[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Gdzie byliśmy dowiedziałemsię później - przy wychodzeniu.Informację zaś o tym, jak się tam znaleźliśmyposkładałem sobie z rozmów i różnych luźnych uwag.Pierwotnie zaprojektowano tenbudynek jako magazyn.Znajdował się on przy Rue des Egouts, niedaleko zatoki.Jego właściciel zaopatrywał entuzjastów różnego rodzaju sportowych walk.Uważanogo za posiadacza największego zbioru używanych w tym celu stworzeń w całymDepartamencie.Ojciec Phaedrii dowiedział się, że niedawno odstawił on częśćswych najcenniejszych zbiorów na statek.Idąc do niego w interesach wziął zesobą Phaedrię.Ogólnie było wiadomo, że zakład otwierano nie wcześniej niż poostatnim Aniele Pańskim.Poszliśmy więc tam tuż po drugim, następnego dnia powizycie Phaedrii.Do środka dostaliśmy się przez okienko w dachu. Trudnomi opisać to, co ujrzeliśmy na następnym, to jest pierwszym piętrze budynku.Niewolników do walki widziałem wiele razy na targu, kiedy razem z Davidem i Mr.Milionem chodziłem do biblioteki.Nie było ich jednak nigdy więcej niż dwóch lubtrzech i zawsze byli zakuci w ciężkie kajdany.Tutaj leżeli i siedzieli, gdziesię tylko dało.Przez chwilę zastanawiałem się dlaczego nie porozszarpywalijeden drugiego i jeszcze naszej trójki na dokładkę.Potem zauważyłem, że byliuwiązani na krótkich łańcuchach, przytwierdzonych od podłogi.Dookoła każdego znich tworzyło się koło zadrapań i drzazg w deskach, po których łatwo można byłopoznać jak daleko mogą sięgnąć.Ich skromne meble - słomiane sienniki, parękrzeseł i ławek były albo tak lekkie, że jeśli nimi rzucili nie mogły nikomuwyrządzić krzywdy, albo też bardzo solidne i przygwożdżone do podłogi.Myślałem,że będą na nas krzyczeli i grozili nam, jak to robili w czasie walki.Oni chybajednak rozumieli, że póki są na łańcuchach, nic nam nie zrobią.Kiedyschodziliśmy po schodach, wszyscy odwrócili głowy w naszą stronę.Gdy jednakzobaczyli, że nie mamy dla nich jedzenia, okazali mniejsze nami zainteresowanieniż psy piętro wyżej. - Prawda, że oni nie są już ludźmi? - powiedziałaPhaedria.Szła teraz wyprostowane jak żołnierz w czasie parady.Z zaciekawieniemprzyglądała się niewolnikom.Patrząc na nią pomyślałem, że w rzeczywistości jestwyższa i smuklejsza niż w moich myślach.Była nie tylko ładna, ale piękna.-Właściwie są zwierzętami - odezwała się ponownie.Uczyłem się o nich, więcwiedziałem więcej niż ona.Wyjaśniłem jej, że jako niemowlęta byli ludźmi czasemnawet jako dzieci, a nawet później.Różnice między nimi, a normalnymi ludźmiwynikały z zabieg chirurgicznych (częściowo przeprowadzanych na mózgu)i zmianachw systemie gruczołów dokrewnych, wywołanych przy pomocy środków chemicznych.Oczywiście różnili się też wyglądem, ze względu na liczne blizny. - Twójojciec robi coś takiego z małymi dziewczynkami dla waszego domu? - Tylkoczasami - odpowiedział David.- Zabiera to mnóstwo czasu, a klienci przeważniewolą normalne dziewczyny, nawet jeśli lubią trochę dziwaczne. -Chciałabym je zobaczyć.To znaczy te, z którymi to robił. Ja w dalszymciągu myślałem o otaczających nas niewolnikach do walki i powiedziałem: - Nie wiedziałaś o nich? Myślałem, że tu już byłaś.O psach wiedziałaś. - O tak, już ich przedtem widziałam, ich właściciel opowiadał o nich.Chyba po prostu głośno myślałam.Byłoby straszne, gdyby byli jeszcze ludźmi. Pomyślałem, że ciekawe czy potrafią zrozumieć co mówi.Cały czas wodziliza nami wzrokiem. Na parterze było zupełnie inaczej niż na wyższychpiętrach.Ściany były wyłożone boazerią z panneaux.Wisiały w nich wizerunkipsów, kogutów, niewolników i różnych dziwnych zwierząt.Okna wychodziły na ulicęEgouts i na zatokę.Były wąskie i tak wysoko, że wpuszczały tylko niewielkiesmugi słonecznego światła.Wydobywały one z mroku tylko jedno oparcieluksusowego fotela, obitego czerwoną skórą, nie większy od książki kwadracikbrązowego dywanu i na pełną karafkę.Po zrobieniu pierwszych trzech krokówmyślałem, że nas odkryto.W naszą stronę kroczył wysoki młodzieniec o wąskichramionach.Kiedy stanąłem, on też się zatrzymał ze zdumieniem.Na jego twarzymalował się niepokój.Było to moje własne odbicie w lustrze miedzi oknami.Poczułem chwilowe zmieszanie, które przychodzi, kiedy ktoś obcy, kogo się wcalenie wyróżnia wśród innych, odwraca się albo porusza głową i okazuje się, że jestto świetny kumpel, na którego po raz pierwszy spojrzeliśmy z zewnątrz.Tymponurym chłopcem o ostrej brodzie, którego widziałem, zanim sam się w nimrozpoznałem, byłem ja, taki jakim widzieli mnie Phaedria, Dawid, Mr.Milion imoja ciotka. - To tutaj rozmawia z klientami - powiedziała Phaedria.-Jeśli chce coś sprzedać, każe swoim pomocnikom przynosić towar po jednej sztuce,żeby nie mieli porównania.Jednak nawet tutaj słychać szczekanie psów.Tatę imnie wziął na górę i pokazał wszystko. - Czy pokazał wam, gdzie trzymaforsę? - spytał Dawid. - Tam z tyłu.Widzisz ten gobelin? Tak naprawdęjest to zasłona.Kiedy rozmawiał z tatą przyszedł jakiś facet, żeby mu oddaćpieniądze.Potem zaniósł je za tę zasłonę. Drzwi za gobelinem prowadziłydo małego biura, a w przeciwległej do nich ścianie były jeszcze jedne drzwi.Niewidać tam było żadnego sejfu ani kasetki.Dawid wyważył zamek w biurku łomem,który wyjął, ze swojej torby.Ale było tam tylko pełno papierzysk.Miałemwłaśnie zamiar otworzyć drugie drzwi, gdy usłyszałem z następnego pokoju coś wrodzaju drapania lub szurania. Co najmniej przez minutę nikt z nas sięnie ruszał.Ja stanąłem jak wryty z teką na zasuwce.Za mną, po lewej stronie,Phaedria szukała właśnie pod dywanem schowka w podłodze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]