[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Aha, rozumiem.Pewnie idzie ci o to, czy mam czterdziestu pacho³ków dorównuj¹cych mi urod¹.Nie mam.No to jak, zaraza, korzystasz z zaproszenia danego ze szczerego serca? Jeœli nie, to brama jest tam, dok³adnie za twoim ty³kiem!Geralt sk³oni³ siê sztywno.- Zaproszenie przyjmujê - rzek³ formalnie.- Prawu goœciny nie uchybiê.- Dom mój twoim domem - odrzek³ stwór, równie¿ formalnie, choæ niedbale.- Têdy, goœciu.A konia daj tu, ku studni.Pa³acyk równie¿ od wewn¹trz prosi³ siê o gruntowny remont, by³o tu jednakowo¿ w miarê czysto i porz¹dnie, Meble wysz³y zapewne spod rêki dobrych rzemieœlników, nawet je¿eli sta³o siê to bardzo dawno temu.W powietrzu wisia³ ostry zapach kurzu.By³o ciemno.Œwiat³o! - warkn¹³ potwór, a ³uczywo zatkniête wZIARNO PRAWDY 51¿elazny uchwyt natychmiast buchnê³o p³omieniem i kopciem.- NieŸle - rzek³ wiedŸmin.Potwór zarechota³.- Tylko tyle? Zaiste, widzê, ¿e byle czym ciê nie zadziwiæ.Mówi³em ci, ten dom wykonuje moje rozkazy.Têdy, proszê.Uwa¿aj, schody s¹ strome.Œwiat³o!Na schodach potwór odwróci³ siê.- A có¿ to dynda ci na szyi, goœciu! Co to takiego?- Zobacz.Stwór uj¹³ medalion w ³apê, podniós³ do oczu, napinaj¹c lekko ³añcuszek na szyi Geralta.- Nie³adny wyraz twarzy ma to zwierzê.Co to takiego?- Znak cechowy.- Aha, zapewne trudnisz siê wyrobem kagañców.Têdy, proszê.Œwiat³o!Œrodek du¿ej komnaty, ca³kowicie pozbawionej okien, zajmowa³ ogromny, dêbowy stó³, zupe³nie pusty, je¿eli nie liczyæ wielkiego lichtarza z pozielenia³ego mosi¹dzu pokrytego festonami zastyg³ego wosku.Na kolejn¹ komendê potwora œwiece zapali³y siê, zamigota³y, rozjaœniaj¹c nieco wnêtrze.Jedna ze œcian komnaty obwieszona by³a broni¹ - wisia³y tu kompozycje z okr¹g³ych tarcz, skrzy¿owanych partyzan, rohatyn i gizarm, ciê¿kich koncerzy i toporów.Po³owê przyleg³ej œciany zajmowa³o palenisko olbrzymiego komina, nad którym widnia³y rzêdy ³uszcz¹cych siê i oblaz³ych portretów.Œciana na wprost wejœcia zape³niona by³a trofeami ³owieckimi - ³opaty ³osi i rosochate rogi jeleni rzuca³y d³ugie cienie na wyszczerzone ³by dzików, niedŸwiedzi i rysi, na zmierzwione i postrzêpione skrzyd³a wypchanych or³Ã³w i jastrzêbi.Centralne, honorowe miejsce zajmowa³ pobr¹zowia³y, zniszczony, roni¹cy paku³y ³eb skalnego smoka.Geralt podszed³ bli¿ej.- Upolowa³ go mój dziadunio - powiedzia³ potwór, ciskaj¹c w czeluœæ paleniska ogromn¹ k³odê.- To by³ chyba ostatni w okolicy, który da³ siê upolowaæ.Siadaj, goœciu.G³odny jesteœ, jak mniemam?