[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyzna³ siê szczerze i otwarcie Zadorski, i¿ jak palec sierot¹ by³, niewiele o sobie wiedzia³, na ³asce ludzi siê wychowa³.Wzdycha³a ³owczyna, widaæ by³o jednak z mowy jej, ¿e co do szlachectwa ani o nim pow¹tpiewa³a, bo naówczas trudno by³o przypuœciæ nawet, a¿eby nie zaszczycany klejnotem móg³ siê powa¿yæ o szlachciankê.Nierych³o ³owczy, zbywszy siê ekonoma, przyszed³ kwaœny, bo mu ten coœ z³ego przywióz³.Nawet w warcaby ju¿ graæ nie chcia³, do ¿ony siê zbli¿y³ i przed ni¹ swe ¿ale rozwodzi³.Wysz³a i panna Barbara, która umia³a zrêcznie kawalera na bok odprowadziæ.- Mówiliœcie z matk¹? - zapyta³a.- A jak¿e! Kaza³a mi byæ dobrej myœli.Wtem przerwa³a ¿ywo:- A z tym poganinem Wysockim coœ zrobi³? Z oczów mu patrza³o, ¿e przyczepki szukaæ bêdzie, jakby do mnie jakie prawo mia³.A ja, gdybym do siwego w³osa rutkê siaæ mia³a, gdyby on na œwiecie jeden by³, a ja druga, nie wziê³abym go.- Niech¿e panna Barbara bêdzie spokojna - rzek³ œmiej¹c siê Jacek - bo mi s³owo da³, ¿e panny oprymowaæ nie bêdzie.- A to¿ jakim siê cudem sta³o? - zapyta³a panna.- Nic, tylkom go tak mocno prosi³ o to - rzek³ œmiej¹c siê Jacek - i¿ w koñcu mi przyrzek³.- Ano, ¿arty! - zawo³a³a Basia.- Klnê siê na poczciwoœæ moj¹, prawda.- Lecz jak¿e mo¿e byæ, aby ten zawadiaka siê da³ przekonaæ i uprosiæ?- Dosyæ ¿e tak jest, jak mówiê - zamkn¹³ Jacek.Panna popatrza³a nañ d³ugo, potem go obesz³a doko³a.- Nie jesteœ waæpan ranny? - zapyta³a.- Anim by³, ani jestem.- Aleœ siê waæpan bi³ z nim? Mów - rzek³a nakazuj¹co.- Coœ tam na kszta³t tego by³o - odpar³ naciœniêty Zadorski - ale wszystko przesz³o szczêœliwie.Radoœnie zaœwieci³y oczy pannie Barbarze.- Bóg widzi - rzek³a po cichu - poczynam wierzyæ, ¿e to ju¿ przeznaczenie nasze, je¿eli i Wysocki ust¹pi³.To dla mnie znak, i¿ w tym wola Bo¿a jest.Krótko zabawiwszy, pojecha³ Jacek do domu, kilka dni zostawuj¹c ³owczynie, aby mu starego przygotowa³a.Koniuszy go bada³, ale jeszcze mu siê nie zwierzy³, czeka³ a¿ siê sprawa wyklaruje.Wysocki mieszka³ o milê tylko od Wólki, we w³asnej wiosce niewielkiej, ale dosyæ zagospodarowanej.Siostrê za £¹czewskiego wydawszy, sam z matk¹ staruszk¹ siedzia³ we dworku niewielkim, zabawiaj¹c siê jarmarkami i polowaniem.Matka, skarbnikowa, osoba ju¿ w póŸnym wieku, zupe³nie by³a g³ucha i dlatego ma³o siê ludziom pokazywa³a, ca³a bêd¹c nabo¿eñstwu oddana.G³uchota jej s³u¿y³a na dobre, bo o panu Ksawerym nie s³ysza³a, co mówili ludzie.Ksawery, szkó³ nie skoñczywszy, gdy¿ mu do nich wstyd chodziæ by³o, tak zawczasu wyrós³ na ogromnego dr¹gala, po wróci³ do domu i ¿ycie zacz¹³ po swej myœli.Konie i strzelba za wszystko mu sta³y, a za ko³nierz te¿ nie wylewa³.¯yæ lubi³ i zwady nie unika³.Poniewa¿ mu siê z szabl¹ dosyæ szczêœci³o, bo i sam nie obrywa³, i drugich znaczy³, a krew im puszcza³, mia³ siê pan Ksawery za niezwyciê¿onego.St¹d ta myœl szalona, gdy od panny Barbary dosta³ odprawê, do niej nie dopuœciæ nikogo.Zakl¹³ siê, ¿e j¹ musi mieæ.£¹czewski, szwagier jego, cz³ek spokojny, dobry, poniewa¿ ma³¹ mia³ substancj¹, a ¿ona mu niez³y posag wnios³a i skarbnikow¹ mia³ za wielk¹ osobê, a rodzinê jej za wielce dystyngowan¹, wiêc siê wys³ugiwa³ szwagrowi i pos³uszny mu by³.W tym te¿ razie stan¹³ na rozkaz pana Ksawerego, najpewniejszym bêd¹c, ¿e siê spotkanie skoñczy zwyk³ym tryumfem.Sta³o siê inaczej, Wysocki odje¿d¿a³ przyduszony, wœciek³y tak, ¿e mówiæ nie móg³.