problemów. - A jaki jest ten największy, panie Lukas? - Interesują mnie odpowiedzi na kilka pytań.Gdzie jest Dayin? - Bezpieczny na tyłach.Nie ma powodu do niepokoju.Wysłanomnie celem upewnienia się.sprawdzenia, czy ta propozycja jest nadal aktualna.Jeśli nie, zginę.mam jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie. - A co wy możecie zaproponować mi w zamian? - Pell - powiedział łagodnie Jessad.- Pell, panie Lukas. - I jesteście gotowi oddać ją w moje ręce. Jessad potrząsnął głową. - To pan obejmie ją w posiadanie dla nas, panie Lukas.To jestwłaśnie nasza propozycja.Ja panem pokieruję.Ja odpowiadam za ekspertyzę.panze swej strony wnosi precyzyjną znajomość tego terenu.Streści mi pan panującątutaj sytuację. - A jakie mam gwarancje? - Moje zapewnienie. - W jakim jest pan stopniu? Jessad wzruszył ramionami. - Występuję tutaj nieoficjalnie.Muszę znać szczegóły.Wszystko, od waszego rozkładu lotów od rozmieszczenia waszych statków, do sprawomawianych aktualnie przez waszą radę.do najdrobniejszego szczegółuzarządzania pańskimi własnymi biurami. - Zamierza pan przez cały ten czas mieszkać w moimapartamencie? - Nie widzę wyraźnej przyczyny, dla której miałbym się stądwynieść.Może przez to ucierpieć pańskie życie towarzyskie.Ale czy można sobiewyobrazić bezpieczniejsze miejsce? Ten Bran Hale to dyskretny człowiek? - Pracował dla mnie na Podspodziu.Wylano go stamtąd zapostępowanie zgodnie z moimi wytycznymi pomimo represji Konstantinów.Lojalny. - Pewny? - Hale tak.Co do niektórych z jego ludzi mam pewnewątpliwości.chociażby dotyczące bystrości umysłu. - A więc musi być pan ostrożny. - Jestem. Jessad pokiwał powoli głową. - Ale niech mi pan załatwi dokumenty, panie Lukas.Z nimi czujęsię o wiele pewniej niż bez nich. - A co się stanie z moim synem? - Obchodzi pana to? Wydawało mi się, że nie rozstajecie się zezbytnim żalem. - Zadałem pytanie. - Daleko stąd czeka statek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]