[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po poprzednim lądowaniu pojazdu nie zostało nawet śladu,błoto i sprężysta trawa bagienna skryły skutecznie wszelkie znaki. Will wyłączył silnik i wysiadł. - Jesteśmy na miejscu. - Coś nie tak, facet - powiedział starszy z chłopców.- A gdzie złoto? Młodszy stanął na brzegu stawu i rozejrzał się nieufnie. - No i gdzie oni są? Will zerknął na zaniesione chmurami, mroczne niebo. - Przylecą.Złoto też będzie. Starszy chłopak robił wrażenie kogoś przekonanego, że cały świat spiskujeprzeciwko jego osobie od dnia, kiedy zdarzyło mu się przyjść na ten padół. - A póki co, może pomoglibyście mi z bagażami. - Żadne takie, swój już mamy, sam się bujaj.- W ręku trzymał obwiązanąsznurkiem paczkę. Ken Woods nie odmówił, podobnie jak milczący rybak.Facet był silny iwspaniale umięśniony. Gdy stos bagaży legł już na ziemi, Will ponownie spojrzał na zegarek.Ciekawe,co będzie, jeśli nie przylecą.Cała noc na mokradłach, noc pełna oskarżeń ipretensji.I jeszcze te żmije. Czas mijał, narzekań było coraz więcej.Will wiedział, że nie utrzyma gromadkizbyt długo.Pomyślał, że w ostateczności da im resztę złota z pudełka i odeślemikrobusem do miasta, a sam zostanie by czekać na obcych, którym będzie musiałopowiedzieć jakąś bajeczkę o porażce. Nagle, bez żadnej zapowiedzi, mroczny zarys pojazdu wykwitł nad bagnem izaczął przymierzać się do lądowania.Zawarczało, zaszumiało, jakby trollkołysał swoje dziecko do snu.Za plecami Willa rozległy się pierwsze zdumioneochy i achy. * JPDP - Jedna Pani Drugiej Pani, lo wszędzie działa tak samo (przyp.tłum.).Strona główna Indeks
[ Pobierz całość w formacie PDF ]