£¹czewski nie œmia³ siê odzywaæ, wlók³ siê za nim.Ujechali kawa³ dobry, póki Ksawery, przyszed³szy nieco do siebie, nie odwróci³ siê ku £¹czewskiemu.Straszno nañ by³o patrzeæ, tak jeszcze sin¹ mia³ twarz.- Ani mru, mru! - rzek³ rêkê podnosz¹c.- Da³em s³owo, ¿e panny oprymowaæ nie bêdê! Pal j¹ diabli doda³ Wysocki - a ¿e jemu nie darujê, to nie!£¹czewski g³ow¹ potwierdza³ wszystko.- Podszed³ mnie pod³¹ zdrad¹! - krzycza³, d³ugimi rêczyskami wywijaj¹c Wysocki.- Ano, pozna on mnie teraz.Panny oprymowaæ nie bêdê, ale jemu siê we znaki dam, znajdzie on mnie wszêdzie.Nie darujê! Nie darujê, jakem szlachcic, nie przebaczê! Nogami go podepczê, nogami! Sto bizunów, ma³o, gard³o da! Gard³o da!Wykrzykiwa³ tak Wysocki, a¿ chryp³, a sierdzi³ siê, ¿e koñ pod nim id¹cy siê ¿acha³; a co ten siê rzuci³, wali³ batem i na koniu siê naprzód skrupi³o.£¹czewski, choæ mu konia by³o ¿al, nie pisn¹³ s³owa, nie bêd¹cy pewny, ¿eby mu siê te¿ batem nie dosta³o.W takiej by³ pasji pan Ksawery.Gdy siê dobili do domu, trzy dni Wysocki, nie puszczaj¹c szwagra od siebie, radzi³, co mia³ zrobiæ.Mowa by³a o zasadzce i bizunach, o spotkaniu gdzieœ, o nowym wyzwaniu, o ró¿nych pomstach, i ledwie, nieledwie £¹czewski sk³oni³ szwagra do tego, a¿eby da³ sobie czas do namys³u.Przysta³ na to pan Ksawery.Szwagier rad, ¿e siê uwolni³, odjecha³ do domu, a Wysocki, nie mog¹c zapomnieæ swej krzywdy, chodzi³ z ni¹ jak z kamieniem na piersi.Wszystkim w oczy wpada³o, ¿e siê zmieni³; z ludzi nikt do niego przyst¹piæ nie móg³, tak by³ z³y.Nic mu nie smakowa³o.Medytuj¹c nad zemst¹ ci¹gle, trutynuj¹c, jak powiada³, sprawê sw¹, na koniec doszed³ do tego, ¿e spe³na nie wiedzia³ nawet, kto by³ ten zuchwalec, który go pokona³.Skarbnikowa swojego czasu mia³a stosunki.Wysocki z ni¹, jeszcze za m³odszych lat, bywa³ w Kodniu.Przysz³o mu na myœl pojechaæ siê ksiê¿nie submitowaæ i na miejscu szukaæ jêzyka.Myœla³ te¿ a nu¿ mu siê nawinie okazja do nowej zaczepki, a obiecywa³ sobie jej szukaæ.Gor¹czka go taka pali³a, ¿e gdy myœl powzi¹³, natychmiast do kufra poszed³, ¿eby garnitur sobie wybraæ co najlepszy po nieboszczyku ojcu, który na nim le¿a³ jak ula³.Matce na migach pokaza³, ¿e u ksiê¿nej chce byæ, co mu bardzo pochwali³a.Nastêpuj¹cego dnia przypada³a niedziela, wiêc i nabo¿eñstwo przed cudownym obrazem.Sk³ada³o siê jak najlepiej.W koœciele zaraz spostrzeg³ stra¿nika koronnego, którego zna³, i pok³oni³ mu siê.A po mszy œwiêtej z nim razem poszed³ do dworu.Koniuszy, który by³ na mszy, spostrzeg³szy go, szepn¹³ Jackowi na ucho, wychodz¹c z koœcio³a:- Ano go masz! Widzia³eœ? Wysocki przyjecha³.- A mnie on co obchodzi? - odpar³ Jacek.- ¯e on tu nie bez myœli przyjecha³, to bym gard³o da³ - dokoñczy³ stary - ano, da siê to widzieæ.Miej siê na bacznoœci.Wiêcej daleko od Jacka na oku mia³ przyby³ego Wysockiego koniuszy.Postrzeg³, ¿e do stra¿nika przylgn¹³ naprzód, a mia³ te¿ tu innych znajomych, do których nale¿a³ starszy sekretarz ksiê¿nej, D³ugoszewski.Ten Jacka nie znosi³ i nosem nañ krêci³, z dawna siê odgra¿aj¹c, ¿e go wyforuje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]