[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Incesty.Krzyżowanie ras, krew zapomnianychprzodków odzywająca się w późnych pokoleniach.Konkludując: sto lat temu mieliście gen w zasięguręki, w rękach nawet.I wymknął wam się.Błąd, Enid,błąd, błąd! Za dużo żywiołowości, za dużo przypadków.Zamało kontroli, za mało ingerencji w przypadkowość. - Nie mieliśmy - zacisnęła wargi Enid an Gleazmado czynienia z królikami, które można zamykać do klatek,dobierając w parki. Fringilla, idąc śladem wzroku Triss Merigold, dostrzegła,jak dłonie Yennefer zacisnęły się nagle na rzeźbionych poręczach krzesła. Oto, co łączy w tej chwili Yennefer i Franceskę, myślałagorączkowo Triss, wciąż unikając wzroku przyjacióki.Wyrachowanie.Bo wszakże nie obyło się bez kojarzeniaw parki i hodowli.Tak, ich plany względem Ciri i królewicza zKoviru, choć z pozoru nieprawdopodobne, są przecieżcałkiem realne.One już to robiły.Sadzały na tronach akogo chciały, tworzyły związki i dynastie, jakich zapragnęły,jakie były dla nich wygodne.W ruch szły uroki,afrodyzjaki, eliksiry.Królowe i królewny zawierały nagledziwaczne, często morganatyczne małżeństwa, częstowbrew wszystkim planom, zamiarom i umowom.A później tym,które chciały rodzić, a nie powinny, podawanotajemnie środki zapobiegające ciąży.Te, które rodzić niechciały, a trzeba było, by rodziły, zamiast obiecanychśrodków otrzymywały placebo, wodę z lukrecją.Stąd tewszystkie nieprawdopodobne koligacje.Calanthe, Pavetta.I Ciri.Yennefer była w to zaangażowana.A teraz żałuje.I ma słuszność.Do licha, jeśli Geralt się o tym dowie. Sfinksy, myślała Fringilla Vigo.Sfinksy, rzeźbione naporęczach foteli.Tak, to powinno zostać znakiem i godłemloży.Wiedza, tajemnica, milczenie.One są sfinksami.Onebez trudu osiągną to, czego chcą.To dla nich fraszka,pożenić Kovir z tą ich Ciri.Mają moc.Mają wiedzę.I mająśrodki.Brylantowa kolia na szyi Sabriny Glevissig wartajest chyba bez mała tyle, ile cały bilans płatniczy lesistegoi skalistego Kaedwen.Bez trudu osiągnęłyby to, coplanują.Ale jest jeden szkopuł. Aha, pomyślała Trias Merigold, nareszcie zaczynamówić się o tym, od czego należało zacząć.Od trzeźwiącegoi chłodzącego zapał faktu, że Ciri jest w Nilfgaardzie, wewładzy Emhyra.Bardzo daleko od czynionych tu planów. - Nie ulega kwestii - mówiła Filippa - że Emhyrpolował na Cirillę od dawna.Wszyscy sądzili, że chodziłoo polityczny mariaż z Cintrą i zawładnięcie lennem,będącym prawnym dziedzictwem dziewczyny.Nie możnajednak wykluczyć, że tu chodzi nie o politykę, ale o genStarszej Krwi, który Emhyr chce wprowadzić do cesarskiejlinii.Jeśli Emhyr wie to, co my, może chcieć, byproroctwo ziściło się w jego rodzie, a przyszła KrólowaŚwiata urodziła się w Nilfgaardzie. - Poprawka - wtrąciła Sabrina Glevissig.- To nieEmhyr tego chce, lecz nilfgaardzcy czarodzieje.Tylko onimogli wytropić gen i uświadomić Emhyrowi jego znaczenie.Obecne tu nilfgaardzkie panie zechcą zapewne to potwierdzići wyjaśnić swą rolę w intrydze. - Dziwi mnie - nie wytrzymała Fringilla - tendencjapań do tropienia nici intryg w dalekim Nilfgaardzie, podczasgdy przesłanki każą szukać spiskowców i zdrajcówznacznie bliżej was samych. - Uwaga równie bezpośrednia, co celna - Sheala deTancaryille ostrym spojrzeniem uciszyła gotowiącą się doriposty Sabrinę.- Informacja o Starszej Krwi przeciekłado Nilfgaardu od nas, wszystkie przesłanki na to wskazują.Czyżby zapomniały panie o Vilgefortzu? - Ja nie - w czarnych oczach Sabriny zapłonął nasekundę ogień nienawiści.