[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Wystarczy! - krzyknęła Yee-xing obserwując jego twarz.- Ani milimetra bliżej, dość! Nie odpowiedział.Jego umysł wypełnił się najprostszymi zapowiedziami wrażeń - pomieszanym mamrotaniem wrażeń.Były tam sny i marzenia, czyjaś rozpaczliwa walka o oddech; był czyjś śmiech, i ktoś, a w zasadzie coś, co wydawało się trzema parami ktosiów, uprawiający seks.Odwrócił się, żeby uśmiechnąć się do Janie, zaczął mówić. I wtedy, nagle, pojawiło się tam coś jeszcze. Walthers zamarł.Na podstawie opisu Yee-xing oczekiwał jakiegoś wrażenia towarzystwa.Obecności innych ludzi.Ich radości, pragnienia i przyjemności - ale "oni" byli zawsze ludźmi. Ta nowa rzecz natomiast nie. Walthers szarpnął się nerwowo.Jego głowa dotknęła siatki.Wszystkie wrażenia stały się tysiąc razy silniejsze, jakby obiektyw ustawił właściwą ostrość i poczuł nową, odległą obecność - czy może obecności? - w odmienny i bezpośredni sposób.Było to odległe, oślizgłe, zimne uczucie i nie emanowało z żadnej istoty ludzkiej.Jeśli źródła miały depresję czy fantazje, Walthers nie potrafił ich pojąć.Czuł tylko, że tam były.Nie reagowały.Nie zmieniały się. Gdyby można było dostać się do umysłu trupa, pomyślał w panice i z obrzydzeniem, to właśnie mogłoby być takie uczucie. A wszystko to stało się w jednej chwili, a potem poczuł, jak Yee-xing szarpie go za ramię i krzyczy mu do ucha. - Szlag by cię trafił, Walthers! Poczułam to! Kapitan i wszyscy inni na tym pieprzonym statku pewnie też! Teraz mamy kłopot! W chwili, gdy jego głowa uwolniła się ze srebrzystej siateczki, uczucie znikło.Lśniące ściany i zacienione maszyny były znów realne, ze wściekłą twarzą Janie Yee-xing na ich tle.Kłopot? Walthers spostrzegł, że się śmieje.Po tym zimnym, powolnym piekle, jakiego właśnie doświadczył, nic, co ludzkie, nie wydaje się kłopotem.Nawet gdy wpadli żołnierze czterech mocarstw, z bronią gotową do strzału, krzycząc do nich w czterech językach, Walthers prawie radośnie ich przywitał. Bo byli ludźmi i żyli. Pytanie, które drążyło mu umysł, było takie, jakie każdy na jego miejscu by sobie zadał: czy przypadkiem nie dostroił się do tajemniczych, ukrytych Heechów? Jeśli tak, powiedział sobie, niech Bóg ma w opiece całą ludzką rasę.Strona główna Indeks
[ Pobierz całość w formacie PDF ]