[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kominek urzÄ…dzono pewnie w naturalnym zagÅ‚Ä™bieniu skaÅ‚y.Wielkie, okute drzwi zamykaÅ‚y przejÅ›cie z drugiej strony.Solidny klucz tkwiÅ‚ w zamku, częściowo przekrÄ™cony.      WszedÅ‚em, wziÄ…Å‚em ze stoÅ‚u Å›wiecÄ™ i podszedÅ‚em do kominka, by jÄ… zapalić.Gdy klÄ™czaÅ‚em, szukajÄ…c pÅ‚omienia wÅ›ród żarzÄ…cych siÄ™ gÅ‚owni, usÅ‚yszaÅ‚em delikatne stÄ…pniÄ™cie od strony drzwi.      ObejrzaÅ‚em siÄ™ i zobaczyÅ‚em go, tuż za progiem.Mniej wiÄ™cej metr pięćdziesiÄ…t wzrostu.Garbaty.WÅ‚osy i broda jeszcze dÅ‚uższe, niż zapamiÄ™taÅ‚em.Dworkin miaÅ‚ na sobie nocnÄ… koszulÄ™, która siÄ™gaÅ‚a mu do kostek.TrzymaÅ‚ w dÅ‚oni lampkÄ™ oliwnÄ…, a ciemne oczy spoglÄ…daÅ‚y przenikliwie zza kopcÄ…cego pÅ‚omyka.      - Oberonie - powitaÅ‚ mnie.- Czy już pora?      - Pora na co? - spytaÅ‚em ostrożnie.      ZachichotaÅ‚.      - Na cóżby? Pora, by zniszczyć Å›wiat, oczywiÅ›cie!Strona główna Indeks
[ Pobierz całość w formacie PDF ]