[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomogli Lollie wstaæ z ³Ã³¿ka i wzi¹wszy j¹ pomiêdzy siebie, zaprowadzili j¹ do ³azienki.Jeszcze nie rozumia³a, jakie s¹ ich zamiary.W ³azience by³o gor¹co, z wype³nionej wod¹wanny unosi³a siê gêsta para.Jak przez mg³ê Lollie ujrza³a swoje cia³o w zaparowanymlustrze.Tam, gdzie podrapa³ j¹ b¹dŸ pogryz³ Val, mia³a ciemnoczerwone œlady.Pomogli jej wejœæ do wanny.Stanê³a w wodzie siêgaj¹cej jej pokolana.Za³o¿y³a rêce napiersi i powiedzia³a:— Ta woda jest za gor¹ca.Nigdy nie k¹piê siê w takiej gor¹cej wodzie.— Woda jest w sam raz — stwierdzi³ stanowczo Umberto.— Nie denerwuj siê.Spokojnieusi¹dŸ w wannie i siê zrelaksuj.Gdy przykucnê³a, Val niespodziewanie popchn¹³ jej g³owê, która momentalnie znalaz³a siêpod wod¹.Woda by³a bardzo gor¹ca, a Lollie, ca³kowicie zaskoczona, momentalnie siê ni¹zach³ysnê³a.Us³ysza³a, jak Val uderza kolanami o zewnêtrzn¹ œciankê wanny.Wypuœci³a ca³epowietrze z p³uc.Otoczy³y j¹ b¹belki, wyp³ywaj¹ce z jej ust.Jakimœ cudem uda³o siê jej wysun¹æ na moment twarz spod wody i wyda³a przera¿aj¹cykrzyk.Val jednak zaraz pchn¹³ j¹ mocniej; tym razem u¿y³ tyle si³y, ¿e nos i usta dziewczynyprzylgnê³y do dna wanny.Wówczas zda³a sobie sprawê, ¿e za chwilê umrze.Tym razem zachowa³a odrobinê powietrza w p³ucach.Przytrzymywa³a je w nich najd³u¿ej,jak tylko potrafi³a, jednak wkrótce p³uca zaczê³y jej ci¹¿yæ, jakby ktoœ na³adowa³ do nicho³owiu.Wówczas wypuœci³a resztê powietrza i po chwili w straszliwych mêczarniachskona³a.Val i Umberto stali nad jej zw³okami jeszcze przez prawie piêæ minut.Nie rozmawiali zesob¹, nawet na siebie nie patrzyli.Gdy byli pewni, ¿e dziewczyna jest martwa, pozostawili jejzw³oki spoczywaj¹ce twarz¹ w dó³ w wodzie, i wrócili do pokoju.— Teraz zabierzemy siê za mikrofony — powiedzia³ Umberto.— Szukaj przewodów poddywanami i mikrofonów pod ³Ã³¿kiem.Ja sprawdzê lustra i wszystkie ozdoby na œcianach.Mo¿e znajdê kamery.Val ciê¿ko westchn¹³.— Wiesz co, szkoda mi tej dziewczyny.Zginê³a przez w³asn¹ g³upotê.A by³a taka œliczna.Idiotka.ROZDZIA£ DWUDZIESTY TRZECIDrewniany zegar w salonie wybija³ godzinê ósm¹.By³ œrodowy wieczór.John zgasi³lampkê stoj¹c¹ na stole, przetar³ oczy i przeci¹gn¹³ siê.Vicki, która haftowa³a, siedz¹c nafotelu w drugim koñcu pokoju, odezwa³a siê:— Koniec na dzisiaj?Zmêczonym wzrokiem popatrzy³ na stertê gazetowych wycinków, le¿¹cych przed nim.— Myœlê, ¿e tak.Chyba stojê przed problemem, którego w ¿aden sposób nie mo¿narozwi¹zaæ.Zdaje siê, ¿e odgadujê jakieœ odpowiedzi, znajdujê powi¹zania, jednak w ¿adnymwypadku nie jestem w stanie znaleŸæ wystarczaj¹co przekonuj¹cych dowodów.Wsta³ i zrobi³ kilka kroków w kierunku Vicki.— Napijê siê piwa — postanowi³.— Te¿ chcesz?— Je¿eli wypijê piwo, natychmiast zacznie mi siê krêciæ w g³owie i ca³y tenskomplikowany haft szlag trafi.Pamiêtasz, jak próbowa³am cerowaæ twoje skarpetki narauszu?John wszed³ do kuchni i otworzy³ lodówkê.— Pamiêtam! — zawo³a³.— Jak¿e móg³bym zapomnieæ? Jeszcze nikt nigdy nie zacerowa³tak wspaniale skarpetek.A to, ¿e by³y przyszyte do porêczy fotela, nie ma najmniejszegoznaczenia.— Wróci³ do pokoju i poca³owa³ Vicki we w³osy.Silnie pachnia³y szamponem im³od¹ skór¹ dziewczyny.— Czy mówi³em ci ju¿ dzisiaj, ¿e ciê kocham? — zapyta³.Unios³a g³owê i poca³owa³a go w usta.— Mówi³eœ — odpar³a cicho.— W³aœnie przed chwil¹.John usiad³ w wielkimwiktoriañskim fotelu na biegunach i przez chwilê siê ko³ysa³.— Czy Mel przyjdzie jutro? — rzuci³ kolejne pytanie.— Myœlê, ¿e tak — odpowiedzia³a Vicki.— Odwiedzi nas, je¿eli nie przestraszy³eœ go naœmieræ swoimi konspiracyjnymi teoriami.— Niby ja mia³em go przestraszyæ? Przecie¿ to wszystko by³o pomys³em Mela.Vicki od³o¿y³a robótkê i popatrzy³a na Johna.— Teraz jednak Mel siê boi.Dziwisz mu siê? Po tym, jak detektyw Morello stanowczooœwiadczy³, ¿e osobiœcie dok³adnie zbada³ wszystkie zwi¹zki pomiêdzy ofiarami i wci¹¿ jestprzekonany, ¿e zabójstwa s¹ dzie³em szaleñca?John wypi³ ³yk piwa i wzruszy³ ramionami.— Ja jednak jestem przekonany, ¿e Mel od pocz¹tku mia³ racjê.Nie potrafiê przyj¹æ dowiadomoœci, ¿e ci wszyscy ludzie zginêli przypadkowo, bez najmniejszego uzasadnionegopowodu.— Byæ mo¿e Mel mia³ racjê.Nie zapominaj jednak, ¿e on ma ¿onê i córeczkê, któr¹bardzo kocha.Nie zapominaj te¿, ¿e Mel otar³ siê o œmieræ; tak samo zreszt¹ jak i my oboje.— Chcesz wiêc siê z tego wycofaæ?— Jasne, ¿e chcê siê wycofaæ.Nie zrobiê jednak tego tak d³ugo, jak d³ugo ty bêdziesz siêprzy tym upiera³.John przez chwilê zastanawia³ siê nad czymœ, po czym przemówi³:— Musi byæ jakiœ powód tych wszystkich zabójstw.Musi istnieæ coœ, co ³¹czy ofiary i jestw stanie wyjaœniæ powody ich œmierci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]