[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No, zaczynamy.Składaj palce.A lewa ręka? Nie machaj nią! Opuśćluźno lub oprzyj o biodro.Palce! Dobrze.No, wydaj. - Aaach. - Nie prosiłam, byś wydawała dźwięki.Wydaj energię.W ciszy. - Haa, ha! Podskoczył! Koszyk podskoczył! Widziałaś? - Zaledwie drgnął.Ciri, oszczędnie nie znaczy słabo.Psychokinezy używa się w określonym celu.Nawet wiedźministosują Znak Aard, by zwalić przeciwnika z nóg.Energia, którą wydałaś, nie strąciłaby przeciwnikowi kapelusza.Jeszcze raz, trochę mocniej.Śmiało! - Ha! Ale pofrunął! Teraz było dobrze? Prawda? PaniYennefer? - Hmmm.Pobiegniesz potem do kuchni i zwędzisztrochę sera do naszego wina.Było prawie dobrze.Prawie.Jeszcze mocniej, brzydulko, nie bój się.Poderwijkosz z ziemi i porządnie walnij nim w ścianę tamtej szopki,tak żeby pierze poleciało.Nie garb się! Głowa do góry!Z gracją, ale dumnie! Śmiało, śmiało! O, jasna cholera! - Ojej.Przepraszam, pani Yennefer.Chyba.wydałam trochę za dużo. - Odrobinkę.Nie denerwuj się.Chodź tu do mnie.No,malutka. - A.A szopka? - To się zdarza.Nie ma się czym przejmować.Debiut,generalnie rzecz biorąc, należy ocenić pozytywnie.A szopka?To nie była wcale piękna szopka.Nie sądzę, żeby komuśbardzo brakowało jej w krajobrazie.Hola, moje panie!Spokojnie, spokojnie, po co ten gwałt i szum, nic sięnie stało! Bez nerwów, Nenneke! Nic się nie stało, powtarzam.Trzeba po prostu uprzątnąć te deski.Przydadzą sięna opał!***** Podczas ciepłych, bezwietrznych popołudni powietrzegęstniało od zapachu kwiatów i traw, tętniło spokojem iciszą, przerywaną brzęczeniem pszczół i wielkich żuków.W takie popołudnia Yennefer wynosiła do ogrodu wiklinowyfotel Nenneke, siadała w nim, daleko wyciągającprzed siebie nogi.Czasami studiowała księgi, czasamiczytała listy, które otrzymywała za pośrednictwem dziwnychposłańców, przeważnie ptaków.Niekiedy tylko siedziałazapatrzona w dal.Jedną ręką burzyła w zamyśleniuswe czarne lśniące loki, drugą głaskała po głowie Cirisiedzącą na trawie, przytuloną do ciepłego, twardego udaczarodziejki. - Pani Yennefer? - Jestem tu, brzydulko. - Powiedz mi, czy za pomocą magii można zrobićwszystko? - Nie. - Ale można wiele, prawda? - Prawda - czarodziejka zamknęła na chwilę oczy,dotknęła palcami powiek.- Bardzo wiele. - Coś naprawdę wielkiego.Coś strasznego! Bardzostrasznego? - Niekiedy bardziej, niż by się chciało. - Hmm.A czy ja.Kiedy ja będę umiała zrobić cośtakiego? - Nie wiem.Może nigdy.Obyś nigdy nie musiała.Cisza.Milczenie.Gorąco.Zapach kwiatów i ziół. - Pani Yennefer? - Co znowu, brzydulko? - Ile miałaś lat, gdy zostałaś czarodziejką? - Hmm.Gdy zdałam wstępne egzaminy? Trzynaście. - Ha! To tak, jak ja teraz! A ile.Ile miałaś lat, gdy.Nie, o to nie zapytam. - Szesnaście. - Aha.- Ciri zarumieniła się lekko, udała nagłezainteresowanie chmurą o dziwnym kształcie, wiszącąwysoko nad wieżami świątyni.- A ile miałaś lat.gdy poznałaś Geralta? - Więcej, brzydulko.Trochę więcej. - Wciąż nazywasz mnie brzydulką! Wiesz, jak bardzotego nie lubię.Dlaczego to robisz? - Bo jestem złośliwa.Czarodziejki zawsze są złośliwe. - A ja nie chcę.nie chcę być brzydulką.Chcę być ładna.Naprawdę ładna, tak jak ty, pani Yennefer.Czy dziękimagii będę mogła być kiedyś tak piękna jak ty? - Ty.Na szczęście nie musisz.Nie potrzebujesz dotego magii.Sama nie wiesz, jakie to szczęście. - Ale ja chcę być naprawdę ładna! - Jesteś naprawdę ładna.Naprawdę ładna brzydulka.Moja ładna brzydulka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]