[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chociażhermafrodytyczni, w odróżnieniu od Ampliturów byli jajorodni.Jak wszystkieistoty rozmnażające się bez potrzeby odbywania stosunków seksualnych, świetnieobywali się na co dzień bez towarzystwa innych istot swojego gatunku. Wielka szkoda, że było ich tak mało.Jak nikt inny posiadali podzielną uwagę,co czyniło ich szczególnie przydatnymi w bitwie, gdy trzeba było częstozajmować się kilkoma sprawami na raz. Wojna była dla nich zjawiskiem egzotycznym, jednak szybko pojęli, jak wielkiezagrożenie stanowią Ampliturowie, i przyłączyli się do Gromady tylko w tymjednym celu: aby pomóc ich pokonać.Jako długowieczni, rozmnażali się rzadko.Niektóre ludy uważały, że Turlogowie po prostu przynoszą szczęście i niczymamulety chronią od wszelkiego zła.Tak czy inaczej, zawsze chętnie brano ichna pokład. - A gdzie dokładnie mamy lecieć? - Pokażę ci. Gwiezdne pola zawirowały, ukazując całkowicie nieznaną okolicę Galaktyki.Brunpoprowadził Kaldaqa dalej, aż stanęli pod ścianą sali.Nagle S'van zastukał wczarną wykładzinę. - Tam polecicie. - Nie rozumiem. - Tam.Poza brzeg mapy. - Ale tam nic nie ma.Zupełnie nie zbadana okolica. - Właśnie.Chociaż w tym przypadku mówisz chyba o łazience.Jest dokładnie zatą ścianą. Kaldaq nie podchwycił żartu i Brun spoważniał. - Wyruszacie na polowanie.Ale nie musicie szukać Ampliturów ani Krygolitówczy innych takich.Waszym zadaniem będzie pozyskanie nowych sojuszników dlaGromady. Kaldaq wiedział, jak rzadko decydowano się obecnie odrywać jakiś statek odzadań bojowych.A żeby wysyłać go jeszcze na poszukiwanie nowych,potencjalnych członków Gromady. Splot zwykle powiększał się dzięki przypadkowym spotkaniom z istotami, któreosiągnęły zaawansowany poziom techniki kosmicznej.Wspólnota Ampliturówrozrastała się zresztą w identyczny sposób. Specjalnie przedsiębrane ekspedycje trafiały zwykle na jakieś życie, alerzadko były to istoty inteligentne.A i te były przeważnie mało przydatne,jako stojące na niskim szczeblu rozwoju.Przez setki lat od czasu rozpoczęciawojny odkryto tylko dwie mogące wesprzeć jakoś Gromadę cywilizacje. Innymi słowy, szkoda było czasu na podobne podróże. Kaldaq nie do tego był wyedukowany.Czuł się rozczarowany.Nie takie miało byćjego przeznaczenie. Próbował ukryć swoje odczucia, ale drgania górnej wargi i tak go zdradzały.Szczęściem było dość ciemno, by S'van niczego nie zauważył. - Nie ma powodów do rozżalenia - powiedział jednak.- To bardzo istotna misja. - Może i tak, ale to robota dla O'o'yanów, Hivistahmów czy nawet Leparów.Nodobrze, Leparów może nie.Ale po co Massudzi? - Wyprawa w nieznane okolice musi być gotowa na wszelkie niespodzianki.Nieznamy granic wpływów Ampliturów.Może się okazać, że już tam są.Trzeba braćto pod uwagę. - No dobrze, ale czemu ja? Brun nie odpowiedział.Sztorcowanie Massuda za niesubordynację nie miało sensu. - Oczekiwałeś na powierzenie ci dowództwa jednostki pierwszoliniowej.Możenawet desantowej. - Przede wszystkim mam wypełniać obowiązki - odparł ostrożnie Kaldaq. Komendant westchnął. - Znam nieco Massudów i wasz system koligacji rodzinnych.I wiem, jakienakłada to na ciebie zobowiązania.Uwierz mi, ta misja to najlepszy sposób,aby je wypełnić.Zostałeś wybrany ze względu na specyficzne cechy charakteru.Nie tracisz głowy w krytycznej sytuacji.Oczywiście, jakiś doświadczony S'vanlub Hwistahm byłby zapewne równie dobrym kapitanem, ale uważam, że mianowaniena to stanowisko Massuda zwiększa szansę powodzenia przedsięwzięcia. Kaldaq zawahał się. - Zatem spodziewasz się kłopotów? - Nie wiemy, czego należy się spodziewać.Nikt nie ma pojęcia, na co traficie.Ale ktoś musi rozejrzeć się tam pierwszy. - Środki łączności? - Wszystko, co można zainstalować na pokładzie, ale nikt nie wysyłał jeszczekomunikatów na tak wielką odległość.Pulsary, czarne dziury.Mogązniekształcać transmisję.Galaktyka, mój młody Massudzie, jest wielka.Obszarzamieszkany przez członków Wspólnoty i narody Splotu to tylko jej maływycinek.Gdybyśmy wiedzieli, co jest poza nim, wtedy nie musielibyśmy cięwysyłać. Mimo nadal odczuwanego niezadowolenia, Kaldaq jednak się uspokoił.Niczegolepszego i tak nie mógł oczekiwać.Lądowanie i dowodzenie na wrogim świecie?Owszem, brał już udział w kilku bitwach, ale wtedy nie dowodził, a to istotnaróżnica. Cóż dziwnego może być w tym, że dowództwo postanowiło sprawdzić świeżoawansowanego kapitana, wysyłając go z misją niebojową, niemniej i takniebezpieczną.Przyda mu się takie doświadczenie.S'van miał rację.Niestety,cholera, ale S'vanowie zawsze mieli rację. Teraz dawali mu doskonały statek z dobraną załogą specjalistów.Nikt niebędzie musiał wykonywać roboty, do której nie jest powołany.Turlogowie zajmąsię planowaniem trasy, Czirinaldo obsługą systemów uzbrojenia.Nie pracowałjeszcze z tymi istotami, ale jeśli ktoś chce zostać prawdziwym dowódcą, musisię tego nauczyć.Jak rozkazywać jednym, jak drugim.To się właśnie nazywadoświadczenie. Kaldaq odmeldował się.Przyjął nowe rozkazy, ale w głębi duszy wciąż czuł siępokrzywdzony.Strona główna Indeks
[ Pobierz całość w formacie PDF ]