- Nie zaprzeczê, gospodarzu.Potwór usiad³ przy stole, opuœci³ g³owê, splót³ na brzu-52Andrzej Sapkowskichu kosmate ³apy, przez chwilê coœ mamrota³, krêc¹c m³ynka olbrzymimi kciukami, po czym rykn¹³ z cicha, wal¹c ³ap¹ o stó³.Pó³miski i talerze brzêknê³y cynowo i srebrnie, puchary zadzwoni³y kryszta³owo.Zapachnia³o pieczystym, czosnkiem, majerankiem, ga³k¹ muszkato³ow¹.Geralt nie okaza³ zdziwienia.- Tak - zatar³ ³apy potwór.- To lepsze od s³u¿by, nie? Czêstuj siê, goœciu.Tu jest pularda, tu szynka z dzika, tu pasztet z.Nie wiem z czego.Z czegoœ.Tutaj mamy jarz¹bki.Nie, zaraza, to kuropatwy.Pomyli³em zaklêcia.Jedz, jedz.To porz¹dne, prawdziwe jedzenie, nie obawiaj siê.- Nie obawiam siê.- Geralt rozerwa³ pulardê na dwie czêœci.- Zapomnia³em - parskn¹³ potwór - ¿eœ nie z tych strachliwych.Zwaæ ciê, na ten przyk³ad, jak?- Geralt.A ciebie, gospodarzu?- Nivellen.Ale w okolicy mówi¹ na mnie Wyrod albo K³ykacz.I strasz¹ mn¹ dzieci.- Potwór wla³ sobie do gard³a zawartoœæ ogromnego pucharu, po czym zatopi³ paluchy w pasztecie, wyrywaj¹c z misy oko³o po³owy za jednym zamachem.- Strasz¹ dzieci - powtórzy³ Geralt z pe³nymi ustami.- Pewnie bezpodstawnie?- Najzupe³niej.Twoje zdrowie, Geralt!- I twoje, Nivellen.- Jak to wino? Zauwa¿y³eœ, ¿e to z winogron, a nie z jab³ek? Ale jeœli ci nie smakuje, wyczarujê inne.- Dziêkujê, to jest niez³e.Zdolnoœci magiczne masz wrodzone?- Nie.Mam je od czasu, kiedy mi to wyros³o.Morda, znaczy.Sam nie wiem, sk¹d to siê wziê³o, ale dom spe³nia, czego sobie za¿yczê.Nic wielkiego, umiem wyczarowaæ ¿arcie, picie, odzienie, czyst¹ poœciel, gor¹c¹ wodê, myd³o.Byle baba to potrafi i bez czarów.Otwieram i zamykam okna i drzwi.Zapalam ogieñ.Nic wielkiego.- Zawsze coœ.A tê.jak mówisz, mordê, masz od dawna?- Od dwunastu lat.ZIARNO PRAWDY53- Jak to siê sta³o?- A co ciê to obchodzi? Nalej sobie jeszcze.- Z chêci¹.Nic mnie to nie obchodzi, pytam przez ciekawoœæ.- Powód zrozumia³y i do przyjêcia - zaœmia³ siê gromko potwór.- Ale ja go nie przyjmê.Nic ci do tego, i ju¿.¯eby jednak choæ czêœciowo zaspokoiæ twoj¹ ciekawoœæ, poka¿ê ci, jak wygl¹da³em przedtem.Popatrz no tam, na portrety.Pierwszy, licz¹c od kominka, to mój tatunio.Drugi, jedna zaraza wie kto.A trzeci, to ja.Widzisz?Spod kurzu i pajêczyn, z portretu spogl¹da³ wodnistym spojrzeniem nijaki grubasek o nalanej, smutnej i pryszczatej twarzy.Geralt, któremu nieobce by³y sk³onnoœci do schlebiania klientom, rozpowszechnione wœród portrecistów, ze smutkiem pokiwa³ g³ow¹.- Widzisz? - powtórzy³ Nivellen, szczerz¹c k³y.- Widzê.- Kto ty jesteœ?- Nie rozumiem.- Nie rozumiesz? - potwór uniós³ g³owê, œlepia zalœni³y mu jak u kota.