[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.wylot tunelu namalowany na zboczu góry.Wydawa³o siê, ¿e stoimy w wejœciu do nieskoñczonego labiryntu.Doktor Mayuzumi wyj¹³ latarkê i oœwietli³ wnêtrze jaskini.Zobaczy³am trzy pos¹gi.Molly Danzig sta³a z wyci¹gniêtymi ramionami.To by³a ona - lecz jakby piêkniejsza po œmierci, bardziej doskona³a.statua Ateny mia³a twarz Esmeraldy O'Neil.Spogl¹da³a groŸnym wzrokiem, wcielenie gniewu.Dok³adnie tak, jak sobie wyobra¿a³am.Trzecia bogini jeszcze nie mia³a twarzy.ani ch³opiêcy Parys, który mia³ wybraæ jedn¹ z nich.Ja te¿ mog³am byæ piêkna, pomyœla³am.Zimna i piêkna.To kusi³o.Powiedzia³am sobie: nienawidzê zimna.Nienawidzê swojego dzieciñstwa.W³aœnie dlatego wyjecha³am do Kalifornii.Doktor Mayuzmi powiedzia³:- Popatrz na ich oczy.jakby jeszcze ¿y³y.tylko popatrz.Oczy Molly: b³êkitny b³ysk w ciemnoœci.Patrzy³y prosto na mnie.Esmeralda wpatrywa³a siê w otwór wejœciowy.RzeŸba Ateny trzyma³a w³Ã³czniê i tarczê z g³ow¹ gorgony.Bo¿e, jak¿e by³y piêkne.Ale ja zna³am mroczny sekret ich realistycznoœci.- Jak d³ugo zimno konserwuje ludzkie organy, na przyk³ad oczy? - zapyta³am.- Czy to œnie¿ne piêkno nie kryje w sobie œmierci? Czy pod spodem nie ma ludzkich koœci.- Chcesz zniszczyæ to arcydzie³o?Za póŸno.Zanim zd¹¿y³ mnie powstrzymaæ, wbi³am palce w twarz Molly.Chcia³am wyrwaæ z czaszki galaretowate ga³ki oczne, cisn¹æ je w twarz Mayuzumiego.Twarz siê zapad³a.Trzyma³am w garœciach tylko œnieg, który kruszy³ siê, pêka³, topnia³ od ciep³a moich d³oni.A potem, kiedy stopnia³, w rêkach zosta³y mi dwie kulki z plastyku i szk³a.Spojrza³am na doktora Mayuzumiego.Jego oburzenie przesz³o w szyderczy œmiech.Z³oœæ wybuch³a we mnie z ca³¹ si³¹.Zaatakowa³am piêœciami pos¹gi moich dwóch przyjació³ek.Œnieg przemoczy³ mi ubranie.Pos¹gi siê rozpad³y.W œrodku nie by³o ¿adnych koœci, ¿adnych œliskich organów.Tylko œnieg.£zy nap³ynê³y mi do oczu i roztopi³y œnieg, który oblepia³ mi policzki.- Filisterska gaijin z g³upimi teoriami - oœwiadczy³ Mayuzumi.Bi³am piêœciami w pusty œnieg, zanurza³am ramiona po ³okcie.Szlocha³am.Nie zrozumia³am niczego.Szklane kulki wysunê³y siê z moich palców i potoczy³y siê po skrawku lodu.Poczu³am na ramieniu d³oñ doktora Mayuzumiego.Odci¹gn¹³ mnie od topniej¹cej brei.By³o w nim tyle smutku.- A ja myœla³em, ¿e nas zrozumia³aœ.Trzyma³ mnie mocno i nie puszcza³.Jego rêce nie nios³y pociechy.Paznokcie wbi³y siê w moje cia³o.jak szpony.