- Ja nie zapomniałam! - Przyjdzie na niego czas - złowrogo błysnęła zębamiKeira Metz.- Ale na razie nie o niego chodzi, lecz o to,że Ciri, tę tak ważną dla nas Starszą Krew, ma ręku Emhyr varEmreis, cesarz Nilfgaardu. - Cesarz - oświadczyła spokojnie Assire, rzucającokiem na Fringillę - niczego nie ma ręku.Przetrzymywanaw Dam Rowan dziewczyna nie jest nosicielką żadnegoekstraordynaryjnego genu.Jest zwykła do pospolitości.Ponad wszelką wątpliwość nie jest to Ciri z Cintry.Niejest to dziewczyna, której cesarz poszukiwał.A poszukiwałtej, która nosiła gen.Dysponował nawet jej włosami.Włosy te zbadałam i znalazłam coś, czego nie rozumiałam.Ale teraz już rozumiem. - Ciri nie ma więc w Nilfgaardzie - powiedziała cichoYennefer.- Nie ma jej tam. - Nie ma jej tam - potwierdziła poważnie FilippaElihart.- Emhyra oszukano, podsunięto mu sobowtóra samawiem o tym od wczoraj.Cieszy mnie jednak swymwyznanie pani Assire.Potwierdza ono, że nasza loża jużfunkcjonuje.***** Yennefer miała wielkie trudności z opanowaniem drzenia rąki warg.Tylko spokojnie, powtarzała sobie, tylkospokojnie, nie demaskować się, czekać na sposobność.I słuchać,słuchać, zbierać informacje.Sfinks.Być sfinksem. - A zatem to Vilgefortz - Sabrina wyrżnęła pięściąw stół.- Nie Emhyr, ale Vilgefortz, ten czaruś, ten przystojny łajdak! Wykiwał i Emhyra, i nas! Yennefer uspokajała się głębokimi wdechami.Assirvar Anahid, w sposób oczywisty nieswojo czująca się w obcisłejsukni czarodziejka z Nilfgaardu opowiadała o jakmśmłodym niligaardzkim szlachcicu.Yennefer wiedziała, o kogochodzi i bezwiednie zaciskała pięści.Czarny rycerz zeskrzydłami na hełmie, koszmar z majaczeń Ciri.Czułana sobie wzrok Franceski i Filippy.Triss, której spojrzenie starała się natomiast przyciągnąć, unikała jej oczu. Cholera, myślała Yennefer, z trudem przywołując natwarz obojętny wyraz, ale się wrobiłam.W jakąż cholernąmatnię wplątałam tę dziewczynę.Cholera, jak ja spojrzęwiedźminowi w oczy. - Będzie zatem świetna okazja - zawołała podnieconymgłosem Keira Metz - by odzyskać Ciri i zarazem dobraćsię do skóry Vilgefortzowi.Zapalmy łobuzowi gruntpod dupą! - Zapalanie gruntu musi poprzedzić odnalezieniekryjówki Vilgefortza - zadrwiła Sheala de Tancarville, czarodziejka zKoviru, której Yennefer nigdy nie darzyła specjalnąsympatią.- A dotychczas nikomu się to nie udało.Nawet niektórym siedzącym za tym stołem paniom, którewszakże nie skąpiły na poszukiwania ani czasu, aniswych nieprzeciętnych talentów. - Odnaleziono już dwie z licznych kryjówek Vilgefortza- odrzekła chłodno Filippa Eilhart.- Dijkstra intensywnieszuka pozostałych, a nie lekceważyłabym go.Niekiedytam, gdzie zawodzi magia, sprawdzają się szpiedzyi konfidenci.***** Jeden z towarzyszących Dijkstrze agentów zajrzał dolochu, cofnął się gwałtownie, oparł o mur i zbladł jakpłótno, wyglądał, jakby za moment miał zemdleć.Dijkstrazanotował w pamięci, by przenieść delikacika do pracypapierkowej.Ale gdy sam zajrzał do celi, natychmiastzmienił zdanie.Żołądek podjechał mu do gardła.Niemógł jednak skompromitować się przed podwładnymi.Nie spiesząc się wyjął z kieszeni perfumowaną chustkę,przyłożywszy ją do nosa i ust, pochylił się nad nagimizwłokami leżącymi na kamiennej posadzce. - Brzuch i macica rozcięte - zdiagnozował, siląc się naspokój i zimny ton.- Bardzo wprawnie, ręką chirurga.Z dziewczynki wyjęto płód
[ Pobierz całość w formacie PDF ]