[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.      PoluzowaÅ‚ miecz w pochwie.      - Nie chciaÅ‚bym ciÄ™ posÄ…dzać o jakiÅ› podstÄ™p, Corwinie.      - Zapewniam ciÄ™, że to nie podstÄ™p.MajÄ…c tyle czasu na myÅ›lenie zorganizowaÅ‚bym coÅ› bardziej subtelnego, nie sÄ…dzisz?      WestchnÄ…Å‚.Potem kiwnÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….      - Dobrze.IdÄ™ do ciebie.      - No to chodź.      Przez chwilÄ™ staÅ‚ nieruchomo, a potem postÄ…piÅ‚ krok do przodu.      StanÄ…Å‚ obok mnie.WyciÄ…gnÄ…Å‚ rÄ™kÄ™ i poÅ‚ożyÅ‚ mi dÅ‚oÅ„ na ramieniu.      - Corwin! - powiedziaÅ‚.- CieszÄ™ siÄ™, że znowu masz oczy.      OdwróciÅ‚em wzrok.      - Ja także.Ja także.      - Kto to jest, tam koÅ‚o wozu?      - Przyjaciel.Nazywa siÄ™ Ganelon.      - Gdzie jest Benedykt? Co siÄ™ staÅ‚o?      - Tam - skinÄ…Å‚em rÄ™kÄ….- JakieÅ› dwie mile stÄ…d, koÅ‚o drogi.Jest przywiÄ…zany do drzewa.Jego koÅ„ stoi obok.      - WiÄ™c czemu jesteÅ› tutaj?      - Uciekam.      - Przed czym?      - Przed Benedyktem.To wÅ‚aÅ›nie ja go zwiÄ…zaÅ‚em.      ZmarszczyÅ‚ brwi.      - Nie rozumiem.      PotrzÄ…snÄ…Å‚em gÅ‚owÄ….      - NastÄ…piÅ‚o nieporozumienie.Nie mogÅ‚em mu wytÅ‚umaczyć.WalczyliÅ›my.UderzyÅ‚em go i straciÅ‚ przytomność.Potem go zwiÄ…zaÅ‚em.Nie mogÄ™ go uwolnić - bo znów siÄ™ na mnie rzuci.I nie mogÄ™ tak zostawić.CoÅ› może mu siÄ™ stać, zanim siÄ™ wyplÄ…cze.Dlatego wezwaÅ‚em ciebie.ProszÄ™ ciÄ™, idź do niego, uwolnij i odprowadź do domu.      - A co ty bÄ™dziesz robiÅ‚ w tym czasie?      - BÄ™dÄ™ stÄ…d wiaÅ‚ najszybciej, jak siÄ™ da, żeby siÄ™ zgubić w Cieniu.WyÅ›wiadczysz nam obu przysÅ‚ugÄ™, powstrzymujÄ…c go od poÅ›cigu.Nie chcÄ™ siÄ™ z nim bić po raz drugi.      - Rozumiem.Powiesz mi, co siÄ™ staÅ‚o?      - Nie jestem pewien.NazwaÅ‚ mnie mordercÄ….DajÄ™ sÅ‚owo, że nie zabiÅ‚em nikogo przez caÅ‚y czas, gdy byÅ‚em w Avalonie.Powtórz mu to, proszÄ™.Nie mam powodow, by ciÄ™ oszukiwać, i przysiÄ™gam, że to prawda.Jest jeszcze jedna sprawa, która mogÅ‚a go zirytować.JeÅ›li o niej wspomni, powiedz mu, że musi polegać na wyjaÅ›nieniach Dary.      - A o co chodzi?      WzruszyÅ‚em ramionami.      - Dowiesz siÄ™, jeÅ›li zacznie o tym mówić.Jeżeli nie, zapomnij o wszystkim.      - Dara, powiadasz?      - Tak.      - Dobrze, zrobiÄ™, o co prosisz.A teraz, czy mógÅ‚byÅ› mi powiedzieć, jak udaÅ‚o ci siÄ™ uciec z Amberu?      UÅ›miechnÄ…Å‚em siÄ™.      - Akademicka ciekawość? Czy też obawa, że pewnego dnia sam bÄ™dziesz musiaÅ‚ skorzystać z tej trasy?      RozeÅ›miaÅ‚ siÄ™.      - Taka informacja może okazać siÄ™ bardzo użyteczna.      - Å»aÅ‚ujÄ™, drogi bracie, ale Å›wiat jeszcze nie jest gotów do przyjÄ™cia tej wiedzy.Gdybym musiaÅ‚ komuÅ› powiedzieć, powiedziaÅ‚bym tobie.W żaden sposób jednak ci siÄ™ tu nie przyda, podczas gdy zachowanie tajemnicy może mi jeszcze kiedyÅ› posÅ‚użyć.      - Innymi sÅ‚owy, masz prywatne wejÅ›cie i wyjÅ›cie z Amberu.Co ty planujesz, Corwinie?      - A jak myÅ›lisz?      - Odpowiedź jest oczywista.Lecz ja żywiÄ™ w tej sprawie dość mieszane uczucia.      - Opowiesz mi o nich?      SkinÄ…Å‚ rÄ™kÄ… w stronÄ™ widocznego z naszego miejsca odcinka czarnej drogi.      - To coÅ› siÄ™ga teraz stóp Kolviru - powiedziaÅ‚.- Najróżniejsze groźne stwory docierajÄ… tÄ… drogÄ… do Amberu.Bronimy siÄ™ i jak na razie zawsze zwyciężamy.Lecz ataki sÄ… coraz niebezpieczniejsze i zdarzajÄ… siÄ™ coraz częściej.Nie jest to dobry czas na wykonanie twego ruchu, Corwinie.      - A może wÅ‚aÅ›nie najlepszy - odrzekÅ‚em.      - Może dla ciebie.Ale niekoniecznie dla Amberu.      - Jak Eryk radzi sobie z sytuacjÄ…?      - Należycie: Jak powiedziaÅ‚em, zawsze zwyciężamy.      - Nie chodzi mi o te ataki, ale o caÅ‚ość problemu, o jego przyczynÄ™.      - Sam wyruszyÅ‚em czarnÄ… drogÄ… i dotarÅ‚em daleko.      - I.?      - Nie zdoÅ‚aÅ‚em dojechać do koÅ„ca.Wiesz, że w miarÄ™ oddalania siÄ™ od Amberu cienie stajÄ… siÄ™ coraz dziksze i dziwaczniejsze?      - Tak.      -.Aż sam umysÅ‚ zwraca siÄ™ ku szeleÅ„stwu?      - Tak.     .A gdzieÅ› poza tym wszystkim leżą Dworce Chaosu.Droga biegnie dalej, Corwinie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]