- Mój portret, goœciu, wisi poza zasiêgiem œwiat³a œwiec.Ja go widzê, ale ja nie jestem cz³owiekiem.Przynajmniej nie w tej chwili.Cz³owiek, ¿eby obejrzeæ portret, wsta³by, podszed³by bli¿ej, zapewne musia³by tak¿e wzi¹æ œwiecznik.Ty tego nie zrobi³eœ.Wniosek jest prosty.Ale ja pytam bez ogródek: jesteœ cz³owiekiem?Geralt nie spuœci³ wzroku.- Jeœli tak stawiasz sprawê - odpowiedzia³ po chwili milczenia - to niezupe³nie.- Aha.Nie bêdzie chyba nietaktem, je¿eli spytam, kim w takim razie jesteœ?- WiedŸminem.- Aha - powtórzy³ Nivellen po chwili.- Je¿eli dobrze pamiêtam, wiedŸmini w ciekawy sposób zarabiaj¹ na ¿ycie.Zabijaj¹ za op³at¹ ró¿ne potwory.- Dobrze pamiêtasz.Znowu zapad³a cisza.P³omyki œwiec têtni³y, bi³y w górê cienkimi w¹sami ognia, lœni³y w r¿niêtym krysztale pucharów, w kaskadach wosku œciekaj¹cego po lichtarzu.54Andrzej SapkowskiNivellen siedzia³ nieruchomo, poruszaj¹c lekko olbrzymimi uszami.- Za³Ã³¿my - powiedzia³ wreszcie - ¿e zd¹¿ysz wyci¹gn¹æ miecz, nim do ciebie doskoczê.Za³Ã³¿my, ¿e zd¹¿ysz mnie nawet ci¹æ.Przy mojej wadze mnie to nie zatrzyma, zwalê ciê z nóg samym impetem.A potem, to ju¿ zdecyduj¹ zêby.Jak myœlisz, wiedŸminie, kto z nas dwu ma wiêksze szansê, je¿eli dojdzie do przegryzania gardzieli?Geralt, przytrzymuj¹c kciukiem cynowy ko³paczek karafy, nala³ sobie wina, wypi³ ³yk, odchyli³ siê na oparcie krzes³a.Patrzy³ na potwora uœmiechaj¹c siê, a by³ to uœmiech wyj¹tkowo paskudny.- Taaak - rzek³ przeci¹gle Nivellen, d³ubi¹c pazurem w k¹ciku paszczy.- Trzeba przyznaæ, ¿e umiesz odpowiedzieæ na pytanie, nie u¿ywaj¹c wielu s³Ã³w.Ciekawe, jak sobie poradzisz z nastêpnym, które ci zadam.Kto d za mnie zap³aci³?- Nikt.Jestem tu przypadkiem.- Nie ³¿esz aby?- Nie mam we zwyczaju ³gaæ.- A co masz we zwyczaju? Opowiadano mi o wiedŸminach.Zapamiêta³em, ¿e wiedŸmini porywaj¹ maleñkie dzieci, które potem karmi¹ magicznymi zio³ami.Te, które to prze¿yj¹, same zostaj¹ wiedŸminami, czarownikami o nieludzkich zdolnoœciach.Szkoli siê je w zabijaniu, wykorzenia wszelkie ludzkie uczucia i odruchy.Czyni siê z nich potwory, które maj¹ zabijaæ inne potwory.S³ysza³em, jak mówiono, ¿e najwy¿szy czas, by ktoœ zacz¹³ polowaæ na wiedŸminów.Bo potworów jest coraz mniej, a wiedŸminów coraz wiêcej.Zjedz kuropatwê, zanim zupe³nie ostygnie.Nivellen wzi¹³ z pó³miska kuropatwê, ca³¹ w³o¿y³ do paszczy i schrupa³ jak sucharek, trzeszcz¹c mia¿d¿onymi w zêbach kostkami.- Dlaczego nic nie mówisz? - spyta³ niewyraŸnie, prze³ykaj¹c.- Co z tego, co o was mówi¹, jest prawd¹?- Prawie nic.- A co jest k³amstwem?- To, ¿e potworów jest coraz mniej.ZIARNO PRAWDY55- Fakt.Jest ich niema³o - wyszczerzy³ k³y Nivellen.-Jeden w³aœnie siedzi przed tob¹ i zastanawia siê, czy dobrze zrobi³ zapraszaj¹c ciê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]