[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jaskier,Zoltan i Percival nabrali rumieńców, głosy zmieniły imsię jeszcze bardziej - w przypadku poety i gnoma możnabyło już w zasadzie mówić o lekkim bełkocie.Zgłodniawszy,towarzystwo żuło zimną koninę i pogryzało znalezionew chacie korzonki chrzanu, roniąc łzy, bo chrzan byłrównie krzepki jak bimber.Ale dodawał ognia dyskusji. Regis nagle dał wyraz zdziwieniu, gdy okazało się, żefinalnym celem wędrówki nie jest enklawa masywu Mahakam,odwieczna i bezpieczna krasnoludzka siedziba.Zoltan, który zrobił się jeszcze gadatliwszy od Jaskra,oświadczył, że do Mahakamu nie wróci pod żadnym pozorem,i dał upust swej niechęci wobec panujących tam porządków,zwłaszcza zaś wobec polityki i absolutnej władzystarosty Mahakamu i wszystkich krasnoludzkich klanów, Brouvera Hooga. - Stary grzyb! - wrzasnął i napluł w paleniskopiecyka.- Spojrzysz i nie wiesz, żywy czy wypchany.Prawiesię nie rusza, i dobrze, jako że pierdzi przy każdymporuszeniu.Nie sposób zrozumieć, co gada, bo mu się brodaz wąsami skleiła zeschłym barszczem.Ale rządzi wszystkimi wszystkimi, wszyscy muszą tańczyć, jak zagra. - Trudno jednak twierdzić, by polityka starosty Hoogabyła zła - wtrącił Regis.- To dzięki jego zdecydowanymakcjom krasnoludy odłączyły się od elfów i nie walczą jużwspólnie ze Scoia'tael.A dzięki temu ustały pogromy,dzięki temu nie doszło do karnej ekspedycji na Mahakam.Spolegliwść w kontaktach z ludźmi przynosi owoce. - Gówno prawda - Zoltan wychylił menzurkę.- Wsprawie Wiewiórek staremu piernikowi nie szło o żadnąspolegliwość, lecz o to, że zbyt wielu młodzików rzucałorobotę w kopalniach i kuźniach, przyłączało się do elfów,by w komandach zażyć swobody i męskiej przygody.Gdyzjawisko urosło do rozmiarów problemu, Brouver Hoogwziął gówniarzy w twarde karby.Gdzieś miał zabijanychprzez Wiewiórki ludzi i bimbał na represje, spadające ztego tytułu na krasnoludów, w tym i na wasze osławionepogromy.Te ostatnie guzik go obchodziły i guzik obchodzą,bo krasnoludów osiadłych w miastach uważa za odszczepieńców.Co się zaś tyczy zagrożenia w postaci karnychekspedycji na Mahakam, to nie rozśmieszajcie mnie,mili moi.Nijakiego zagrożenia nie ma i nie było, bo żadenz królów nie ośmieliłby się ruszyć Mahakamu nawetpalcem.Więcej wam powiem: nawet Nilfgaardczycy, gdybyudało im się opanować otaczające masyw doliny, Mahakamuruszyć się nie ośmielą.Wiecie, dlaczego? Powiemwam: Mahakam to stal.I nie byle jaka.Tam jest węgiel,tam są magnetytowe rudy, nieprzebrany pokład.Wszędzieindziej aby sama darniówka. - I technika jest w Mahakamie - wtrącił PercivalSchuttenbach.- Hutnictwo i metalurgia! Wielkie piece,nie jakieś tam zasrane dymarki.Młoty wodne i parowe. - Masz, Percival, golnij sobie - Zoltan podał gnomowinapełnione znowu naczynie - bo zanudzisz nas tą twojątechniką.Wszyscy wiedzą o technice.Ale nie wszyscywiedzą, że Mahakam eksportuje stal.Do Królestw, alei do Nilfgaardu też.A jeśli nas kto palcem tknie, zniszczymywarsztaty i zalejemy kopalnie.A wówczas bijciesię, ludzie, ale na dębowe pały, krzemienie i ośle szczęki. - Niby taki zawzięty jesteś na Brouvera Hooga iporządki w Mahakamie - zauważył Wiedźmin - a naglezacząłeś mówić "my". - A i owszem - potwierdził zapalczywie krasnolud.-Jest coś takiego jak solidarność, nie? Przyznam, że trochęteż i duma mnie rozpiera, żeśmy mądrzejsi od pyszałkówelfów.Nie zaprzeczycie chyba? Elfy przez parę setek latudawały, że was, ludzi, wcale nie ma.W niebo patrzały,kwiatki wąchały, a na widok człowieka odwracały wypacykowaneoczka.A gdy się okazało, że to nic nie daje, nagleocknęły się i złapały za broń.Postanowiły zabijaći dać się pozabijać.A my, krasnoludy? Myśmy się przystosowali- Nie, nie daliśmy się wam podporządkować, niechsię wam to nie marzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]