[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.      - A cóż tam może być ciekawego?      WzruszyÅ‚ ramionami.      - To już sam zobaczysz.      - Dobrze.      Przed pójÅ›ciem spać wypiliÅ›my jeszcze parÄ™ szklaneczek i spÄ™dziliÅ›my miÅ‚y wieczór.WiedziaÅ‚em, że bÄ™dzie mi brak starego Jopina.ByÅ‚, obok Reina, jedynÄ… przyjaznÄ… duszÄ…, jakÄ… spotkaÅ‚em od chwili powrotu.ZastanawiaÅ‚em siÄ™, co też mogÅ‚o zajść w dolinie, która gdy jÄ… ostatni raz widziaÅ‚em, byÅ‚a rzekÄ… pÅ‚omieni.Co takiego niezwykÅ‚ego dziaÅ‚o siÄ™ tam po czterech latach?      ZasnÄ…Å‚em drÄ™czony snami o wilkolakach i sabatach czarownic, dopiero gdy księżyc w peÅ‚ni zawisÅ‚ już wysoko nad Å›wiatem.      WstaÅ‚em o brzasku.Jopin jeszcze spaÅ‚, co mi odpowiadaÅ‚o, bo nie lubiÄ™ pożegnaÅ„, a miaÅ‚em dziwne przeczucie, że go wiÄ™cej nie zobaczÄ™.      Z lunetÄ… u boku wdrapaÅ‚em siÄ™ do najwyższego pomieszczenia na wieży, w którym znajdowaÅ‚a siÄ™ latarnia.PodszedÅ‚em do okna wychodzÄ…cego na brzeg i skierowaÅ‚em lunetÄ™ na dolinÄ™.      Nad lasem wisiaÅ‚a mgÅ‚a - zimna, szara, wilgotna, opasujÄ…ca wierzchoÅ‚ki karÅ‚owatych, powykrÄ™canych drzew.Ich czarne konary splataÅ‚y siÄ™ ze sobÄ…, jak palce sczepionych dÅ‚oÅ„mi zapaÅ›ników.MiÄ™dzy nimi migaÅ‚y jakieÅ› ciemne ksztaÅ‚ty, ale po ich locie widziaÅ‚em, że to nie ptaki.Raczej nietoperze.JakieÅ› zÅ‚o zagnieździÅ‚o siÄ™ w tym wielkim lesie.I po chwili zrozumiaÅ‚em: to ja sam byÅ‚em tego sprawcÄ….      SprowadziÅ‚em to mojÄ… klÄ…twÄ….PrzeksztaÅ‚ciÅ‚em spokojnÄ… DolinÄ™ Gamath w to, czym teraz byÅ‚a: w symbol mojej nienawiÅ›ci do Eryka i tych wszystkich, którzy go otaczali i pozwolili mu zagarnąć wÅ‚adzÄ™, pozwolili mu mnie oÅ›lepić.Nie podobaÅ‚ mi siÄ™ ten las i patrzÄ…c na niego ujrzaÅ‚em jasno, jak skrystalizowaÅ‚a siÄ™ moja nienawiść, której sam nadaÅ‚em ten ksztaÅ‚t.      OtworzyÅ‚em nowe wejÅ›cie do prawdziwego Å›wiata.Gamath byÅ‚a teraz Å›cieżkÄ… przez Cienie.CiemnÄ… i groźnÄ… Å›cieżkÄ….Tylko ZÅ‚o miaÅ‚o tÄ™dy dostÄ™p.To byÅ‚o źródÅ‚o "nieczystych siÅ‚", o których wspominaÅ‚ Rein, a które przyczyniaÅ‚y tyle zmartwieÅ„ Erykowi.PoniekÄ…d to dobrze, że go niepokoiÅ‚y.Ale przesuwajÄ…c lunetÄ™ nie mogÅ‚em oprzeć siÄ™ wrażeniu, że zrobiÅ‚em coÅ› bardzo zÅ‚ego.W owym czasie nie wiedziaÅ‚em, że jeszcze kiedyÅ› ujrzÄ™ Å›wiatÅ‚o dzienne.Teraz, kiedy tak siÄ™ staÅ‚o, zrozumiaÅ‚em, że otworzyÅ‚em drogÄ™ dla czegoÅ›, co bÄ™dzie bardzo trudno opanować.CaÅ‚y czas poruszaÅ‚y siÄ™ tam jakieÅ› dziwne ksztaÅ‚ty.ZrobiÅ‚em