- Myœla³em, ¿e nas rozumiesz! - zacharcza³.Jego zêby b³yszcza³y w blasku ksiê¿yca.lœni³y od wilgoci.oczy zwêzi³y siê w szparki.oddech pachnia³ miodem i tytoniem."Myœla³em, ¿e nas rozumiesz".o co mu chodzi³o?I nagle zrozumia³am.Kiedy przywita³ mnie w k¹pieli, kiedy wymamrota³am "Przepraszam" do drgaj¹cego homara, on powiedzia³: "Jak dobrze pani nas rozumie".Wczeœniej kompletnie to przeoczy³am.- Ty te¿ jesteœ Ainu, taki, który mo¿e uchodziæ za Yamato - powiedzia³am.- Upodobni³eœ siê do Japoñczyków.zdoby³eœ pozycjê i w³adzê, kryj¹c siê przed sob¹ samym.i to ciê doprowadzi³o do szaleñstwa!- Przepraszam.och, przepraszam - zamrucza³ prawie nieludzkim g³osem.Ci¹gle mnie trzyma³.W ciemnoœci nie widzia³am jego twarzy.- Za co przepraszasz? - zapyta³am cicho.- Potrzebujê twojej duszy.Wtedy zrozumia³am, ¿e zamierza³ mnie zabiæ.Promieñ latarki oœwietli³ go na chwilê.Jego twarz zapada³a siê do wewn¹trz.Ciemne w³osy przebija³y siê przez skórê.Czulam, jak twarda szczecina wyrasta na jego d³oniach i kaleczy mnie.Krwawi³am.Walczy³am.Jego nos przekszta³ca³ siê w pysk.- Ludzie-niedŸwiedzie! - wyszepta³am.Nie móg³ mówiæ.Tylko zwierzêce warczenie wyrwa³o mu siê z gard³a.Zmieni³ siê w mojego ojca.Dopad³ mnie koszmar, który œciga³ mnie, odk¹d by³am winchinchala.Kopnê³am i krzyknê³am.On rykn¹³.Kiedy jego cia³o przybiera³o nowy kszta³t, wyrwa³am siê z uchwytu.Jaskinia zatrzês³a siê i zahucza³a.Œnieg zawali³ wejœcie.S³ysza³am, jak wiêcej œniegu sypie siê lawin¹.Jaskinia skurczy³a siê jak macica i uwiêzi³a nas we wnêtrzu.Zawodzenie wiatru ucich³o.Promieñ latarki przeœlizn¹³ siê po œniegu.Skoczy³am za ni¹.Wymachiwa³am ni¹ jak œwietlnym mieczem.Stanowi³a jedyne Ÿród³o œwiat³a.Zobaczy³am oczy.zêby.Poczu³am cuchn¹cy oddech miêso¿ercy.Dusi³am siê od smrodu.- Czym ty jesteœ? - wrzasnê³am.Zarycza³, a¿ œciany zadr¿a³y, a ja zrozumia³am, ¿e zatraci³ ju¿ zdolnoœæ ludzkiej mowy.Zbli¿a³ siê do mnie ociê¿a³ym krokiem.Nie mia³am dok¹d uciekaæ.Tylko do ty³u.wycofaæ siê w tê optyczn¹ iluzjê, która udawa³a jaskinie w jaskiniach, œwiaty wewn¹trz œwiatów.Cofnê³am siê pod œcianê.Œciana pulsowa³a.Wydawa³a siê ¿ywa.Sam œnieg ¿y³, oddycha³.Œciana zmieni³a siê w delikatn¹ mgie³kê, jak lustro Alicji.S³ysza³am szalej¹c¹ burzê, ale jakby z niezmierzonej odleg³oœci.Sta³am na krawêdzi lodowej pochy³oœci, która prowadzi³a w ciemnoœæ.NiedŸwiedzi stwór, który przedtem by³ doktorem Mayuzumim, opad³ na cztery ³apy.Zaatakowa³.Potknê³am siê o coœ.o plastykow¹ torbê.zawartoœæ wypad³a przed moj¹ twarz¹.W blasku latarki zobaczy³am, ¿e to by³a g³owa Esmeraldy.Przeciêta tchawica nurza³a siê w œniegu.Nie by³o oczu.Wgryz³am siê w ludzkie w³osy.Rzyga³am.W gardle czu³am krew.NiedŸwiedzi stwór stan¹³ dêba
[ Pobierz całość w formacie PDF ]