[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Urwał, krzywiącsię. - Tak - podjął - zbyt się zbliżyli do ideału.Udało im się.Prawdę powiedziawszy.obawiam się, że stworzyli.człowieka. - Ciebie? Wallingeruśmiechnął się. - Nie wierzę - zaprotestowałgwałtownie Bradley.- To niemożliwe. Wallinger posłałmu zagadkowe spojrzenie.Potem otworzył inną szufladę, poszperał w niej iwyciągnął scyzoryk.Rozłożył ostrze i niemal tym samym gestem przeciągnął nim wpoprzek grzbietu dłoni. Bradley wstrzymał oddećh.Nie chciał patrzeć, ale nie potrafił oderwać wzroku. -Potrafię powstrzymać krwawienie, jak widzisz - powiedział Wallinger.- Takwłaśnie Courtowi udawało się z początku zataić, że jest ranny.Potrafimy tokontrolować w każdych okolicznościach, jeśli zachodzi tego potrzeba. Niepojawiła się ani kropla krwi.Krawędzie syntetycznej skóry były czyste i gładkieniczym jasna guma, a pod nią po ruszały się stalowe ścięgna, pulsowały pełnąbaniek powie trza czerwoną cieczą przezroczyste, cienkie jak włos rurki.To byładłoń z żywego metalu.To była dłoń androida. -Zadowolony? - Wallinger cofnął rękę.Pomagając so bie drugą złączył ze sobąkrawędzie przecięcia i wygładził bliznę.Zasklepiła się jak wosk i zagoiła,zanim Bradley wykrztusił swój pełen niedowierzania protest. - Proszę, lepiej wypij jeszcze jednego drinka.-Rozbawiony głos Wallingera zdawał się przemawiać z wielkiej dali, przebijającsię przez dzwonienie w uszach. - Ale.dlaczego minie powiedziałeś? Jesteś pewien, że nic nie podej rzewają? Czy naprawdę możemysię tego poz być.zniszczyć Courta? Nic nie rozumiem, Wallinger! Je steśnaprawdę androidem i pracujesz przeciwko androi dom.co my zrobimy? Musiistnieć jakaś procedura, za któ rej pośrednictwem sprawdzają, co się dzieje zkażdym z nich.A co z Courtem? Wallinger, jeśli to wszystko praw da, dlaczegonie pomogłeś mi zdemaskować Courta? Mógł byś. -Powoli! Po jednym pytaniu na raz! - Głos Wallingera wdarł się w niemalhisteryczną paplaninę rozluźnionego Bradleya.- Najpierw o Courcie.Nie mogłemdziałać prze ciwko niemu, Bradley.Jestem sam bardzo niedoskonałym mechanizmem,zważywszy cel, do którego zostałem stwo rzony, i zniszczą mnie, j eśli zorientują się, co zamierzam.ale istniej ą pewne zasady, których nawet ja muszę przestrzegać.Są we mnie wbudowane.Nie mogę wyrządzić krzywdy innemu androidowi.Poprostu nie mogę.Tak już jesteśmy skonstruowani.Nie mógłbym tego źrobić, taksamo jak ty nie potrafiłbyś powstrzymać krwotoku z rany.Mogę być niedoskonałąmaszyną, ale sam nie jestem tak niedoskonały. - A więcco zrobimy? Dlaczego nie wezwać policji.prasy. - O nie! Nie mów, jakgłupiec.Czy nie uważasz, że dowiedziawszy się o wyj ściu swego sekretu na jawandroidy zdecydowanie i szybko zaatakują? Mają przygotowne plany na każdąewentualność.Nie ma co do tego żadnych wątpliwości.Naszą jedyną szansą jestpraca w ukryciu, dopóki sami nie opracujemy przemyślanego planu działania. - Mogłeś mi to powiedzieć wcześniej - powiedział zwyrzutem Bradley.- Kiedy pierwszy raz do ciebie przyszedłem. - Jak miałem ci powiedzieć? Nie wiedziałem, kto kryjesię pod tą maską.Równie dobrze mogłeś być podstawiony przez nich.A dzisiaj.nie chciałem mówić w obecności Courta.Musiałem postąpić, jak normalny człowiek- we zwać policję - okazać właściwe reakcje.Dopiero kiedy rzu ciłeś się naCourta, upewniłem się co do ciebie. - No już dobrze.Tracimy tylko czas.Wiedzą; że Court.jest zniszczony.Będą go szukać.Cozrobimy? - Sam chciałbym to wiedzieć.- Wallingerwstał gwał townie i zaczął przechadzać się tam i z powrotem po pokoju szybkimi,nerwowymi krokami.Niewiarygodne było, że tę idealną kopię człowieka poruszająprzewody, nie ner wy - stalowe sprężyny zamiast mięśni.Podobieństwo było takniesamowicie idealne nawet co do sposobu rozumowania. Pełne koło, pomyślał Bradley z mieszaniną tryumfu iobawy.Jeśli to prawda, przeszli samych siebie.Stworzyli tak idealnego androida- jeśli to w ogóle prawda - że ten za mierza wykończyć cały ich rodzaj.Nie mogąpozostawić go przy życiu.Gdy tylko nabiorą co do niego najmniejszych podejrzeń, będą musieli go zniszczyć.Każdy kij ma dwa koń ce.Budując pierwszegoudanego androida rasa ludzka wy dała na siebie wyrok, który utrzymywał się wmocy aż do chwili wyprodukowania przez roboty pierwszego udanego humanoida.Jestrównie niebezpieczny dla nich, j ak oni dla nas.- Przyjrzał się bacznieWallingerowi. - Co do nich czujesz.do androidów? -spytał. - To mieszane uczucie - uśmiechnął się zprzymusem Wallinger.- Moja postawa kształtuje się, oczywiście, już od dłuższegoczasu, ale aż do chwili obecnej nie opowiada łem się zdecydowanie po żadnej zestron
[ Pobierz całość w formacie PDF ]