coÅ›, czego nikt nie zrobiÅ‚ podczas caÅ‚ego panowania Oberona: otworzyÅ‚em nowÄ… drogÄ™ do Amberu.I można siÄ™ po tym spodziewać tylko wszystkiego najgorszego.Nadejdzie dzieÅ„, kiedy wÅ‚adca Amberu - ktokolwiek nim wtedy bÄ™dzie - stanie wobec problemu zanikniÄ™cia tej strasznej drogi.WiedziaÅ‚em to, patrzÄ…c na wytwór mojego bólu, gniewu i nienawiÅ›ci.JeÅ›li kiedyÅ› zdobÄ™dÄ™ Amber, bÄ™dÄ™ musiaÅ‚ walczyć z wÅ‚asnym dzieÅ‚em, co jest zawsze piekielnie trudnÄ… sprawÄ….OdjÄ…Å‚em lunetÄ™, od oczu i westchnÄ…Å‚em.Co bÄ™dzie, to bÄ™dzie, pomyÅ›laÅ‚em.A tymczasem Eryk ma zapewnionych kilka bezsennych nocy.      PrzeÅ‚knÄ…Å‚em szybko parÄ™ kÄ™sów, przygotowaÅ‚em łódkÄ™, podniosÅ‚em żagle i wypÅ‚ynÄ…Å‚em.Jopin o tej porze zwykle już nie spaÅ‚, ale może i on nie lubiÅ‚ pożegnaÅ„.      SkierowaÅ‚em siÄ™ na peÅ‚ne morze, wiedzÄ…c, dokÄ…d chcÄ™ siÄ™ udać, ale nie wiedzÄ…c jak.BÄ™dÄ™ pÅ‚ynąć przez CieÅ„ i obce wody, ale to lepsze niż droga lÄ…dowa z czajÄ…cym siÄ™ wytworem mojej nienawiÅ›ci.      WybraÅ‚em za cel lÄ…d, który skrzyÅ‚ siÄ™ prawie tak jak Amber i byÅ‚ niemal równie nieÅ›miertelny, lÄ…d, który już nie istniaÅ‚.ZniknÄ…Å‚ w Chaosie wieki temu, ale musiaÅ‚ gdzieÅ› przetrwać jego CieÅ„.NależaÅ‚o go tylko znaleźć, poznać i z powrotem uczynić swoim, jak to byÅ‚o dawno temu.Później, wsparty wÅ‚asnÄ… armiÄ…, dokażę w Amberze jeszcze jednego, nie znanego dotÄ…d wyczynu.Nie miaÅ‚em gotowego planu, ale przysiÄ…gÅ‚em sobie, że w dniu mojego powrotu ogieÅ„ z dziaÅ‚ wstrzÄ…Å›nie nieÅ›miertelnym miastem.      Kiedy wpÅ‚ywaÅ‚em do Cienia, podfrunÄ…Å‚ do mnie biaÅ‚y ptak moich pragnieÅ„ i siadÅ‚ mi na prawym ramieniu.PrzytwierdziÅ‚em mu do nóżki podpisanÄ… przez siebie wiadomość; "Przybywam" i puÅ›ciÅ‚em go w niebo.      Nie spocznÄ™, dopóki nie wywrÄ™ zemsty i nie zdobÄ™dÄ™ tronu, i biada temu, kto stanie mi na drodze.      SÅ‚oÅ„ce wschodziÅ‚o po mojej lewej rÄ™ce, wiatr dÄ…Å‚ w żagle i pchaÅ‚ mnie na szerokie wody.RzuciÅ‚em przekleÅ„stwo na gÅ‚owÄ™ Eryka i rozeÅ›miaÅ‚em siÄ™.      ByÅ‚em wolny i choć musiaÅ‚em uciekać, to jednak dopiÄ…Å‚em swego.Obecnie stoi przede mnÄ… nowa szansa, o której marzyÅ‚em.      Teraz podfrunÄ…Å‚ czarny ptak moich pragnieÅ„ i siadÅ‚ mi na lewym ramieniu.NapisaÅ‚em drugÄ… kartkÄ™, przywiÄ…zaÅ‚em mu do nogi i wysÅ‚aÅ‚em go na zachód.      Kartka gÅ‚osiÅ‚a: "Eryku, wrócÄ™!" i byÅ‚a podpisana:      "Corwin, wÅ‚adca Amberu".      Demon wiatru pchaÅ‚ mnie na wschód od sÅ‚oÅ„ca.Strona główna Indeks
[ Pobierz całość w formacie PDF ]